Dodany: 23.04.2017 10:47|Autor: Czajka
Rocznica znienacka i wiatr
Warunki klimatyczne tej wiosny nie sprzyjają spacerom, wieje zimnem i wiatrem, kropi deszczem, ale wróciłam do domu duchowo ocieplona i uśmiechnięta, rozpakowałam naręcze książek, zaparzyłam herbatę, zajrzałam do biblionetkowych czeluści spotkaniowych i znalazłam pierwsze spotkanie grupy łódzkiej – odbyło się 22.04.2006.
Wczoraj, 22.04.2017 też było spotkanie i nawet nie wiedziałyśmy, że to rocznicowe, a szkoda, bo ludzie jakoś dziwnie przywiązują się do rocznic, liczb, nie wiadomo czemu, ale chyba to odziedziczyliśmy po starożytnych Sumerach. Gdybyśmy wiedziały, może piłybyśmy szampana a nie piwo i może zjadłybyśmy odświętnie krokodyla, a nie zgrzebną wieprzowinę nieświąteczną.
Czegokolwiek jednak byśmy nie jadły i czegokolwiek byśmy nie piły, i tak spotkanie było udane jak zawsze. I to jest właśnie najpiękniejsze, że pojawił się i mija niespiesznie dwunasty rok, pojawiały się i mijały zimy i wiosny, spadały liście, pączkowały kwiatki, migały różne miasta, dzieci rosły, prace się broniły, jedni przybywali, drudzy się trochę wykruszali, forum raz było bujne niczym chaszcze, raz lakoniczne niczym Spartanin, a spotkania trwają i trwają i są niezmiennie fajne, za co jestem niezmiennie wdzięczna.
I tak sobie czytałam o tym pierwszym spotkaniu historycznym, i o dzikich palmach, i małpie w rosole i trochę mi się zrobiło żal, że zanikły relacje i się potem w ogóle nie pamięta, wszystko wpada w głębokie otchłanie, z których już nic się nie wyciągnie, chyba że się zapisze na papirusie. Papirus z biegiem lat się wystrzępi, ale małpa w rosole zostanie.
Przyszykowałam więc współczesny papirus w postaci dokumentu doc, wyciągnęłam pędzelek w postaci klawiatury, zamaczałam w pikselach i niczym starożytny skryba egipski postanowiłam spisać relację.
Wiał wiatr, a nie, to już chyba było wcześniej. Potem był antykwariat i w nim nie wiało, kiedy weszłam, ja czyli Czajka, zaraz potem weszła Benten i niemal w tym samym momencie miałam wciśniętą w ręce książkę, a Benten stała przy półce nieopodal z niewinną miną, jakby to zupełnie nie ona mi ją podstępnie wcisnęła i zbiegła. Książka wyglądała niewinnie na pierwszy rzut oka, na drugi jednak okazała się być drugim tomem z pięciotomowej całości. Na trzeci rzut oka okazała się zawierać blisko trzysta przeczytanych przez starożytnego Focjusza streszczeń książek jeszcze bardziej starożytnych niż Focjusz. Nie mogłam się nie odwdzięczyć Benten za taki skarb wynaleziony na półce antykwarycznej, przeczytałam jej więc kilka prześlicznych fragmentów, po których ogarnęła ją przemożna chęć przeczytania całości. I teraz obie czekamy na liczne paczki z pozostałymi tomami. W tym czasie dołączyła do nas Zochuna i Anitra, a jeszcze później Biały Kruk.
Zasiadłyśmy w knajpie afrykańskiej, nie zamówiłyśmy krokodyla w steku ani w zupie, piwo było pyszne a ściany przemalowane, co niektórzy zauważyli, a niektórzy nie. Po ustaleniu czy przemalowanie miało wpływ na jasność indorową i w jakim stopniu (zdania jednak były różne a wnioski rozbieżne) i czy obrazy ze spadającymi butami były straszne czy miłe (tu w dużym stopniu miało wpływ czy siedziało się do obrazów przodem czy tyłem) i czy w kolorze zielonym czy fuksji, przeszłyśmy do tematów literackich.
Skrytykowałyśmy zmiany komunikacyjne w mieście Łodzi i ustaliłyśmy zalety jazdy bezprzesiadkowej w stosunku do przesiadkowej.
Ustaliłyśmy, że najlepszą formą porozumienia z Włochem jest dobre wino, które nie wymaga skomplikowanych tłumaczeń ani kłopotliwej znajomości języków obcych.
Omówiłyśmy przewagi antropolożek nad celebrytkami, pożytki emanowania wiedzą i kulturą (przy czym ustalono, że skuteczność emanowania w niektórych szkołach jest nikła i pożytki znikome), efektywność moczenia nóg w magnezie i przyczyny niemoczenia nóg w antybiotykach. Omówiłyśmy skutki pomalowania się złotą farbą nieoddychającą w kontekście skóry, kisiel w kontekście deklinacji oraz Grażynę Mickiewicza w kontekście Isaury.
Omówiłyśmy psychozy w czasie biegania i sztukę jedzenia śledzi z ciastem. Omówiłyśmy Kubusia Puchatka i jak bardzo jest filozoficzny i jak bardzo od niego wzięło się Tao w Europie i w Marketingu. Obejrzałyśmy znak chiński cnoty, ale bardzo krótko i stwierdziłyśmy może mało odkrywczo, ale zgodnie z prawdą, że ma więcej kreseczek niż litera a. Obejrzałyśmy też w Internecie amerykańskie ptaki z najdroższej książki świata i oceniłyśmy, że są bardzo ładne. Ustaliłyśmy, że Mozart nie żyje na podstawie jednego filmu i jednej książki. Zanalizowałyśmy wymowę wai-fai oraz siusi, oraz ustaliłyśmy, że jeżeli ktoś nie zna japońskiego, może mówić suszi i wifi, a jeżeli ktoś zna japoński może mówić siusi, jeżeli bardzo chce.
Próbowałyśmy rozszyfrować, kiedy ktoś jest przemądrzały, a kiedy po prostu mądry, ale nie da się tego rozwiązać jednoznacznie z powodu wielu różnych czynników, w tym osobistych, w związku z czym Eco okazał się być i mądrym i przemądrzałym jednocześnie.
Omówiłyśmy książki, które czytamy, podając tytuły z pamięci albo z Biblionetki. Omówiłyśmy książki, które leżały na stosiku w dużych ilościach podając tytuły z okładki.
Okazało się przy tym (a konkretnie przy Pożegnaniu z Afryką), że jedni lubią jeżeli coś zaczyna się nagle i od razu toczy z akcją, a niektórzy wręcz przeciwnie, lubią kiedy jest wstęp genealogiczny, przyrodniczy i ogólnie wprowadzający.
Zacznę więc krótko, wiało zimnem, a to już było, więc może dla odmiany krótko skończę – było fajnie. Chociaż wiało zimnem.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.