Dodany: 05.06.2020 21:26|Autor: Marioosh

Groch z kapustą


„Korsarz” to zbiór pięciu opowiadań Karola Maya z różnych okresów jego twórczości, które w 1917 roku zostały wydane w jednym tomie wraz z „Czarnym Mustangiem”; ze względów prawnych ten zbiór ukazał się pod tytułem „Halbblut” czyli „Mieszaniec” – ten tytuł odnosi się do jednej postaci z „Czarnego Mustanga”. W 1995 roku wydawnictwo Krak-Buch wydało te pięć opowiadań w swoim niepowtarzalnym stylu, czyli pod wziętym z Księżyca tytułem i z całą masą błędów stylistycznych, interpunkcyjnych i, co gorsza, ortograficznych.

Opowiadania ułożone są nie do końca chronologicznie ale i tak widać po tej kolejności jak rozwijało się pisarstwo Maya. Pierwsze opowiadanie, „Jednooki”, zostało w 1916 roku przerobione przez innego pisarza z dwóch bardzo wczesnych nowel Maya, pochodzących prawdopodobnie z 1876 roku i opowiada o zasadzce, jaką Old Firehand wspólnie z kompanami urządza w celu pojmania Joe Burkersa, jednookiego zabójcy Hughesa Helminga. Następne dwa opowiadania są tak surowe, że widać bardzo wyraźnie, że pochodzą z początków pisarstwa Maya – „Gitano” (1875) pokazuje małą scenkę z hiszpańskiej wojny karlistowskiej, a „Na brzegach Dźwiny” (1878) zapowiada późniejsze książki brukowe Maya: historia kradzieży biżuterii hrabiny Briatow jest siermiężna i rozpaczliwie naiwna.

„Z Mursuk do Kairwan” (1894) to opowiadanie o wiele bardziej dojrzałe niż dwa poprzednie: pojawia się tu Kara Ben Nemzi, który wraz ze sługą Alim el Hakemim podąża przez Saharę i naraża się Tahafowi, muzułmaninowi z ludu Tibbu. Natomiast „Korsarz” (1882) pierwotnie ukazało się jako „Kapitan Surcouf” i pod takim tytułem zostało opublikowane w Polsce jako samodzielna książeczka w 1920 roku. Jest to historia Roberta Surcoufa, francuskiego korsarza na usługach Napoleona; poznajemy go w 1793 roku, kiedy podsuwa cesarzowi pomysł rozmieszczenia dział i porywa angielski okręt, a po siedmiu latach jest postrachem Anglików na Oceanie Indyjskim.

Mamy więc do czynienia z książką, która dziś może zainteresować chyba tylko biografów Karola Maya, bo chyba nikogo innego. Mamy tu swoisty groch z kapustą: jedno opowiadanie w stylu „Winnetou”, jedno wygląda jak „Ród Rodrigandów”, jedno, jak „Leśna Różyczka”, jedno jest w stylu cyklu orientalnego, a jedno przypomina książki Roberta Louisa Stevensona. Czy warto sięgać po ten misz-masz? Myślę, że nie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 327
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: