Dodany: 31.03.2010 14:53|Autor: in_dependent

Książka: Widnokrąg
Myśliwski Wiesław

1 osoba poleca ten tekst.

Krajobraz tuż po


Z dzieciństwa najbardziej zapadły mi w pamięci wakacje nad morzem. Coroczna kobieca wyprawa - ja, mama i babcia. Zawsze w to samo miejsce - do malowniczej Łeby. Klimat tam był tak inny od tego obecnego. Pamiętam niesamowite zachody słońca. Słońce najpierw delikatnie, powoli kładło się na błękitnym niebie, żeby następnie wśród eksplozji pomarańczu, czerwieni i różu schować się za horyzontem.

Horyzont? Teraz wiem, że to był widnokrąg. Mój pierwszy zauważany widnokrąg, którego, jako małe dziecko, nie mogłam przekroczyć wyobraźnią. Dzisiaj, gdy wyobraźnia moja znacznie się rozwinęła, widnokrąg nie jest już dla mnie zjawiskiem niezrozumiałym, ale przez to też nie jest niezwykły.

Dla bohatera książki Wiesława Myśliwskiego "Widnokrąg" jego dotychczasowe życie, otaczające go niczym widnokrąg, wcale nie było niezwykłe. Opowiada o tym, co mu się zdarzyło płynnie, a jednocześnie bardzo subtelnie, w sposób prosty, bez specjalnych zachwytów czy specjalnych narzekań. Ale emocje w jego opowieści są widoczne na każdym kroku. Począwszy od wielokrotnego opisywania, w jaki sposób rozwijała się choroba jego ojca, jak z coraz większym trudem wchodził po schodach, jak coraz ciężej oddychał, czy jak matka, chcąc chyba odgonić złe myśli, niczym mantrę powtarzała ojcu w każdej niemalże rozmowie: "Ale to, gdy już będziesz zdrowy", poprzez dzieciństwo tak mocno naznaczone przez wojnę, która sprawiła, że mały chłopiec przebywał bądź wśród dorosłych - swojej rodziny mieszkającej na wsi czy sąsiadek, których zajęcie było co najmniej nieobyczajne, bądź wśród swoich rówieśników, którzy wychowani w inny sposób, w innym środowisku, według jego surowej matki byli dla niego nieodpowiednim towarzystwem, aż po dojrzałość - pierwszą miłość, pierwszą fascynację, niepokoje i rozterki, przeszkody, które wspólnie pokonali, aby być razem i aby mógł teraz zabrać swojego syna w rodzinne strony.

Główny bohater nie jest kimś nadzwyczajnym, bo przecież ilu takim jak on dzieciństwo i dorastanie zaburzyła wojna, a gdy wszystko na świecie rzekomo wróciło do normy, w jego rodzinie wojna właściwie pozostała, pozostał zamęt, brak własnego miejsca, brak perspektyw lepszego jutra i jedyny optymistyczny, wręcz szaleńczy niekiedy pogląd przejawiała jego matka, która wciąż żywiła nadzieję na polepszenie bytu rodziny, niestety, były to nadzieje płonne.

Piotr nie zabrał syna do miejsca, gdzie się wychował, by odwiedzić rodzinę, nie był szczególnie do niej przywiązany, a jego rodzice już dawno temu zmarli. Odwiedził rodzinne strony, bo pomimo tylu bolesnych wspomnień, dziwnych zdarzeń, które go dotykały, czuł do nich ogromne przywiązanie. Przywiązanie nieco szalone, nieco może naiwne, bo przecież wchodząc po schodach, po których raptem kilkanaście, może kilkadziesiąt lat wcześniej prowadził swojego ojca, rozdrapywał rany. I dlatego przyjeżdżał do tego miasteczka bardzo rzadko, chociaż często obiecywał krewnym, że ich odwiedzi.

Przy tym wszystkim wyraźnie czuł się winny losu, jaki spotkał jego, jego rodziców czy całą rodzinę. Trudno nazwać go masochistą, w końcu przywiązanie do miejsca nie jest niczym strasznym. Ale w nim to przywiązanie tkwiło podświadomie, przecież tam zapuścił korzenie. I chociaż widział już inny świat, na pewno lepszy, może teraz i żył w nim lepiej, to i tak przed oczami miał widnokrąg z dzieciństwa. Zamknięty niczym w mydlanej bańce, chciał się wydostać, pozbyć wspomnień i jednocześnie chciał je zachować, chciał oglądać świat z takiej perspektywy.

Trudny konflikt wewnętrzny Myśliwski nie do końca rozwiązuje. Wskazuje jedynie drogę, którą główny bohater powinien iść. Tor, na który powinien skierować swoje myśli. Oczywiście tą drogą, tym torem jest teraźniejszość. Jest syn głównego bohatera, któremu on, jako ojciec, powinien pokazywać świat, któremu powinien poświęcać swoją uwagę, którego powinien wychowywać. Paweł pragnie jego uwagi, pragnie, by był jak inni ojcowie, dlatego nie powinien zadręczać się wspomnieniami, powinien wyjść za widnokrąg i pokazać swojemu synowi, jak wspaniały może być świat.

Rozpoczęcie i zakończenie książki skupiające się na fotografiach przywodzi mi na myśl nie tylko upływ czasu, ale też nieśmiertelność wspomnień. Tkwią one w naszych głowach, zwykle nie zastanawiamy się, ile ich jest, jak bardzo są wyraźne, ale gdy tylko chcemy, mamy nastrój, ochotę, możemy je przywołać, tak jak możemy wyciągnąć stare albumy i pooglądać zdjęcia, na których zapisana jest nasza przeszłość.

W "Widnokręgu" fotografia ma jeszcze jeden wymiar - wymiar pokoleniowy. Bohater rozpoczyna swój monolog od przypomnienia sobie zdjęcia z dzieciństwa, kończy zaś opowieść od pokazania zdjęcia z dzieciństwa swojego potomka. Już po samych tych zdjęciach widać, jaką daleką drogę musi przejść każdy człowiek, a w końcu jego życie zamyka się już tylko we wspomnieniach, zamyka się w tylko nam znanych granicach wyznaczonych przez widnokrąg...



[Tekst opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1360
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: