Dodany: 13.06.2019 19:45|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Człowiek bez psa
Nesser Håkan

2 osoby polecają ten tekst.

Komisarz Barbarotti i nieudane urodziny Karla-Erika


Kryminał skandynawski lubię ze względu na solidne tło społeczno-obyczajowe i skłonność większości autorów do rozbudowywania psychologii postaci – czasem kilku, czasem jednej, ale niemal zawsze ponad wymogi gatunku. Håkan Nesser poszedł nawet odrobinę dalej: sięgnąwszy wreszcie po jego twórczość, natrafiłam na powieść, którą – gdyby mi ją dano bez okładek – gotowa byłabym zaliczyć do typowej prozy psychologiczno-obyczajowej. Przez pierwszych 190 stron ani razu nie padają słowa: „komisarz”, „śledztwo”, „ofiara” etc., czytelnik natomiast jest świadkiem pełnowymiarowego dramatu rodzinnego, rozgrywającego się tuż przed świętami Bożego Narodzenia w domu pary nauczycieli, którzy właśnie przeszli na emeryturę.

Pan domu, Karl-Erik i jego najstarsza córka Ebba urodzili się tego samego dnia – on przed 65, ona przed 40 laty – i to właśnie oni mają być bohaterami przygotowywanego przyjęcia. Ebba to istne ucieleśnienie rodzicielskich marzeń; urodziwszy w stosunkowo młodym wieku dwóch synów, zdołała nie tylko ukończyć studia medyczne, ale i zdobyć jedną z trudniejszych specjalizacji, i tyle w niej osiągnąć, że jeszcze przed czterdziestką została ordynatorem oddziału. Jej mąż Leif jest co prawda tylko „kierownikiem Konsumu”[1] ze średnim wykształceniem, ale za to starszy syn już idzie w ślady matki, rozpocząwszy studia na uniwersytecie w Uppsali. Najmłodsza z potomstwa Kristina nie zrobiła co prawda spektakularnej kariery, ale przynajmniej jej mąż, sporo starszy i dobrze ustawiony w zarządzie państwowej telewizji, zapewnia jej dobry status materialny. A jedyny syn Hermanssonów, Robert, już od dawna psuje rodzicom krew swoim brakiem pomysłu na stabilizację i hulaszczym trybem życia; cóż z tego, że próbuje być pisarzem, skoro póki co jego literackie próby leżą poupychane w szufladach, zaś on sam, wziąwszy udział w idiotycznym reality-show, stał się bohaterem niesmacznego skandalu i tym samym zniweczył, tak misternie ułożony przez Karla-Erika, plan jubileuszowej imprezy. No bo nie można przecież ani zabronić synowi wstępu na urodziny ojca, ani dopuścić, by różni dalsi krewni i znajomi stanęli oko w oko z człowiekiem, ochrzczonym przez brukowce tyleż urągliwym, co wymownym przydomkiem „Robi-sam-se-robi” (nie wiem, jak to mogło brzmieć w oryginale, ale tłumacz jest genialny!). Więc zamiast wielkiej fety jest tylko tradycyjne rodzinne przyjęcie w bardzo skromnym gronie. Poprzedzający je wieczór ożywia wszystkie urazy i animozje, sprawiając, że dom Hermanssonów zaczyna przypominać puszkę konserw, postawioną na gazowym palniku. Ale zamiast wybuchu wydarza się coś innego: w nocy znika bez śladu jedna osoba. A do następnego ranka ubywa jeszcze jedna. Domownicy nie bardzo się kwapią zawiadamiać policję, sądząc, że oba zniknięcia dadzą się wyjaśnić w sposób naturalny. Ale zaginieni nie wracają…

Dopiero wtedy, na sto dziewięćdziesiątej drugiej stronie, do akcji wkracza inspektor Gunnar Barbarotti; odziedziczonym po ojcu nazwiskiem zwraca uwagę wszystkich, którzy z nim mają do czynienia po raz pierwszy, ale próżno w nim szukać włoskiego temperamentu, jest dokładnie taki, jak wszyscy jego rdzennie szwedzcy koledzy. I doskonale się wpisuje w schemat bohatera cyklu kryminalnego: jest w wieku plus minus średnim, samotny (na ogół żona lub partnerka nie wytrzymuje życia z człowiekiem, którego potrafią wezwać do pracy o trzeciej nad ranem albo w trakcie świątecznego obiadu; u Gunnara sytuacja jest o tyle niestandardowa, że młodsi synowie zamieszkali z matką, on zaś wychowuje dorastającą córkę), a w czynnościach zawodowych wykazuje skłonność do chodzenia własnymi ścieżkami i przez to cechuje się niezwykłą skutecznością. Wstępne niepowodzenie bieżącego śledztwa wcale nie usypia jego czujności, więc mimo odgórnych nacisków uzna tę sprawę za ważniejszą, niż „cztery niewyjaśnione gwałty, osiem przypadków maltretowania i napad na sklep ogrodniczy” [2] i będzie drążył aż do skutku…

Mimo całej sympatii do Barbarottiego, którego oryginalną cechą jest swoista odmiana agnostycyzmu, momentami przybierająca zabarwienie zupełnie komiczne, muszę stwierdzić, że ta druga, już stricte kryminalna, część powieści nie robi aż takiego wrażenia, jak pierwsza, zawierająca wyrazistą analizę relacji w pozornie normalnej, pełnej rodzinie. Jeśli chodzi o stosunki międzyludzkie, mało kto tam jest bez winy – zwłaszcza ci najdoskonalsi: Karl-Erik, egoista i despota nieliczący się z niczyim zdaniem, i Ebba, lekceważąca męża, a wyraźnie faworyzująca jednego z synów, prawdopodobnie tylko dlatego, że dotąd robił wszystko pod jej dyktando – i mało kto nie skrywa jakiejś tajemnicy, której ujawnienie postawiłoby go w niekorzystnym świetle wobec pozostałych członków rodziny. W tej drugiej części o pewnych faktach dowiadujemy się wcześniej, niż policja, co trochę psuje przyjemność samodzielnego dochodzenia do prawdy.
Ale nawet z tym zastrzeżeniem jest to lektura nader przyzwoitej jakości.

[1] Håkan Nesser, „Człowiek bez psa”, przeł. Maciej Muszalski, wyd. Czarna Owca, 2015, t. I, s. 81.
[2] Tamże, t.II, s. 49.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 726
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Marylek 01.07.2019 19:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Kryminał skandynawski lub... | dot59Opiekun BiblioNETki
A pomyśl sobie, że ta pierwsza część cyklu z komisarzem Barbarottim jest najsłabsza! :)
Użytkownik: jolekp 01.07.2019 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: A pomyśl sobie, że ta pie... | Marylek
Mnie się podobała dużo dużo bardziej niż druga:). Zgadzam się z tym, że kryminał z tego słaby - i właściwie od samego początku niemal wszystko jest jasne, ale portret rodziny i to, co się z nią potem dzieje jest moim zdaniem rewelacyjne. Druga część mnie mocno rozczarowała, spodziewałam się, że będzie podobna do pierwszej, a tam już niczego takiego nie ma, wszystko właściwie skupia się na bardzo mozolnym śledztwie - i dla mnie to było raczej nudne (czemu te współczesne kryminały muszą być takie w opór długie? Christie dawała radę zmieścić wszystko na dwustu stronach), choć trzeba uczciwie przyznać, że intryga jest zdecydowanie lepsza i zaskakująca.
Użytkownik: Marylek 01.07.2019 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie się podobała dużo du... | jolekp
Ach, bo u Barbarottiego nie o kryminał przecież chodzi!

Mnie się najbardziej podobało Drugie życie pana Roosa (Nesser Håkan) , pamiętam, że na wstrzymanym oddechu to czytałam.

I tak, w drugiej części zaskoczona byłam, że tak od razu wszedł wątek kryminalny. Ale nudne to absolutnie nie było :) Nudziłam się natomiast ostatnio przy jednym takim, okrzyczanym i nagradzanym rodzimym kryminaliście i po niego już więcej nie sięgnę. A serię z Barbarottim kiedyś sobie powtórzę, dla relaksu.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.07.2019 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: A pomyśl sobie, że ta pie... | Marylek
Drugą już mam przyszykowaną na stosiku "na już"!
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: