Dodany: 28.04.2021 22:29|Autor: dot59
Czy skunks może wzbogacić czyjeś życie?
Recenzja oficjalna PWN
Recenzent: dot59
Wyrósłszy z wieku, w którym zwykle czytuje się książki o uczłowieczonych zwierzętach, wciąż jednak po takowe sięgam, choć teraz częściej z misją zainteresowania nimi najmłodszych członków rodziny: skoro mnie czegoś nauczyli podopieczni doktora Dolittle czy bohaterowie „Opowiedział dzięcioł sowie”, to i współczesnym dzieciakom takie gadające ptaki czy futrzaki mogą dostarczyć materiału do przemyśleń. A ja, choć nic nie przebije mojego nieuleczalnego zachwytu „Pafnucym”, „Panem Misiem” i „Niebieską niedźwiedzicą”, mogę przecież od czasu do czasu zajrzeć do domków innych gatunków.
Na przykład Borsuka, który – popadłszy przed paru laty w bliżej nieokreślonych okolicznościach w tarapaty mieszkaniowe – otrzymał od ciotki propozycję, by zamieszkać w jej domu. Ona sama od dłuższego czasu gdzieś podróżuje, zasypując młodego krewniaka listami, które on, zajęty Ważną Pracą Nad Kamieniami (z zawodu bowiem jest mineralogiem), nie zawsze ma czas przeczytać. A szkoda, bo gdyby czytał, nie zaskoczyłoby go nagłe zjawienie się w drzwiach stworzenia wprawdzie tak samo czworonożnego i nawet nieco podobnie ubarwionego, lecz zdecydowanie nienależącego „do tej samej rodziny. To dowiedzione naukowo”[1]. Tym gościem, skierowanym doń przez ciotkę w nadziei, że Borsuk podzieli się z nim domową przestrzenią, jest Skunks. Borsuk, z natury pedant, milczek i samotnik, wita go co najmniej niechętnie i usiłuje go na wszelkie sposoby zrazić do wspólnego zamieszkania, ale cóż… prośba ciotki rzecz święta. A nowy współlokator okazuje się istotnie kłopotliwy, nawet nie z tego oczywistego powodu, dla którego „nie każdy lubi towarzystwo skunksa”[2] (choć i to mu się też przydarzy, ale sporo później, a wtedy przeznaczona dla Borsuka czara goryczy akurat się przeleje, skłaniając go do decyzji, której niebawem pożałuje), lecz po prostu dlatego, że jest za bardzo towarzyski, za bardzo ruchliwy, za bardzo głośny, a za mało myślący nad tym, czy jego zachowanie nie sprawia komuś problemu. Borsuk z trudem znosi te niedogodności, choć jedno musi przyznać – nigdy nie jadł tak smacznych rzeczy, jak teraz, kiedy jego mniejszy kolega zabrał się za gotowanie. Ale byłby gotów zrezygnować z tych smakołyków, byle tylko mieć ciszę i porządek. Bo tego mu brakuje, zwłaszcza, gdy domek zapełnia się stadem pierzastych gości, sprowadzonych – oczywiście! – przez Skunksa. Czy dwie tak odmienne postacie mogą żyć wspólnie? Sprawa wydaje się całkiem jasna: to niemożliwe. I Borsuk jest o tym przekonany, przynajmniej do chwili, gdy jego współlokator zauważy, jakim jest dlań problemem…
Rzecz jasna, w naturze borsuk popędziłby kota skunksowi, pragnącemu zamieszkać w jego norze, w takim tempie, że ten nawet nie zdążyłby uwolnić swojej cuchnącej broni. W naturze kuna nie może być ciotką borsuka (choć rzeczywiście jest z nim spokrewniona, ale to jednak inny gatunek i nawet inna podrodzina), a skunks nie może rozmawiać z kurami. Ale to przecież nie jest opowieść przyrodnicza o dzikich zwierzętach, lecz bajka, która ma młodego czytelnika czegoś nauczyć. Na przykład tego, że nawet istoty o diametralnie różnych charakterach i upodobaniach mogą koegzystować w pokoju, jeśli każda z nich pójdzie na kompromis, rezygnując z czegoś, co nie jest jej stuprocentowo potrzebne do szczęścia. Albo, że jeśli ktoś nas swoim zachowaniem denerwuje czy stawia w kłopotliwej sytuacji, zamiast się dąsać, awanturować albo kopać pod nim dołki, lepiej mu grzecznie i rzeczowo wytłumaczyć, czego od niego oczekujemy. I, że – choć samotniczy tryb życia ma pewne zalety – czasem jednak dobrze mieć się do kogo odezwać…
Ta sympatyczna i cokolwiek (ale nie nazbyt) dydaktyczna opowiastka napisana została językiem, który dorosłego czytelnika może nieco irytować obecnością licznych onomatopei i wyrazów pisanych kapitalikami, za to dziecku w wieku gdzieś od siedmiu lat w górę powinien przypaść do gustu i okazać się dlań zrozumiały, oczywiście pod warunkiem, że czytało już coś więcej, niż proste historyjki, mające więcej obrazków, niż tekstu. A jeśli ma jeszcze małe doświadczenie czytelnicze – cóż, trzeba się będzie przygotować na serię pytań w stylu: „a co to jest mineralog/geoda/krocionóg?”. Tu obrazków, będących dziełem Jona Klassena, jest niewiele; swoją drogą, szkoda, bo są przeurocze, zwłaszcza te kolorowe, ale i czarno-białe grafiki mają niepowtarzalny klimat (Skunks w trakcie wytwarzania…hm… szkody zapachowej – bezcenny!). Dodatkowymi walorami są: porządna twarda okładka, z wierzchnią warstwą o fakturze przypominającej w dotyku dawne oprawy z kartonu oklejanego płótnem, dzięki czemu nie wyślizguje się z palców ani się do nich nie klei, oraz przyjazna dla oka, stosunkowo spora czcionka (cenna zwłaszcza dla osób w wieku więcej niż średnim, które chcą poczytać młodszym członkom rodziny, a nie mają pod ręką okularów: sprawdziłam, da się nawet przy sztucznym świetle).
[1] Amy Timberlake, „Skunks i Borsuk”, przeł. Barbara Łukomska, wyd. Mamania, 2021, s. 19.
[2] Tamże, s. 20.
Ocena recenzenta: 4,5/6
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.