Dodany: 26.04.2012 10:24|Autor: Lykos
Czy istnieje przepis na arcydzieło lub chociaż książkę dobrą?
Nie pamiętam, czy mieliśmy już w Biblionetce dyskusję na podobny temat. Przejrzałem tytuły trzy lata do tyłu i niczego takiego nie znalazłem. Kiedyś zamieściłem rozważanie na ten temat w ramach dyskusji o "Egipcjaninie Sinuhe", ale trafiłem widać na zły moment – nie było ŻADNEGO odzewu. Wydaje mi się jednak, że zagadnienie może być ciekawe dla przynajmniej części społeczności biblionetkowej, zdecydowałem się więc skopiować moją ówczesną wypowiedź jako wstęp do dyskusji na forum Biblionetki. Ze względu na moje lenistwo wprowadziłem tylko niewielkie zmiany.
Nieodżałowany Zbyszek Wilczyński twierdził, że zna przepis na arcydzieło, ale przyciśnięty do muru nie chciał swoich przemyśleń przedstawić w postaci pisemnej. Bał się bowiem, że zbyt dokładna wiedza może zabić to coś, co jest i według niego powinno pozostać nieuchwytne do końca i niedopowiedziane. Uważał, że krytycy, którzy są bardzo świadomi kryteriów, jakie arcydzieło powinno spełniać, sami nie są w stanie takiego arcydzieła stworzyć. A on ciągle miał nadzieję, że mu się uda. Niestety, nie zdążył.
Ja nie mam umysłu tak analitycznego jak Zbyszek, a moje wiedza jest inna niż jego, pod wieloma względami mniejsza, choć może pod innymi - większa. Mimo wszystko chciałbym tutaj przedstawić moje przemyślenia, z pewnością dalekie od wyczerpania tematu i pewnie bardzo niedoskonałe, ale może mogłyby stanowić jakąś podstawę do dyskusji. Pretekstem są rozważania na temat „Egipcjanina Sinuhe”, książki, którą uważam za jedną z najlepszych powieści, jakie kiedykolwiek czytałem. (poezja rządzi się w części nieco innymi regułami i nie czuję się na siłach zabierać głosu w dyskusji na jej temat). Postaram się przedstawić je w punktach.
1. Tematyka
Powinna być ważka. Przynajmniej dobrze jest, gdy jest (chociaż mogę sobie wyobrazić książki ważne, które poświęcone są tematyce błahej). W recenzji napisałem, że w „Egipcjaninie” chodzi o miłość, politykę, przemijanie i tajemnicę i że uważam te tematy za istotne. Tutaj podtrzymuję swoją dawną opinię, ale chętnie przyjąłbym uzupełnienie tej listy, a zaciekawiłyby mnie głosy krytyczne, jeśli byłyby uzasadnione.
2. Kreacja świata
Najlepsze powieści zwykle malują świat barwny, ciekawy i przede wszystkim bardzo konsekwentny. Przodują tutaj chyba utwory fantasy, ale bardzo podobnie wygląda przedstawienie – wymyślenie lub odtworzenie (a czasem i to i to) - świata w utworach historycznych, science fiction, a właściwie we wszystkich rodzajach powieści czy w ogóle prozy, jeśli chodzi o utwory dobre. Mika Waltari stworzył świat wspaniały: obszerny i różnorodny, w zasadzie zgodny z wiedzą historyczną i uzupełniony o szczegóły trudne do znalezienia w źródłach, ale konsekwentnie wplatające się w całość w taki sposób, że raczej nie umiemy znaleźć w niej fałszów. Wydaje mi się, że stworzenie świata w powieści historycznej jest trudniejsze niż w powieści fantasy, bo jednak obowiązuje konieczność nierozmijania się w sposób istotny z tzw. prawdą historyczną. „Egipcjanin” jest „powieścią profesorską” – prawie wszystko jest absolutnie zgodne z naszą wiedzą na temat opisywanego okresu historycznego i obszaru geograficznego, niesłychanie ciekawe informacje są integralną częścią fabuły i rzadko można wyczuć popisywanie się autora posiadaną wiedzą. Odstępstwa od ogólnie przyjętej „wiedzy historycznej” lub wybór interpretacji w przypadkach spornych są usprawiedliwione konstrukcją utworu i dla laika są raczej niedostrzegalne (np. sama koncepcja trepanatora królewskiego, stworzenie życiorysu księżniczki Baketaton/Baketamon znanej z jednego źródła nie pozwalającego nawet na jej jednoznaczne określenie jako odrębnej osoby, pochodzenie Horemheba z nizin społecznych, charakter Echnatona). Świat „Egipcjanina” jest obszerny – obejmuje prawie całe wschodnie Śródziemnomorze i Mezopotamię. Jest opisany równie barwnie jak Egipt. Wyobrażam sobie, ile pracy włożył Waltari w research do powieści i bardzo go za to podziwiam – niewiele jest utworów tak ambitnych pod tym względem (przychodzi mi do głowy „Stworzenie świata” Gore Vidala). Mimo zasadniczo realistycznego charakteru, mamy też elementy baśniowe albo z pogranicza baśni: przypominają mi się potwór – bóg Krety, uroczystość jednodniowego króla w Babilonie, tamowacz krwi, budowla wystawiona przez Baketamon za „zyski z nierządu” (chociaż epizod ten jest inspirowany przez opowieść przytoczoną przez Herodota), ale pewnie jest ich więcej. Niektórzy czytelnicy odczuwają jako zgrzyt ten pierwszy przykład, inne wyglądają jak trawestacje starożytnych opowieści i zupełnie nie rażą. Moja propozycja, żeby traktować „Egipcjanina Sinuhe” jako baśń, ma swoje uzasadnienie także w częstym odwoływaniu się bohatera do upodobań Kipy, jego przybranej matki – nawet imię Sinuhe wzięła ona z pradawnej opowieści.
3. Konstrukcja książki
a) Narrator w pierwszej osobie zdejmuje z autora odpowiedzialność za prawdziwość opisu – można domniemywać, że obecne są dwa filtry: selektywna pamięć starca spisującego swoje dzieje oraz jego ewentualna tendencyjność. Co prawda spowiedź Sinuhe sprawia wrażenie bardzo szczerej, nie możemy jednak wykluczyć ewentualnych naciągnięć. Także elementy baśniowe można usprawiedliwić konfabulacjami Sinuhe.
b) Szczęśliwym pomysłem wydaje się postać głównego bohatera. Jest nim biegły w swej sztuce lekarz, który z racji swego zawodu, a także dzięki pewnym prawdopodobnym przypadkom, ma dostęp do różnych środowisk, w tym do elit władzy. Poza tym jest mężczyzną, którego można było pokazać na różnych etapach życia oraz wprowadzać w sytuacje typowe dla różnego wieku i wplątywać w nietypowe, ale prawdopodobne sytuacje z kobietami. Sinuhe jest ciekawie skonstruowany: pełen przeciwieństw i niekonsekwencji, obdarzony niebywałym talentem do wpędzania się w kłopoty.
c) Następny ciekawy pomysł – chociaż stary jak literatura – mamy go już w poemacie o Gilgameszu. - drugi bohater skonstruowany na zasadzie przeciwieństwa do pierwszego: bardzo przyziemny, praktyczny i obdarzony chłopskim rozumem, a równocześnie lojalny wobec Sinuhe aż do zgody na sytuacje skrajnie niebezpieczne. Kontrast między Kaptahem a Sinuhe jest jednym z ważniejszych źródeł komizmu w książce.
d) Wprowadzenie całej galerii w różnym stopniu dopracowanych postaci – ciekawych jako takie, ale mających też ważne funkcje w prowadzeniu akcji.
e) Fabuła książki – akcja tocząca się w zróżnicowanym tempie – z okresami spokojnymi i nagłymi przyspieszeniami i zwrotami. Elementy przygodowe to ta warstwa książki, która ma przyciągnąć każdego czytelnika, także tego, który niespecjalnie interesuje się Egiptem czy starożytnością.
f) Egzotyka – oddalenie w czasie i przestrzeni – również przyciąga wielu czytelników.
g) Dodałbym do tego erotykę książki, usprawiedliwioną podejściem do niej ludzi z okresu, w którym toczy się akcja.
h) Humor i komizm wynikający z wielu źródeł: konstrukcji postaci i ich zderzania, kontrastów cywilizacyjnych, warstwy słownej – zapewne wiele pominąłem.
i) Dla ambitniejszych czytelników ma Waltari, obok szczegółów historycznych, warstwę aktualną książki – nawiązania do aktualnej sytuacji w Europie doby II wojny światowej, totalitaryzmów, walki o postęp i konfliktów moralnych.
j) Wreszcie czytelnikom obytym z przedstawionym w książce okresem historycznym proponuje Waltari coś w rodzaju gry w odgadywanie, co jest oparte na źródłach historycznych, a co wymyślone przez autora i w jakim stopniu. Szukanie w opracowaniach stało się dla mnie pasjonującym zajęciem – mogę powiedzieć, że chociaż mam zapewne dostęp do szerszej wiedzy historycznej niż Waltari 70 – 65 lat temu, wielu zagadek ciągle nie umiem rozwiązać. Szczególnie dręczy mnie ceremonia ślubna polegająca na wspólnym stłuczeniu garnków przez nowożeńców.
k) Last but not least – w całej książce zawarta jest prawdziwa mądrość i przesłanie moralne – nie nachalnie, jakby mimochodem – nieraz prawie niezauważalnie – dlatego trudno byłoby podać przykłady, ale chyba większość mniej więcej świadomych czytelników odnosi takie wrażenie.
W sumie konstrukcja powieści jest bardzo precyzyjna i spójna, umożliwiająca zastosowanie zasady „dla każdego coś miłego”. Pozwala na odbiór książki niejako na kilku poziomach, w zależności od przygotowania lub upodobań czytelnika – jako romans, jako powieść przygodową, powieść historyczną albo moralitet, czy wreszcie – wszystko to razem.
4. Język
Język jest z jednej strony integralną częścią świata wykreowanego przez autora – widać w nim nawiązanie do „Baśni z tysiąca i jednej nocy”, a także – do autentycznych utworów staroegipskich – zalecałbym lekturę książek Tadeusza Andrzejewskiego, a zwłaszcza „Opowiadań egipskich”, z drugiej – wspaniałym narzędziem przedstawiającym rzeczywistość. Słowotok Sinuhe maluje plastycznie opisywane sytuacje – jest także jednym z elementów przyciągających czytelnika. Nie wiem, czy tak właśnie mówili Egipcjanie, Syryjczycy, Babilończycy, Mitannijczycy, Hetyci czy Kreteńczycy, ale czytelnikowi (a przynajmniej mi osobiście) język wydał się bardzo prawdziwy. Jest pełen powiedzeń, spośród których chyba najsłynniejsze stało się „mowa twoja jest dla mnie jak brzęczenie much”. W internecie prawdziwą karierę zrobiły rozważania na temat śmierci przekazane przez Sinuhe jego druhowi Aziru w nocy poprzedzającej jego egzekucję puszczone w obieg pod nazwiskiem M. Woltori. Jeżeli nie zawsze widzimy pełną indywidualizację stylu różnych osób, zawsze można to położyć na karb możliwości odtwórczych starego Sinuhe.
Chociaż rozważania odnoszą się do konkretnej książki, mam nadzieję, że mogą mieć – przynajmniej w dużej części – charakter uniwersalny.
Jak myślicie - czy obiekcje Zbyszka Wilczyńskiego są słuszne czy nie? Czy stworzenie recepty na dobrą książkę jest możliwe i czy ewentualna gruntowna wiedza, jak napisać arcydzieło, pomaga czy szkodzi w pisaniu? Czy może w pewnym stopniu pomaga, ale po zbyt dogłębnym drążeniu – szkodzi? Albo – czy lepiej zdać się na wiedzę, czy na intuicję? Ewentualnie – jak wyważyć jedno i drugie?
Poza tym – niestety – wiedzieć wcale nie znaczy umieć.
Zapraszam do dyskusji.