Dodany: 19.07.2017 18:54|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Na górze cisza
Bakker Gerbrand

1 osoba poleca ten tekst.

Syn drugiego wyboru


Bliźnięta jednojajowe po pierwsze są takie same (praktycznie wszyscy mają na myśli nie tylko powierzchowność, ale i wnętrze), a po drugie – o wiele silniej ze sobą związane, niż dwujajowe, nie mówiąc już o wszelkim innym rodzeństwie.. W prasie popularnonaukowej i tabloidach można znaleźć setki artykułów, dowodzących, że nawet wychowywane osobno, mają takie same gusta, wybierają te same zawody, zapadają na te same choroby, ba, na odległość podzielają samopoczucie i emocje brata/siostry. Ale mimo posiadania tego samego zestawu genów – nie są identyczne. Każde z nich jest odrębnym człowiekiem, każde może mieć w swoim wnętrzu coś, czego nie sposób się u drugiego doszukać…

Tak właśnie miała się sprawa z synami farmera Van Wonderena. Henk i Helmer byli z pozoru jednakowi, i choć byli sobie bardzo bliscy, od dzieciństwa widać było różnicę między nimi, którą Helmer tak wspomina po latach: „Henk pomagał ojcu, ja szedłem na łyżwy i zachowywałem się tak, jakby parobek był mi równy”[1]. Różnicę, która raz na zawsze zaważyła na losach obu chłopców, a właściwie jednego, bo drugiemu nie było dane zakosztować zbyt wiele życia. Helmer poszedł na studia, Henk został z ojcem na gospodarstwie. Helmer miał książki i rower, którym dojeżdżał na uczelnię, Henk – dziewczynę, która dopiero co zrobiła prawo jazdy, a jej ojciec, niestety, posiadał samochód. Niestety, bo prowadzone przez Ritę auto przy jednej z pierwszych przejażdżek wylądowało w jeziorze, a sprawczyni wypadku nie zdołała pomóc narzeczonemu wydostać się z tonącego pojazdu… Być może, gdyby tego dnia rano śmierć zapytała starego Van Wonderena, którego z jego synów może zabrać, wracającego z wykładów rowerzystę potrąciłaby ciężarówka. Ale takie pytania padają tylko w bajkach, a w życiu rządzi przypadek. Dzięki niemu Helmer jeszcze jaśniej zdaje sobie sprawę, że nawet kiedy rzuci studia i poświęci się hodowli bydła i owiec, dla ojca będzie „na zawsze (…) drugim wyborem”[2], że choć rodzice stracili tylko jednego z synów, a on jedynego brata, jego uczuciami nikt się nie przejmie. Przez trzydzieści parę lat oporządza inwentarz, wywozi gnój, oddaje do skupu mleko, rozlicza podatki. Najpierw z ojcem, potem sam, bo ten zestarzawszy się traci siły i w końcu nie jest już w stanie poruszać się samodzielnie. Nie ma rozrywek prócz przechadzek po okolicy i pogaduszek z dziećmi sąsiadki, nie ma życia prywatnego. Póki żyje matka, ma chociaż cień wsparcia emocjonalnego, „sojusz wyrażany wzrokiem, nie słowami”[3], ale od jej śmierci i tego brak. Toteż gdy się nadarza sposobność, odpłaca ojcu pięknym za nadobne, izolując go od świata i dając mu w każdej chwili odczuć, że teraz to on jest od syna zależny. Przykro patrzeć na ten chłód podszyty wrogością, niemal namacalnie wypełniający jedyne pomieszczenie, w którym się teraz spotykają. Czemu te lata wspólnych zabiegów o wspólną własność nie przełamały lodów, narastających między ojcem i synem od jakiegoś nieprawdopodobnie dalekiego momentu? Czy to możliwe, żeby jedyną przyczyną tego stanu był fakt, że pół wieku temu sześciolatek wolał pojeździć na łyżwach, niż pomagać w oborze? Albo to, że „Helmer był w rodzinie matki, Henk to imię jego ojca”[4]? Tego się tak naprawdę nie dowiemy, będziemy mogli jedynie co nieco domniemywać, a domniemania staną się odrobinę klarowniejsze, gdy na farmie Van Wonderenów pojawi się młody pomocnik, syn dawnej dziewczyny Henka (noszący jego imię)…

Helmer relacjonuje tę swoją smutną historię praktycznie bez emocji, z analitycznym chłodem, z wybiórczą powściągliwością, która z jednej strony do samego końca nie pozwala mu się przyznać do tego, co naprawdę czuje, z drugiej - nie obejmuje drobiazgowego wyliczania codziennych czynności, nawet takich, z którymi normalny człowiek raczej się nie afiszuje: „Wypróżniam się dwa razy na dzień. (…) Bardzo rzadko zachciewa mi się później w ciągu dnia, i to przeważnie wieczorem, ale zawsze ignoruję tę potrzebę”[5]. Może taka kreacja powstała rozmyślnie, może miała na celu ukazanie szkody, jaką uczyniła w duszy chłopca, a potem mężczyzny wrogość ojca – ale trudno taką postać polubić, trudno się zaangażować emocjonalnie w fabułę, która momentami (zwłaszcza od wprowadzenia się młodego Henka) okrutnie się wlecze. To jedna z tych powieści, co do których nie ma się wątpliwości, że warto było je przeczytać, żeby nam unaoczniły jakąś ważną prawdę - ale nie zatęskni się za nimi po latach.

[1] Gerbrand Bakker, „Na górze cisza”, przeł. Jadwiga Jędryas, wyd.WAB., Warszawa 2014, s. 73.
[2] Tamże, s.73.
[3] Tamże, s. 95.
[4] Tamże, s. 67.
[5] Tamże, s. 41.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 536
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: