Dodany: 28.02.2021 11:07|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Wiosna zaginionych
Kańtoch Anna

2 osoby polecają ten tekst.

Blisko cienkiej niebieskiej linii


Lubię powieści (także kryminalne), których akcja toczy się w konkretnych miejscach i w związku z czym czytelnik może, posługując się czy to własną pamięcią, czy - jeśli nie miał okazji w danej okolicy być - mapami i obrazami wynalezionymi w sieci, obejrzeć sobie scenę wydarzeń, i na przykład, jeśli autor zarysował to tylko w skrócie, sprawdzić, jaką drogą jechał bohater z punktu A do punktu B, ile czasu mu to zajęło i co mógł widzieć po drodze. Ostatnio zorientowałam się, że niewiele znam kryminałów, których akcja toczyłaby się na Śląsku czy to Górnym, czy Cieszyńskim, i postanowiłam nadrobić zaległości. Akurat tuż po podjęciu tego postanowienia i przeczytaniu jednej książki, w której śledztwo prowadzą policjanci z Komendy Miejskiej w Katowicach, trafiła mi się w promocji świeżo wydana „Wiosna zaginionych”, znów z fabułą osadzoną w stolicy regionu, ale w dzielnicach, w których w życiu nie byłam.

Najważniejsza w tej historii postać, będąca zarazem narratorką sporej partii tekstu, nie jest ani Ślązaczką (pochodzi, co na ogół taktownie przemilcza, z Sosnowca), ani policjantką; dokładnie rzecz biorąc, nie jest JUŻ policjantką, ale była, bo przed emeryturą pracowała w katowickiej dochodzeniówce. Krystyna żyje tak, jak każda nieaktywna zawodowo wdowa po siedemdziesiątce: chodzi na długie samotne spacery, podczas których zrobi zakupy, wpadnie na kawę, pogada ze spotkanymi po drodze sąsiadkami; czasem, ale nie za często, odwiedza lub przyjmuje u siebie dzieci i wnuki; czyta, ogląda telewizję, uprawia hobby, które pozwala jej zagospodarować nadmiar wolnego czasu. Ale nie jest spokojna i pogodzona z życiem, bo jest coś, co od kilkudziesięciu lat spędza jej sen z powiek: zagadka zaginięcia brata w Tatrach latem 1963 roku. Z pięciorga uczestników wyprawy wrócił tylko jeden – Jacek, który zaraz po uznaniu go przez sąd za niewinnego jakby zapadł się pod ziemię. I oto teraz Krystyna przypadkiem spotyka go w sklepie. Zaczyna go śledzić, a odkrywszy, że mieszka sam, postanawia mu odpłacić za krzywdę, jaka spotkała jej rodzinę. Ale ktoś ją uprzedza, ona zaś decyduje się pomóc w śledztwie dawnym kolegom w nadziei, że może przy tej okazji wyjdą na jaw jakieś fakty, które rzucą światło na dramat sprzed lat. Tymczasem sprawy obracają się w taki sposób, że bliscy Krystyny mogą znów doznać szoku i bólu…

„Wiosna zaginionych” jest niemal klasycznym kryminałem; niemal, bo pojawiający się momentami nastrój zagrożenia i niepokoju wnosi do niej także trochę klimatu rodem z thrillera. Autorka do samego końca utrzymuje czytelnika w niepewności, czy aby na pewno z tego, co wie, wyciągnął dobre wnioski. Co prawda pewne elementy zaczynają do siebie dość wcześnie pasować, ale ile z tych tropów okaże się mylnymi, dowiadujemy się dopiero po pewnym czasie. Rozbicie fabuły na kilka prowadzonych naprzemiennie linii narracyjnych – naświetlających wydarzenia z punktu widzenia policjantów, dziewczyny jednego z nich i operatora Centrum Powiadamiania Ratunkowego (za pośrednictwem narratora zewnętrznego), Krystyny (która sama relacjonuje swoje wrażenia i działania), i anonimowego, przynajmniej z początku, nastolatka (który ze swoich przeżyć zwierza się w blogosferze) – dodatkowo dodaje akcji dynamiki i przybliża czytelnikowi zaangażowane w nią postacie. Opisy miejsc akcji nie są szczególnie obszerne, ale wystarczające dla odtworzenia ich w wyobraźni, a lokalna gwara oddana naturalnie i wiernie.

Jedyne, co mnie chwilowo podczas lektury zmroziło, to snute przez Krystynę plany o odwecie na Jacku, obejmujące też rozważania nad sposobem unieszkodliwienia psa. Z jednej strony jest to zabieg jak najbardziej uzasadniony, pokazujący, że nikt – także doświadczona życiem starsza kobieta, także ktoś, kto pół tego życia przeżył jako policjant – nie jest aniołem i może się niebezpiecznie zbliżyć do przekroczenia cienkiej niebieskiej linii, gdy w grę wchodzi dobro jego bliskich i silne emocje; z drugiej, tak to mną wstrząsnęło, tak się przestraszyłam potencjalnych zwierzeń kogoś, kto (nieważne, z jakiego powodu) być może popełni podwójne morderstwo, że zastanawiałam się, czy na tym czytania nie skończyć; zwyciężyła ciekawość, i chwilę później odetchnęłam, że nie zostałam wprowadzona w dysonans moralny, ale to przykre uczucie jeszcze długo mnie prześladowało i ostatecznie nie pozwoliło mi ocenić powieści na pełną piątkę.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 437
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: