Dodany: 24.02.2020 09:48|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Usłyszeć to, co niewidoczne, naprawić to, co nienamacalne


Recenzent: Dorota Tukaj


Literatura przybliża nam świat, zwłaszcza te jego aspekty, w które z jakiegoś powodu nie możemy wejrzeć samodzielnie. Tym sposobem zagorzały szczur lądowy może wcale dobrze orientować się w pracy żeglarzy, a ktoś, kto nigdy nie przestąpił bram żadnej instytucji religijnej, doskonale znać szczegóły życia zakonnego. Ale jeśli chodzi o tajniki medycyny, to przez długi czas literackie do nich podejście ograniczało się raczej do ogólników: gdy bohater powieści czy noweli zaniemógł – co rzadko opisywano na tyle precyzyjnie, by można było choć z grubsza wnioskować o naturze jego dolegliwości – zjawiał się doktor, wykonywał parę niemal szamańskich manipulacji wokół chorego, wyrokował, że cierpi on na febrę lub suchoty, zapisywał jakieś specyfiki o nieznanym składzie, od których albo biedakowi się polepszało, albo nie… i tyle. Dopiero właściwie w XX wieku poczęły się w literaturze pojawiać nieco bogatsze opisy rozmaitych przypadłości i nieco szersze relacje ze stosowanego leczenia, czy to w formie czystej fikcji („Dżuma” Camusa, „Ciała i dusze” van der Meerscha), czy zbeletryzowanych dla pozoru reminiscencji z praktyki własnej autora („Zapiski młodego lekarza” Bułhakowa, „Cytadela” Cronina, „Odtrąceni” Barnarda) lub innych lekarzy („Stulecie chirurgów” i pozostałe książki Thorwalda), czy wreszcie zwykłych, niespecjalnie retuszowanych lekarskich wspomnień, które podzielić można na dwie kategorie: te bardziej zogniskowane na życiu i karierze autora oraz te, w których koncentruje się on na pokazaniu czytelnikowi swojej pracy „od kuchni” i przemyceniu do opowieści sporej dawki wiedzy z danej dziedziny medycyny w zakresie popularnonaukowym. Ten ostatni podgatunek rozpowszechnił się szczególnie w ostatnich latach, dzięki czemu mogliśmy całkiem nieźle poznać domenę pracy ginekologa („Będzie bolało” Kaya), neurochirurga („Po pierwsze, nie szkodzić” Marsha), neurologa („Wszystko jest w twojej głowie” i „Burze w mózgu” O’Sullivan), onkologa („Wspomnienia onkologa” Pawlickiego), specjalisty intensywnej terapii („Robimy wszystko, co w naszej mocy” Lamas, „Oznaki życia” Hillmana) i tak dalej.

Do grona autorów, przybliżających w ten sposób czytelnikom kolejne obszary medycyny, dołączył ostatnio kalifornijski psychiatra Gary Small. Jego specjalność zajmuje w panteonie nauk medycznych szczególne miejsce, jako że w odróżnieniu od innych lekarzy psychiatra nie może „zobaczyć” choroby pacjenta na zdjęciu rentgenowskim, wykresie fal elektrycznych, wydruku badań laboratoryjnych czy też w preparacie mikroskopowym; może opierać się jedynie na tym, co sam od owego pacjenta usłyszy, ułożywszy go na wspomnianej w tytule kozetce lub usadowiwszy w fotelu. Nie dość tego, oprócz umiejętności wnioskowania z rozmowy musi też dorównywać wiedzą medyczną specjalistom z wielu innych dziedzin, by spośród dziesiątków przypadłości, których źródło tkwi w samym przepływie rozmaitych substancji między komórkami mózgu, wyłowić te zapoczątkowane jakimś groźnym zaburzeniem działania pozostałych części organizmu (przypuszczalibyście na przykład, że stan przypominający obłęd może wystąpić – przy spełnieniu pewnych dodatkowych warunków – wskutek niezjedzenia śniadania i że nierozpoznanie tego zjawiska przez lekarza może się skończyć nawet śmiercią pacjenta?). Zbytecznym jest właściwie przypomnienie, że psychiatra nie może się z pacjenta śmiać czy na niego krzyknąć, choćby ten wygadywał największe bzdury pod słońcem, zachowywał się jak postać z nieprzyzwoitego skeczu kabaretowego albo otwarcie obrażał swego rozmówcę; trzeba się cechować naprawdę ogromną wytrzymałością i empatią, by móc sprostać takiemu wymogowi…

Z bogatych akt swojej trzydziestoletniej praktyki psychiatrycznej Small wybrał kilkanaście przypadków, ilustrujących powszechnie znaną prawdę, że nie każda rzecz jest tym, czym się z początku wydaje; nawet, jeśli tu i ówdzie wszystko się zapowiadało na psychiatryczną „oczywistą oczywistość”, po wnikliwszym zbadaniu sprawy okazywała się ona nieco bardziej skomplikowana… A trudności komplikował jeszcze fakt, że w tej dziedzinie medycyny mało który pacjent jest zadowolony, gdy usłyszy, na czym naprawdę polega jego problem; niektórzy reagują obrazą, inni wręcz agresją i czasem nawet największa empatia nie wystarczy, by ich przekonać o konieczności poddania się leczeniu – wtedy trzeba obmyślać różnorakie podstępy, starając się znaleźć równowagę między potrzebą nienaruszania godności chorego a koniecznością ustrzeżenia jego samego i/lub jego bliskich przed konsekwencjami niepodjęcia terapii.

Przed lekturą współczesnych dzieł anglojęzycznych mam zawsze pewne obawy, czy autor nie zechce się przypadkiem popisać humorem, hm… nieco topornym i/lub obscenicznym, takim, jaki skutecznie odstręczył mnie od twórczości zachwalanego i nagradzanego Jonathana Franzena. Co prawda lekarzom rzadziej się to zdarza, ale… gdy natrafiłam w pierwszym rozdziale „Spod kozetki” na postacie mistrzów psychiatrycznego fachu, z których jeden „wyglądał jak upasiona, freudowska wersja Hugh Hefnera”[1], a drugi „stanowił krzyżówkę wyszczekanego irlandzkiego barmana z nadopiekuńczą żydowską mamcią”[2], moje zaciekawienie psychiatrią w wydaniu amerykańskim uległo pewnemu zachwianiu. Dalej jednak nie było gorzej, lecz lepiej; choć w tekście pojawiło się jeszcze parę wyrazistych opisów postaci, autor zrezygnował z prób rozbawiania nimi czytelnika, koncentrując się na prezentacjach przypadków i objaśnianiu związanych z nimi zawiłości medycznych, co czynił w sposób nader przystępny, prawie nie używając słów trudniejszych niż „somatyzacja” i „libido”, a jeśli nawet, to równocześnie przekładając je na język zrozumiały dla osoby bez wykształcenia fachowego. Od czasu do czasu zdarzyło mu się troszkę odbiec od tematu, a to cytując obszerniejszy fragment rozmowy w pokoju stażystów, a to scenkę z życia domowego, nie na tyle jednak, by to mogło znudzić czy zmęczyć albo znacząco oderwać uwagę czytelnika od studiowanego przypadku.

Jaka część tych walorów technicznych jest zasługą samego autora, a jaka żony, będącej współautorką tej i paru innych jego książek, a w związku z doświadczeniem w pracy scenarzystki filmowej zapewne biegłą w pisaniu – tego się nie dowiemy, ale w gruncie rzeczy czy to istotne, skoro dobrze się czyta?
Kto interesuje się tajnikami działania i mechanizmami szwankowania ludzkiego umysłu, nie powinien być zawiedziony. A jeśli wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak trudną dziedziną jest psychiatria, zapewne stwierdzi, że od tej pory będzie jej adeptów darzył równą estymą, jak chirurgów naprawiających namacalne felery ludzkiego organizmu…

[1] Gary Small, Gigi Vorgan, „Spod kozetki: O pewnym psychiatrze i jego najdziwniejszych przypadkach”, przeł. Aga Zano, wyd. Marginesy, 2020, s. 26.
[2] Tamże, s.36.


Autor: Gary Small, Gigi Vorgan
Tytuł: Spod kozetki: O pewnym psychiatrze i jego najdziwniejszych przypadkach
Tłumacz: Aga Zano
Wydawnictwo: Marginesy 2020
Liczba stron: 384

Ocena recenzenta: 5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 391
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: