Dodany: 17.04.2024 13:21|Autor: hburdon
Jonathan Franzen "How to be Alone"
Czy zdarzyło Ci się kiedyś sięgnąć po wielkie dzieło literatury i stwierdzić, że czytanie go jest potwornie męczące? Co robisz w takiej sytuacji: przyjmujesz wyzwanie, brniesz dalej w nadziei, że będzie warto? A może bez wahania odrzucasz lekturę, która nie sprawia Ci żadnej przyjemności? Czy jesteś wyznawcą Statusu, czy Kontraktu?
Eseje w zbiorze Jonathana Franzena “How to be Alone” (“Jak być samotnym”) pozornie skaczą z tematu na temat, jednak łączy je jedno: pasja autora do czytania i do pisania o tym, co przeczytał. Czy zaczynamy od choroby Alzheimera w rodzinie, zawodności poczty w Detroit czy systemu więziennego w USA, zawsze przechodzimy płynnie do książek, które o tych tematach traktują lub które mogą stanowić przyczynek do rozważań o nich. Dla mnie jednak najciekawszy był esej traktujący bezpośrednio o relacji między czytelnikiem a czytanym przez niego tekstem: “Mr. Difficult” – “Pan Trudny”.
Tytułowy “Mr. Difficult” to amerykański powieściopisarz William Gaddis (1922-1998), o którym Wikipedia pisze, że był jednym z pierwszych i najwybitniejszych pisarzy postmodernistycznych, chociaż ja albo nigdy o nim nie słyszałam, albo usłyszawszy skrzętnie zapomniałam. Jego pierwsza powieść, "The Recognitions", opublikowana w roku 1955, liczy 965 stron. Franzen opisuje doświadczenie czytania jej jako pokutę: “Wymagała lawirowania między cytatami po łacinie, hiszpańsku, węgiersku i w sześciu innych językach. Zamieć niejasnych odniesień wirowała wokół urwisk erudycji, stromych dyskursów na temat alchemii i malarstwa flamandzkiego, mitraizmu i teologii wczesnochrześcijańskiej. Proza składała się z akapitów zajmujących całą stronę, w których tlen był na wagę złota, a temperatura emocjonalna powieści, niska od samego początku, w miarę czytania jeszcze bardziej spadała” [str. 243].
Przypomina mi to, jak na studiach ambitnie próbowałam czytać “Pieśni” Ezry Pounda, obfitujące w cytaty w różnych nieznanych mi językach, łącznie z greką (domyślam się, że była to greka antyczna, choć naprawdę nie byłam w stanie tego stwierdzić). Pound, podobnie jak Gaddis, był ewidentnie wyznawcą “modelu statusu”. Franzen:
“Okazuje się, że wierzę jednocześnie w dwa skrajnie różne modele relacji fikcji z odbiorcami. W pierwszym modelu, którego zwolennikiem był Flaubert, najlepsze powieści są wielkimi dziełami sztuki, ludzie, którym udaje się je napisać, zasługują na najwyższe uznanie, a jeśli przeciętny czytelnik odrzuca dzieło, to dlatego, że przeciętny czytelnik jest filistynem; wartość każdej powieści, nawet miernej, istnieje niezależnie od tego, czy ludzie potrafią się nią cieszyć. Możemy nazwać to _modelem statusu_. Zachęca do dyskusji o geniuszu i znaczeniu z punktu widzenia historii sztuki.
W modelu przeciwstawnym powieść reprezentuje umowę między pisarzem a czytelnikiem, w ramach której pisarz dostarcza słów, z których czytelnik tworzy przyjemne doświadczenie. Pisanie wymaga zatem równowagi pomiędzy wyrażaniem siebie a komunikacją w grupie, niezależnie od tego, czy grupa składa się z entuzjastów "Finneganów tren", czy fanów Barbary Cartland. Każdy pisarz jest przede wszystkim członkiem społeczności czytelników, a najgłębszym celem czytania i pisania fikcji jest podtrzymanie poczucia więzi i przeciwstawienie się egzystencjalnej samotności; zatem powieść zasługuje na uwagę czytelnika tylko tak długo, jak długo czytelnik ma zaufanie do autora. To jest _model kontraktu_” [str. 239-240].
“Mr. Difficult” pomógł mi uporządkować moje własne odczucia względem literatury i kultury w ogóle. Kiedyś miałam podejście dużo bardziej ambitne i ambicjonalne; jednak z wiekiem moja cierpliwość w stosunku do autorów, którym najbardziej zależy na tym, żeby przytłoczyć mnie erudycją, zdecydowanie się skurczyła. Franzen:
“Podobnie jak wielu innych Amerykanów opowiadających się za Kontraktem, podobnie jak stowarzyszenia literackie sprzed stu lat, jak dzisiejsze kluby książki, rozumiem, że Kontrakt czasami wymaga pracy. Wiem, że przyjemność płynąca z czytania książki nie zawsze jest łatwa. Oczekuję pracy; chcę pracować. Jednakże w mojej protestanckiej naturze leży także oczekiwanie jakiejś nagrody za tę pracę. I chociaż krytycy mogą udzielić mi wskazówek duszpasterskich na drodze do tej nagrody, uważam, że ostatecznie każdy zostaje sam na sam ze swoim sumieniem. Jako czytelnik szukam bezpośredniej, osobistej relacji ze sztuką. Książki, które kocham, na których opiera się moja wiara w literaturę, to te, z którymi mogę nawiązać tego rodzaju relację” [str. 268].
Oczywiście nie chodzi o to, żeby każdą powieść tak spłycić, aby nawet najgłupszy i najbardziej rozleniwiony czytelnik był w stanie bez wysiłku pojąć każde zdanie. Jeśli jednak autor celowo zaciemnia sens, pozostawię go samemu sobie – w końcu wygląda na to, że najbardziej lubi swoje własne towarzystwo. Każda książka wymaga od czytelnika nakładu czasu, energii umysłowej i emocjonalnej. Jeżeli po odwróceniu ostatniej strony mam być kompletnie wyczerpana, to chcę coś z tego wynieść. Czytanie to transakcja. Kontrakt.
Powieści Franzena reprezentują moim zdaniem idealną równowagę pomiędzy wysiłkiem a przyjemnością. A “How to be Alone”? Niestety w moim odczuciu większość tego zbioru zestarzała się; rozmyślania o amerykańskiej rzeczywistości lat 1990. nie są dla mnie szczególnie interesujące. Cieszę się jednak, że dobrnęłam do “Mr. Difficult”.
Jonathan Franzen “How to be Alone”, Fourth Estate 2002; “Mr. Difficult” str. 238-269, esej opublikowany w roku 2002. Dostępny w sieci pod adresem:
http://adilegian.com/FranzenGaddis.htm
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.