Powieść o miłości
Przejechali się po tej powieści, chłoszcząc ją bez opamiętania, Tadeusz Boy-Żeleński, Wacław Nałkowski, Stanisław Brzozowski i Konrad Górski. Zarzucali jej tani sentymentalizm, romansowość, kiczowatość, dydaktyzm, hipokryzję, niespójność i mielizny myślowe. Jako pierwszy wśród tuzów ciepło wyraził się o niej dopiero Julian Krzyżanowski. Mnie jednak zadziwiają (nie po raz pierwszy zresztą) dość niskie oceny tej powieści w Biblionetce. Kiedy całkiem niedawno odświeżyłem sobie jej lekturę, dostrzegłem bowiem bardzo realistyczny obraz XIX-wiecznych stosunków społecznych i stosunków międzyludzkich w ogóle oraz doskonałe charakterystyki postaci. Zobaczyłem w tym dziele historię o miłości, o uczuciach przedstawionych w sposób bardzo prawdziwy, bez retuszu. I tak sobie myślę, że się ta powieść obroniła, skoro ktoś, jak ja, w 120 lat od jej napisania, mógł ją przeczytać z tak wielką przyjemnością. Nie jest to może rzecz na miarę "Lalki" Bolesława Prusa czy nawet Sienkiewiczowskiego "Bez dogmatu", z którą to powieścią nb. łączą "Rodzinę Połanieckich" liczne nawiązania fabularne, ale dla mnie to jednak część kanonu polskiej literatury.
A tak swoją drogą czy ktoś czepia się dziś Dickensa o nadmiar dydaktyzmu w jego powieściach? Niech mi kto powie, w czym są lepsze od "Połanieckich" powieści Dickensa, Austen czy sióstr Bronte?