Dodany: 08.07.2021 21:47|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Straż nocna
Pratchett Terry

2 osoby polecają ten tekst.

Bez zakwitnie, Vimes się nie złamie


Jeśli są ludzie, którzy przy pierwszym czytaniu Pratchetta od razu chwytają i ogarniają całą wielowymiarowość opowiadanych przez niego historii, dostrzegając nie tylko zwariowany humor (który, notabene, nie wszystkich bawi), lecz także mnogość aluzji do tekstów kultury, głębokość pokładów ironii i pojemność zasobów życiowej mądrości, to im piekielnie zazdroszczę. Bo ja za pierwszym razem wychwyciłam jedynie ułamek tego, co wychwycić mogłam, i może też dlatego niektóre powieści z uniwersum Świata Dysku oceniłam jako „tylko” dobre. Generalnie u mnie czwórka jest naprawdę dobrą – nie słabą, jak przyjmują niektórzy – oceną. Jednak przy powtórnej lekturze Pratchetta, oddalonej w czasie od poprzedniej o kilkanaście lat, coraz to ta i owa powieść skacze w górę o przynajmniej jeden punkt.

Tak, jak „Straż Nocna”, w której swego czasu dostrzegłam przede wszystkim właśnie niedostatek tego szalonego humoru. Bo jak tu pisać z humorem o czymś, co nie jest ani wesołe, ani przyjemne, a w pewnych momentach wręcz tragiczne? Na początku wydaje się, że będzie tak, jak zwykle: Vimes ubolewa nad tym, że życie „jego łaskawości diuka Ankh, komendanta Straży Miejskiej”[1] nie jest tak do końca tym, o co mu chodziło. Jasne, kochająca żona (która za chwilę wyda na świat Vimesowego potomka) i brak trosk materialnych też się liczą, ale on czuje się trochę „zdrajcą swojej klasy”[2], paradując w galowym mundurze i zajmując się gmeraniem w papierach i bywaniem na oficjalnych uroczystościach, zamiast pogonią za przestępcami. Jednak tego szczególnego dnia, gdy wszyscy funkcjonariusze z najdłuższym stażem przypinają do mundurów gałązki bzu (z jakiej okazji, nie wie nie tylko kapral Ping, ale i pierwszorazowy czytelnik; dowie się z czasem) i udają się na pewien nietypowy cmentarz, Sam ma okazję powtórzyć sobie na żywo zasady pościgu za niebezpiecznym bandytą. Niebezpiecznym, a do tego kompletnie pozbawionym skrupułów, takim, który w teście na osobowość psychopatyczną uzyskałby pewnie 120 punktów na 100. Pech (hmmm… a może nie pech?) chce, że właśnie w kulminacyjnym momencie wybucha magiczna burza. Vimes budzi się w bieliźnie i z pewną liczbą szwów na twarzy, w obecności osób, których – jak mu się wydaje – nie zna; za chwilę odkryje, że jednak zna, tylko… są one o trzydzieści lat młodsze, podobnie jak jego własna żona, która jest teraz nastolatką, zaś miastem rządzi paranoiczny despota lord Winder, pod którego rozkazami działa „specjalny urząd na ulicy Kablowej”[3] (gdyby tamtejsi funkcjonariusze zajmowali się tylko tym, co sugeruje nazwa, byłoby doprawdy najwyżej pół biedy… a cała bieda to wielokrotnie za słabe słowo na określenie skutków ich działalności, wskutek której „człowiek widywał czasem takie rzeczy, po których nie mógł uwierzyć nie tylko w bogów, ale też w normalne człowieczeństwo i świadectwo własnych oczu”[4]!).
Samuel, aresztowany za przebywanie „na ulicy po godzinie strażniczej? Bez widocznych środków utrzymania?”[5], przedstawia się nazwiskiem, które mu się nasunęło jako pierwsze – i dobrze, że nie własnym, bo niebawem stanie oko w oko z… młodziutkim Samem Vimesem, stawiającym pierwsze kroki w Straży. Na razie działa intuicyjnie, a gdy się dowie od zagadkowego Sprzątacza-mnicha historii, co się właściwie stało, jego sytuacja poprawi się tylko trochę. Bo będzie musiał być równocześnie sobą i nie-sobą, żeby nauczyć siebie młodego, jak „być czujnym, myśleć samodzielnie, zachować w umyśle trochę miejsca wolnego od Stuków i Quirke’ów tego świata, i nie wahać się przed brudną walką, jeśli jest konieczna, by jutro także móc walczyć”[6]; jeśli tego nie zrobi, nie będzie Vimesa takiego, jakim go poznaliśmy, i takiej Straży, dzięki jakiej dobrzy obywatele Ankh-Morpork mogą się czuć bezpieczniejsi, a źli mają mniejszą pewność, że cokolwiek uczynią, ujdzie im na sucho… A ponieważ „nic nie da się zrobić w sprawach wielkich. Bez musi zakwitnąć. Rewolucja musi wybuchnąć”[7], będzie musiał tak rozegrać sprawy, żeby później, w przyszłości, móc być dumnym z przywileju przypinania do munduru gałązki bzu…

Ależ mną trzepnęła ta lektura! Owszem, pośmiałam się trochę z przygody młodej skrytobójczyni, ćwiczącej podkradanie się do domu Vimesa, z doktora Lawna, który oznajmił: „Kiedy umrę (…), zamierzam polecić, żeby na moim nagrobku umocować dzwonek. Z wielką rozkoszą nie będę wstawał, kiedy ktoś zadzwoni”[8] i przede wszystkim z dobrze wszystkim znanego sprzedawcy wyrobów garmażeryjnych, który właśnie nad wyraz udatnie rozpoczął swą handlową karierę, ale żeby nabrała rozpędu, potrzebował jednej drobnej podpowiedzi. Pozachwycałam się biegłością językową autora, owocującą takimi na przykład poetyckimi zdaniami: „Zagracone biurko pamięci Vimesa w końcu odsłoniło niedbale rzuconą pod filiżanką zapomnienia podkładkę wspomnień”[9], i umiejętnością ironizowania na dowolny – także poważny i ciężki – temat, na przykład, dlaczego ludzie tak biernie poddają się terrorowi, wywieranemu przez rozmaite urzędy w rodzaju Niewymownych z Kablowej:
„…wszyscy wiedzą, że oni torturują ludzi – wymamrotał Sam.
– Naprawdę? – spytał Vimes. – Więc dlaczego nikt nic nie zrobi w tej sprawie?
– Bo oni torturują ludzi.
Aha, pomyślał Vimes. Wreszcie zacząłem chwytać podstawy dynamiki społecznej”[10].
Pokiwałam głową nad uniwersalnymi i nadzwyczaj aktualnymi prawdami: że „rządy na ogół nie są obsadzane przez tych, którzy się orientują, a plany to coś, co ludzie tworzą, zamiast myśleć”[11]; że „ludzi po stronie ludu i tak zawsze w końcu czekało rozczarowanie. Odkrywali, że lud na ogół nie przejawia wdzięczności, nie docenia, nie jest postępowy ani posłuszny. Lud okazywał się zwykle małostkowy, konserwatywny, niezbyt mądry, a nawet nieufny wobec mądrości. I tak dzieci rewolucji stawały przed prastarym problemem: nie chodzi o to, że rząd jest niewłaściwy, bo to oczywiste, ale że ma się do czynienia z niewłaściwym ludem” [12]; że „może najlepszą metodą zbudowania nowego, wspaniałego świata jest zdarcie paru nierówności w starym” [13]; że „jeśli człowiek się łamie, wszystko się łamie (…). Łamie się cała machina. Łamie się coraz bardziej. I łamie ludzi” [14]. Ale przede wszystkim aż się ugięłam pod ciężarem smutku i goryczy, którymi przesycona jest cała opowieść. Aż mnie w gardle ściskało na myśl o tych paru strażnikach, ludziach kompletnie zwyczajnych, żadnych ideałach, którzy „nie uciekli, choć mogli uciec, nie tracąc honoru. Zostali... (…) Zostali nie dlatego, że chcieli być bohaterami, ale postanowili uznać to za swoją robotę i mieli ją przed sobą...”[15], a gdy Vimes rozmawiał z młodszym sobą o frywolnej żołnierskiej piosence:
„– Jeśli dobrze pamiętam, śpiewali ją po bitwach – powiedział. – Widziałem, jak starzy ludzie płakali przy tym – dodał.
– Czemu? Brzmi dość wesoło.
Przypominali sobie, z kim jej już nie śpiewają, pomyślał Vimes. Jeszcze to zrozumie”[16] – też sobie przypomniałam, czego z kim już nie śpiewam… i było mi coraz smutniej, aż do przedostatniej sceny, w której Vimes jeszcze raz udowodnił swoją klasę, stosując się do konkluzji: „kiedy my się załamujemy, wszystko się załamuje. Tak to działa. Można to naginać, a jeśli będzie dość gorące, można zwinąć w obręcz. Ale nie można łamać. Kiedy się złamie, łamie się coraz dalej, aż w końcu nic nie pozostaje nienaruszone. A zaczyna się to tutaj i teraz”[17]”, i do ostatniej, w której Vetinari daje Samowi do zrozumienia, że nawet on czasem docenia coś, co mu nie przynosi wymiernych korzyści…

Cóż mi innego pozostało, jak tylko podwyższyć ocenę – najpierw nie na maksymalną, bo chciałam mieć zapas na wypadek, gdybym przy trzecim czytaniu jeszcze coś odkryła – ale jednak... Nie, należy się, należy, od razu!

[1] Terry Pratchett, „Straż Nocna”, przeł. Piotr W. Cholewa, wyd. Prószyński i S-ka, 2008, s. 10.
[2] Tamże, s. 11.
[3] Tamże, s. 85.
[4] Tamże, s. 316.
[5] Tamże, s. 54.
[6] Tamże, s. 73.
[7] Tamże, s. 118.
[8] Tamże, s. 112.
[9] Tamże, s. 57.
[10] Tamże, s. 103.
[11] Tamże, s. 207.
[12] Tamże, s. 208.
[13] Tamże, s. 274.
[14] Tamże, s. 275.
[15] Tamże, s. 326.
[16] Tamże, s. 257.
[17] Tamże, s. 329.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 752
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: Marylek 09.07.2021 00:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli są ludzie, którzy p... | dot59Opiekun BiblioNETki
A dla mnie to jest jeden z najlepszych Pratchettów, najbardziej wstrząsających. Na maksymalną ocenę właśnie. Pamiętam ją, jako krzyk przeciwko wojnie. I wreszcie miałam za co pokocha ć Vetinariego. A Vimes - ech...

Aż się boję powtórki...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.07.2021 05:58 napisał(a):
Odpowiedź na: A dla mnie to jest jeden ... | Marylek
Ja właściwie już po wrzuceniu recenzji doszłam do wniosku, że nie widzę obiektywnego powodu, żeby nie podciągnąć oceny do szóstki, ale skoro już napisałam, że daję 5,5, to bym musiała poprawiać, no i zostawiłam...
Użytkownik: Marylek 09.07.2021 15:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja właściwie już po wrzuc... | dot59Opiekun BiblioNETki
"to bym musiała poprawiać"
A ileż to roboty? ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.07.2021 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: "to bym musiała poprawiać... | Marylek
No, właściwie... Tym bardziej, że nie jest przecież ani na jotę gorsza od "Prawdy"...
Użytkownik: jolekp 09.07.2021 07:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli są ludzie, którzy p... | dot59Opiekun BiblioNETki
To ja skorzystam z okazji i zapytam - czy tę część można czytać bez znajomości wcześniejszych? Z cyklu o Straży Miejskiej znam tylko "Straż! Straż!" i szczerze mówiąc nie bardzo mi się chce nadrabiać pozostałe, a ta książka mnie ciekawi.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.07.2021 08:59 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja skorzystam z okazji... | jolekp
Teoretycznie każdą można - ja tak właśnie zaczynałam, jeszcze nie będąc świadoma podziału na podcykle, a też trochę z racji nierównomiernej dostępności, bo niektórych w danym momencie nie było ani w księgarni, ani w bibliotece, czytnika jeszcze nie miałam, więc kupna ebooków nie brałam pod uwagę, zresztą księgarnie internetowe też jeszcze nie były tak rozwinięte jak w tej chwili - ale w momencie, gdy się ma możliwość czytania danego cyklu po kolei, to zdecydowanie polecam taką opcję. Nie chodzi nawet o same wydarzenia, które rzeczywiście w każdej części są niemal całkiem autonomiczne, tylko o poznanie bohaterów - te wątki poszczególnych postaci pierwszo- i drugoplanowych są kontynuowane z tomu na tom i w moim odczuciu zupełnie inaczej się odbiera np. Marchewę czy Cudo Tyłeczka, ba, nawet Detrytusa, jeśli się zna ich historie od początku do końca.
Teraz to widzę, robiąc sobie powtórkę całego cyklu o Straży.
Użytkownik: Marylek 09.07.2021 15:56 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja skorzystam z okazji... | jolekp
Przychylam się do zdania Dot.

Teoretycznie każdy tom to osobna historia, możesz go spokojnie przeczytać w dowolnym czasie. Ale to jest jak ze skandynawskimi kryminałami - intryga intrygą, a prywatne losy bohaterów to dodatkowy smaczek ;)

Ja nie czytałam pierwszy raz cyklami, tylko w kolejności ukazywania się poszczególnych książek. Teraz robię powtórkę cyklu o straży i widzę, że to jest zupełnie inna jakość czytana, ten rozwój bohaterów właśnie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: