Dodany: 20.04.2004 15:57|Autor: dorsz
Klasyka political fiction
Pierwszy raz czytałam "Wyjście z cienia" jeszcze w latach osiemdziesiątych, kiedy odbierało się tę powieść jako wyraźną metaforę ówczesnych czasów i sytuacji politycznej. Wznowienie przyjęłam z radością, ale i z obawą, jak też w dzisiejszych czasach odbierać się będzie tę powieść, należącą przecież bezsprzecznie do gatunku political fiction. Czy bardzo się zestarzała? Zaskoczyło mnie, że zupełnie nie.
Świat, w którym żyje wraz z rodziną i przyjaciółmi główny bohater - szesnastoletni Tim, to Ziemia za kilkadziesiąt lat, podzielona zamiast państw na kwadraty, których granic strzegą bezlitosne lasery. Integralną część tej rzeczywistości stanowią przybysze z kosmosu, podobno z Proximy Centauri, ukrywający się w kapsach, poruszający się pulwami i toranami, uważani przez Ziemian za przyjaciół i wybawców. To oni ustalają reguły rządzące tym społeczeństwem. Zabraniają podróży między kwadratami, przeprowadzają surowe kontrole graniczne, ukrywają przed ludźmi istnienie mrówek i usiłują je wytępić. Nie ujawniają też swojego wyglądu. Tim uważa, że tak właśnie być musi; nie zna i nie potrafi sobie wyobrazić żadnego innego świata. Jednak powoli zaczyna odkrywać, że pod tą znaną i bezpieczną fasadą kryje się jakieś drugie dno, że są tacy, którzy chętnie pozbyliby się kosmicznych "przyjaciół".
Obok wielu uproszczeń i dość nachalnego dydaktyzmu - usprawiedliwionego, jeśli pamiętamy, że Zajdel napisał tę powieść w roku 1978 - są w tej powieści co najmniej dwa genialne motywy, które decydują o jej ponadczasowym brzmieniu. Po pierwsze wspaniale pokazane jest, jak rodzi się bunt, skąd się biorą pierwsze nieśmiałe zalążki ruchu oporu i jak ludzie decydują, po której stronie powinni stanąć, na podstawie bardzo przecież niepewnych przesłanek. Po drugie odkrywamy, że to nie najeźdźcy wprowadzają najsurowsze zakazy, tylko sami ludzie, pragnący za wszelką cenę przypodobać się tym, których mają za silniejszych. To chwila gorzkiej prawdy.
Żałuję nieco, że Zajdel nie pociągnął wątku buntu dalej, w stronę rewolucji. Przez chwilę w trakcie lektury wydaje się, że właśnie do tego zmierza. Książka byłaby może trzy razy grubsza i miałaby szansę stanowić studium psychospołeczne porównywalne z "Luna to surowa pani" Heinleina. Nie wiem, co zdecydowało o wyborze pokojowego zakończenia, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Zajdel okazał się w tym momencie wizjonerem - wszak właśnie w ten sposób w rzeczywistości nastąpił upadek imperium. Ten szczegół będący być może wyłącznie dziełem przypadku również decyduje o aktualności książki.
"Wyjście z cienia" powinien mieć w swym księgozbiorze każdy, nie tylko miłośnik science fiction. Szczególnie należałoby podsuwać tę książkę tym, którzy już nie pamiętają czasów Wielkiego Brata, aby przekonali się, czym kończy się nadmierne zaufanie do mieniących się naszymi przyjaciółmi i twierdzących, że jedynie naszego dobra pragną. Być może również po to, aby poczuli przez chwilę smak buntu...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.