Dodany: 27.06.2018 11:37|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Fatalne jaja; Diaboliada
Bułhakow Michaił (Bułhakow Michał)

4 osoby polecają ten tekst.

Fantastyka po radziecku



Recenzuje: Konrad Urbański


Nieudany, diabelski eksperyment i rozdęta do granic absurdu machina biurokratyczna – rodzą się pytania: czy to jeszcze znakomite opowiadania Bułhakowa? Czy już rzeczywistość radziecka? Czy, co gorsza, nasza rzeczywistość?

„Fatalne jaja” i „Diaboliada” są tymi utworami Bułhakowa, dzięki którym przyciągnął on nie tylko uwagę krytyków i czytelników, ale też zainteresowanie policji politycznej. Publikowanie ich było dla niego (i dla wszystkich, którzy mieli jakąkolwiek z nimi styczność) wielkim ryzykiem: objętościowo niewielkie, w ostry i bezkompromisowy sposób atakują świat Rosji sowieckiej. Autor sprytnie ubiera krytykę w fantastyczny kostium, dzięki czemu wymyka się cenzorom.

Rosjanie mają swoją „Wojnę światów” – „Fatalne jaja”. Bułhakow ukończył utwór w 1924 roku, jego akcja rozgrywa się w 1928. Oto w wyniku eksperymentów profesor Włodzimierz Ipatiewicz Piersikow odkrywa „czerwony promień”, czynnik, który wyzwala błyskawiczny wzrost poddanych jego działaniu organizmów. Naukowiec eksperymentuje najpierw na żabach, jednak prędko okazuje się, że potrzebne są inne istoty żywe, składa zatem zamówienie na partię jaj różnych gatunków zwierząt. W tym samym czasie wybucha w Rosji „kurza epidemia” – masowo giną kury. Państwo decyduje zatem o konfiskacie urządzeń wytwarzających „czerwony promień”, aby wspomóc rozwój nowych niosek – no i zaczynają się kłopoty… Najprawdopodobniej na skutek urzędniczej pomyłki, paczka dla Piersikowa trafia do Sowchozu, a partia jaj kurzych – do uczonego. Nie trzeba dodawać, że człowiek radziecki, wznoszący podwaliny i kładący fundamenty, nie do końca potrafi poradzić sobie z egzotycznymi gadami (przede wszystkim z jadowitymi wężami rozmiaru rodzinnego auta).

Wyjątkowość „Fatalnych jaj” nie polega wyłącznie na tym, że są radziecką odmianą „Wojny światów”, który to utwór Bułhakow twórczo zmodyfikował i udoskonalił. Krótkie, zaledwie stustronicowe opowiadanie można odczytywać na wielu płaszczyznach. Jako satyrę na rozdętą biurokrację Związku Radzieckiego, skomplikowany i żyjący własnym życiem organizm urzędniczy, który myli przesyłki i doprowadza do tragedii (jednym słowem, radziecka władza ma w nosie Piersikowa i jego eksperyment, a nieświadomość urzędników poraża). Z drugiej strony pisarz poprzedził Trofima Łysenkę, zwanego „radzieckim Darwinem”, z jego pseudonaukowymi teoriami agronomicznymi i agrobiologicznymi. Łysenko nie poszukiwał „czerwonego promienia”, ale wtykanie marksizmu w genetykę (jego główna zasługa) wywołuje pełen politowania uśmiech. Po trzecie, to żart z jeszcze jednej słabości systemu radzieckiego: powszechnie panujących niedoborów. Homo sovieticus widzi partię przybyłych z burżuazyjnego Zachodu jaj, porządnie i solidnie zapakowanych (w papier, trociny i cienką bibułę). Cóż, człowieku sowiecki, jajka może i w życiu widziałeś, ale opakowanie jest ci obce (vide legendarne już karabiny na konopnych sznurach). Czwartą warstwę stanowi oczywiście tragedia uczonego, profesora Piersikowa, stojącego naprzeciw bezdusznych biurokratów, a także ludzkiej małostkowości, poszukiwania sensacji i rewolucyjnego łaknienia krwi, ofiary. Pozostaje punkt piąty: co jest w stanie uratować Sowiety przed obcym elementem? Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Pozostaje jeszcze coś, co Bułhakow uwielbia, czyli diabły w ludzkiej skórze, bo inaczej nie da się opisać reportera przepytującego Piersikowa: „Spoza pleców Pankrata natychmiast wynurzył się młody człowiek z gładko wygoloną lśniącą twarzą. Zdumiewały wiecznie podniesione, zupełnie jak u Chińczyka, brwi i pod nimi ani na sekundę niepatrzące w oczy rozmówcy agatowe oczy. Młody człowiek był ubrany zupełnie bez zarzutu i modnie. W wąską i długą aż do kolan marynarkę, możliwie najszersze spodnie jak dzwon i nienaturalnej szerokości lakierowane trzewiki z nosami podobnymi do kopyt. W rękach trzymał laseczkę, kapelusz szpiczasty i notes”*.

Autor wyśmiał tyle, ile mógł, a i tak dotknął tylko wierzchołka absurdu radzieckiego. Przed całkowitym skreśleniem przez cenzurę obroniło jego utwór chyba tylko to, że przeniósł akcję w przyszłość (nieodległą, ale zawsze), osadził całość w konwencji fantastyki i ostatecznie ocalił w opowieści Związek Radziecki przed całkowitą zagładą. Przypominam, że opowiadanie liczy sto stron, a ja wymieniłem tylko kilka warstw.

Niezwykłość talentu Bułhakowa widać na każdej stronicy: z pozornego chaosu wyłania się klarowna, skrząca się znaczeniami historia. Pisarz w oryginalnej jak na tamte czasy fabule atakuje zręcznie i inteligentnie. Rzeczywistość sowchozowo-kołchozowa pęka pod naporem jego wyobraźni i ukazuje to, czym Związek Radziecki był naprawdę. Ale w taki sposób, żeby oszukać cenzora i mrugnąć do czytelnika.

„Diaboliada” została ukończona w 1923 roku. Redaktor naczelny magazynu „Rossija” odmówił publikacji. Czy to może zaskakiwać? Absolutnie nie, bo autor tak bardzo tu „pojechał po bandzie”, że czerwony rząd powinien go natychmiast deportować do Meksyku z wilczym biletem w kieszeni (swoją drogą, nie przestanie mnie zaskakiwać tragedia twórców przyciskanych totalitarnym butem, również tym radzieckim: gdyby uciekli, nie czytalibyśmy dzisiaj ich wyjątkowych dzieł; zostali i każdego dnia łykali gigantyczną dawkę absurdu; i byli jeszcze w stanie tworzyć – chociaż, co banalne, twórczość stanowiła zapewne jedyną w miarę akceptowaną przez władzę formę ucieczki).

Jest w tym opowiadaniu coś z Kafki (machina biurokratyczna, która nie zna własnych trybików, zagubiona w wytworzonym przez samą siebie chaosie; labiryntowy gmach urzędu), coś z Czechowa (ten sam urzędniczy potwór, tylko portretowany z poczuciem humoru), coś z wielu innych twórców (gałąź, z której pochodzi Bułhakow, widać wyraźnie), jest wreszcie sam Bułhakow ze swoim diabolicznym żartem i satyrycznym zacięciem.

Urzędnik Korotkow, referent, pewnego dnia otrzymuje niespodziewanie wypowiedzenie z pracy. Jest zaskoczony, swoje obowiązki, jak uważa, wykonuje sumiennie i brak jakiegokolwiek powodu, dla którego pracodawca miałby się z nim rozstać. Zaczyna więc na własną rękę wyjaśniać sprawę, jednak błyskawicznie okazuje się, że urząd nie jest urzędem, jego nowy szef ma dwie postacie, pokój skarg i zażaleń to jawna kpina, ukradziono mu dokumenty i wszyscy biorą go za kogoś innego… Ostatecznie sam dochodzi do wniosku, że najprawdopodobniej nie istnieje – albo ma doskonałego sobowtóra. Koledzy z pracy jednego dnia go poznają, drugiego już nie, nieznajoma kobieta proponuje mu miłosną schadzkę, okazuje się, że nieszczęsny Korotkow wiódł naprawdę bogate życie, ale sam nic o tym nie wie.

To, co dzieje się z bohaterem, było, niestety, udziałem wielu radzieckich obywateli. Także samego Bułhakowa. Urząd, który nie wie, kto kim jest, armia urzędników, kierownicy, prezesi, utrata tożsamości, całkowite zagubienie. Ile z tych kwestii, wyjętych z tamtej rzeczywistości, można odnieść do naszej? Całe mnóstwo. Bułhakow, portretując tamten system, pisał w sposób uniwersalny.

A nad wszystkim unosi się zapach siarki, pozornie niewinny, ale dający o sobie znać w odpowiednich momentach (Korotkow jako zapłatę otrzymuje zapałki, które wypróbowuje i w oparach siarki zasypia; jedna z postaci zieje siarkowym oddechem; w półmroku urzędu pachnie siarką). No i od czasu do czasu pojawia się kot. Jest jak w „Mistrzu i Małgorzacie”: do rzeczywistości radzieckiej przenika piekło i wywołuje absolutny zamęt. Tym samym piekło, ze swoim pozornym chaosem, obnaża sowiecki (ale nie tylko) absurd. I wychodzi na to, że nawet zaświaty są lepsze od radzieckiej Rosji...


---
* Michaił Bułhakow, „Fatalne jaja”, w: tegoż, „Fatalne jaja. Diaboliada”, przeł. Edmund Jezierski, wyd. MG, 2018, s. 26.




Autor: Michaił Bułhakow
Tytuł: Fatalne jaja. Diaboliada
Tłumacz: Edmund Jezierski
Wydawca: MG, 2018
Liczba stron: 160

Ocena recenzenta: 6/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2396
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: