Dodany: 28.07.2018 14:36|Autor: Kubaks69

Fantazja Potocka


„Pamiętnik Anastazji P. – erotyczne immunitety” znajdował się niegdyś w mojej domowej biblioteczce. Gdy byłem małym chłopcem, interesował mnie ze względu na tajemniczość nazwiska tytułowej bohaterki, jak również zbitki wyrazowej „erotyczne immunitety” – nie rozumiałem tych wyrazów. Rodzice uznali, że jestem jeszcze za mały i nie chcieli mnie uświadamiać. Lekturę schowano, bym o nią nie dopytywał, a sam na kilka/kilkanaście lat zapomniałem o temacie. W miarę dorastania zacząłem się jednak interesować polityką, później historią partii i wydarzeniami politycznymi. W toku internetowych poszukiwań, jakimś przypadkiem trafiłem na Marzenę Domaros, co stanowiło „hiperłącze” do wspomnienia książki owianej rodzicielskim tabu. Tym bardziej zapragnąłem ją przeczytać. Co prawda moje domowe wydanie przepadło, szczęśliwie są dostępne kopie via internet.

Tytułowa Anastazja P. (od Potocka) to pseudonim autorki, narratorki i głównej bohaterki tytułu wydanego w 1992 roku. Urodziła się 15 czerwca 1967 roku w Zblewie koło Starogardu Gdańskiego. Nie dostała się za pierwszym podejściem na studia na Uniwersytecie Gdańskim. Wkrótce zaczęła pracować jako nauczycielka, rozpoczęła także na UG studia zaoczne – kierunek polonistyka. Po roku z nich zrezygnowała. Potem pracowała w Starogardzkim Centrum Kultury. Następnie podjęła pracę w Gdańsku, w Centrum Edukacji Teatralnej Dzieci i Młodzieży. Brała udział w organizowaniu Igrzysk Solidarności. Z rzadka współpracowała z Radiem Gdańsk, później pracowała na pół etatu w „Wieczorze Wybrzeża”. W końcu wyjechała do Warszawy, gdzie dzięki pomocy znajomego z Francji otrzymała akredytację sejmową jako korespondentka „Le Figaro”. To, co się działo w jej nowym miejscu pracy, w budynku przy ul. Wiejskiej w Warszawie, stało się przedmiotem opisu w niniejszej książce.

„Pamiętnik Anastazji P. – erotyczne immunitety” rozpoczyna się od mocnego uderzenia – opisem sceny brutalnego gwałtu Andrzeja Kerna – ówczesnego marszałka sejmu, polityka prawicy, będącego na wznoszącej fali popularności – na tytułowej bohaterce. W książce można też znaleźć opis znajomości z Aleksandrem Kwaśniewskim, Leszkiem Millerem i lekkie zarysowanie ich sylwetek w bliższych (łóżkowych) kontaktach. Jest również obszerny i niepochlebny rozdział o Stefanie Niesiołowskim. Wspomnieni są też politycy PSL. Ponadto znajdzie się garść informacji o liberałach oraz politykach PPG (Polskiego Programu Gospodarczego) – z pierwszej kadencji sejmu III RP. Częściami składowymi publikacji są również z mojego punktu widzenia mniej ciekawe rozdziały o Witoldzie Gadomskim – dziennikarzu, który nigdy nie ma przy sobie pieniędzy; Januszu Lewandowskim, o którym utrwalono wizerunek osoby introwertycznej, ułożonej; o Ewie Spychalskiej – kobiecie z jajami, szefowej OPZZ (komunistycznej propozycji organizacji zrzeszającej związki zawodowe); o Józefie Oleksym, polityku z olbrzymim seksapilem, wynikającym z jego elokwencji; o Jacku Kuroniu – pierwszym potencjalnym wyborze komunistów na stanowisko premiera, jednocześnie polityku z mocną głową do alkoholu. Ostatnie dwa dopełniające opowieść „Pamiętnika…” rozdziały, odchodzą od konwencji portretowania sejmowej społeczności. „Jak zostałam hrabianką Potocką” ilustruje m.in. próbę przywłaszczenia przez bohaterkę posiadłości na prowincji oraz źródło błędnego interpretowania przez polityków pochodzenia Anastazji. Całość wieńczy rozdział zatytułowany „Mili chłopcy z UOP”, odwzorowujący kontakty (początkowo służbowe, później także koleżeńskie) tajnej służby z protagonistką.

Książkę napisano w prostym języku, na nieszczęście często ewoluującym w prostacki. Głównym budulcem rzeczonego „Pamiętnika…” są anegdoty z sejmowych kuluarów, dzięki czemu lektura wydawać się może lekką, łatwą i przyjemną. Osoby niewrażliwe na rynsztokowy język, obrazowe opisy seksu ze starszymi mężczyznami, czy mające obojętny stosunek do świata polityki z tamtego okresu, są w stanie z powodzeniem zgłębić jej treść w ciągu jednego dnia. Znajdą się jednakże i ci, którzy nie będą potrafili przebrnąć przez pierwszy rozdział po prologu. Niewybredną zawartość podkreśla jakość sprzedawanego nakładu. Wykonany został z taniego papieru i opatrzony kiepską, tanią, brukową grafiką. Wyjątek od reguły: „nie oceniaj książki po okładce”.

Elementem zaakcentowanym, rzucającym się w oczy, jest specyficzna narracja. Domaros palcami Jerzego Skoczylasa (dziennikarza „Gazety Wyborczej”), który sporządził maszynopis, jednym postaciom poświęciła kilka stron charakterystyki, drugim – skromny akapit bądź jedno zdanie. Jednocześnie, poza kilkoma wyjątkami, polityków przedstawiała jednowymiarowo, a co za tym idzie: nieuczciwie. Nie miała problemu z wystawianiem osądów bez argumentacji. Kłopotem nie było dla niej również wrzucenie reprezentantów całej partii do jednego worka: „Posłowie z PSL lubią trzy rzeczy: pić, pieprzyć i bić się. Jak sobie popiją, to stają się agresywni”[1].

Powodem jawnej tendencyjności jest sympatia osób stojących za powstaniem książki do komunistów. W środku znajdziemy peany na cześć liderów lewicy oraz paszkwile o prominentnych oponentach. Na obronę można jedynie napisać, ze pamiętniki z definicji cechują się subiektywnym przedstawianiem rzeczywistości. Owa forma sprzyja naciąganiu faktów, ponieważ treść uzależniona jest od percepcji autorki, jej widzimisię. Jednocześnie uwypuklone są wady i zalety twórczyni, dzięki temu że przedstawiony jest jej sposób patrzenia na świat. W mojej ocenie to plus – tworzy poczucie znajomości prawdy o narratorze.

Z książki wyłania się negatywny wizerunek Marzeny Domaros vel Anastazji Potockiej. Nieuczciwe przedstawienie rzeczywistości sejmowej to tylko jeden z czynników, który na to wpływa. Ktoś, kto kłamie bądź nie pisze pełnej prawdy, nie budzi zaufania. Daje się odczuć niekonsekwencję narratorki – z jednej strony nie lubi obłapiających ją mężczyzn, z drugiej umawia się z nimi, jest w ciągłym kontakcie; chadza w prowokujących kostiumach, jakby sprawiało jej to jakąś przyjemność. Informacja zawarta w książce, że musi to robić, bo taką ma pracę, jest marną wymówką. „Gdyby Oleksy cały czas mówił, to bez wahania poszłabym z nim do łóżka”[2] – jej słowa. Każdy, kto zna aparycję wymienionego w cytacie polityka, zgodzi się, że jest raczej odpychający niż pociągający. Niezależnie czy to wtrącenie Skoczylasa (który puszcza do nas, czytelników oko), czy słowa autorki – ów cytat zabiera powagę i autorytet Potockiej. W innym rozdziale bohaterka chełpi się, że korzystając z politycznych kontaktów, niemal przejęła dworek na prowincji, mimo że prawnie należał do spadkobierców. Podsumowując: mamy tu obraz kobiety która czasem zachowuje się jak podfruwajka, czasem jak kurtyzana z zamiłowania; lubi oceniać innych bazując na pozorach; nie budzi zaufania; jest zadowolona ze swoich czynów i systemu wartości (brak w lekturze samokrytycyzmu); kieruje się niezrozumiałymi sympatiami i antypatiami.

Wiele wskazuje na to, ze „Pamiętnik…” to bujda na resorach. Samo imię Anastazja, czy fonetycznie, czy w pisowni, jest podobne do słowa „fantazja”. Niemal pewne jest, że w publikacji zawarto nieprawdziwe historie – niewiadomo tylko, ile jest tam prawdy, ile fałszu – ile Skoczylasa, a ile Domaros – domyślić się można, że kłamstwa są. Życiorys protagonistki jest opisany nierzetelnie – nie podano, skąd osoba bez wykształcenia dziennikarskiego w dziennikarstwie się pojawiła: bajka o koledze, który załatwił jej akredytację w „Le Figaro” nie brzmi wiarygodnie. Podobno nigdy tam nie pracowała i wielokrotnie posługiwała się podrobionymi/przerobionymi dokumentami. Spekulowano swego czasu w mediach, że autorka to oszustka, która wyłudzała pieniądze od ludzi. Padają w artykułach dziennikarskich również podejrzenia, że jeśli kierować się chronologią, ostatni rozdział „Mili chłopcy z UOP” równie dobrze mógłby znaleźć się na początku książki – są przesłanki sugerujące, że Marzena Domaros była współpracownicą tajnej służby, zanim pojawiła się w sejmie. Brak w tekście jakichkolwiek wzmianek o pracy dziennikarskiej bohaterki. Maszynopis sporządził Jerzy Skoczylas – mimo że narratorka, będąc dziennikarką z prawdziwego, zdarzenia potrafiłaby sama „Pamiętnik…” napisać.

Próbowano później powtórzyć wydawniczy sukces publikacji; ani sequel w papierowej formie; ani kasety magnetofonowe z politycznymi piosenkami nie spotkały się z uznaniem odbiorców. Gdy skończyły się pieniądze, Domaros zniknęła. Swoją osobą dołożyła cegiełkę do skrócenia pracy sejmu pierwszej kadencji III RP – w 1993 roku rozpisano nowe wybory, w których sukces odnieśli komuniści. Przyczyniła się też (bezpośrednio lub pośrednio) do wycofania się Kerna z polityki. Dziś każdy ówczesny jej kolega czy współpracownik wypiera się kontaktów z Domaros. Miała swoje pięć minut, później nie była już potrzebna.

Podsumowując – „Pamiętnik…” powstał przede wszystkim w celu pozyskania politycznych korzyści, co nie może być odbierane jako pozytyw. Uważam, że kulturę inspirowaną polityką należy hejtować. Nie ogłaszano wprost, że jest to fikcja polityczna, użyto prawdziwych personaliów polityków, przez co lekturę można uznać wyłącznie za niesmaczny stek pomówień. Tytuł swoim istnieniem na pewno spowodował więcej złego niż dobrego. Czyta się łatwo, choć treść jest jarmarczna. Ja osobiście traktuję to w kategoriach ciekawostki. Nie jest to pozycja dla młodych czytelników. Dorośli: czytacie na własną odpowiedzialność.


[1] Marzena Domaros, „Pamiętnik Anastazji P.”, Dom Wydawniczy „Refleks”, 1992, s. 64.
[2] Tamże, s. 113.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1150
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: