Dodany: 13.09.2021 07:10|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Jak brzmi pustka w języku poezji?


Literackie przeżywanie żałoby ma ogromnie długą tradycję i nawet ci, którzy programowo stronią od książek o smutnej, przygnębiającej tematyce, przynajmniej jeden taki utwór (jeśli nie w całości, to choć kilka jego elementów, bo mowa tu o cyklu poetyckim) musieli przeczytać, jako że wszedł on na stałe do historii literatury polskiej i od lat znajduje się w wykazie lektur szkolnych. Jak się zdaje, chyba jednak łatwiej wyrażać swoje uczucia po stracie bliskiej osoby prozą, bo lista tego rodzaju tytułów wydaje się całkiem niekrótka, a spotkać na niej można nazwiska takich międzynarodowych sław, jak Joyce Carol Oates, Joan Didion, Julian Barnes czy niedawny noblista Peter Handke. A jeśli próbujemy znaleźć ich poetyckie odpowiedniki – owszem, krąży nam w pamięci całkiem sporo pojedynczych wierszy, ale żeby cały cykl? Prócz mocno już spatynowanego „Życia nowego” Dantego, o którym większość czytelniczej populacji co najwyżej słyszała, i wspomnianych na wstępie „Trenów”, trudno sobie cokolwiek przypomnieć. A właściwie trudno było, bo sytuacja uległa zmianie: właśnie trafia do księgarń zbiór wierszy krakowskiej poetki i dziennikarki Justyny Tomskiej, poświęcony przeżyciom towarzyszącym śmierci ojca i świadomości, że wkrótce może za nim podążyć schorowana matka.

Gdyby nie było na okładce noty wydawcy, już sam tytuł – „List do patomorfologa” (kim jest patomorfolog, dziś już pewnie nikomu nie trzeba tłumaczyć, bo książki, seriale i programy dokumentalne z wątkami medycznymi wystarczająco spopularyzowały wiedzę o różnych lekarskich specjalnościach – także i o tej, która ewidentnie nie na leczeniu polega, ale bez której postęp medycyny byłby o wiele wolniejszy) – dałby czytelnikowi do zrozumienia, z jakiego rodzaju tematyką będzie się trzeba zmierzyć. Zerknąwszy na spis treści, zorientujemy się, że tych tytułowych „Listów” jest więcej: na początku cztery, w połowie tomiku trzy kolejne, i dalej jeszcze cztery, razem jedenaście. W tym momencie można by się zastanawiać: po cóż, u licha, pisać do patomorfologa? Czyżby chodziło o tak dziś powszechną niezgodę na śmierć kogoś bliskiego z przyczyn naturalnych, o szukanie za wszelką cenę błędu w postępowaniu tych, którzy zajmowali się jego zdrowiem, zanim odszedł? Nie, nic z tych rzeczy, podmiot liryczny – czyli osierocona dorosła córka – nie ma zamiaru człowieka, który nazwał naukowymi słowami przyczynę śmierci jej ojca, traktować jako potencjalnego sojusznika przy ubieganiu się o zadośćuczynienie. Jeśli już, to raczej przy potwierdzeniu, że ona, siostra i matka nie mogły ze swej strony zrobić nic więcej, że za „Stan odżywienia./(…) nieprawidłowy”[1] żadna z nich nie ponosi winy. „Nie, nie mam pretensji/ nie składam żadnej skargi”[2] – oświadcza, próbując w zamian w odartych z wszelkiej romantyczności, rozpaczliwie dosłownych terminach anatomopatologicznych dopatrywać się czegoś poetyckiego, czegoś pozawymiarowego: „żyła główna dolna o pustym zapadniętym świetle/(światło, nawet zgaszone, zawsze daje nadzieję)”[3].
Pierwszą partię „Listów…” otaczają migawki z codzienności, w której nagle powstała bolesna wyrwa. Trzy kobiety muszą załatwić formalności („i zanosimy dowód/do odpowiedniego urzędu./ Odcinają sobie z niego/lewy górny róg jak pukiel włosów/na pamiątkę”[4]), uporządkować sprawy materialne („bierzesz połowę medali z papieżem/połowę znaczków oraz Fałata”[5], „Część komuś oddamy. /Może chociaż buty”[6]), podzielić się obowiązkami („Minął tydzień zanim siostra odnalazła/ w domu termostat”[7]). Muszą nauczyć się funkcjonować w tej pustce („Chwytałyśmy się/pustych kieszeni marynarek/żeby wstać”[8]), próbując ją choć częściowo zapełnić fantazjami („nigdy mi się nie śni/naprawdę żywy./ (…)/ w tym śnie to on wyciągał mnie/z czarnego worka”[9]), wspomnieniami („Wszystko jest zwyczajne/bardzo zwyczajne na tym zdjęciu”[10]) i zajęciami zastępczymi („Podobno najlepiej samemu zasiać./Pokrzywę. Jęczmień”[11]). Jedna z nich, ta, która „patrzyła/ na niego 57 lat”[12], ma już swoje lata i „bardzo chora/na płuca nie da rady/przeczytać wiersza”[13]; co prawda „na szczęście matka pies na życie”[14] i „wyślizguje się śmierci/jak mydło/z rąk”[15], lecz córka zdaje sobie sprawę, że to tylko odroczenie nieuchronności, i w kolejnych listach do patomorfologa zastanawia się, co by było, „gdyby [matka - przyp. rec.] naprawdę zechciała wybrać się na tamten świat. Choć najpierw/oczywiście do pana”[16]…

W tych kilkudziesięciu wierszach zawarła poetka przejmujący opis sytuacji, z którą praktycznie każdy – za wyjątkiem ludzi osieroconych na tyle wcześnie, by nie zdawać sobie sprawy ze straty – miał lub będzie miał do czynienia. Rodzice są śmiertelni – to smutna prawda, której prędzej czy później musimy doświadczyć. I nawet, jeśli od dawna już żyjemy osobno, na własny rachunek, daleko od nich, to jednak w jakiś sposób wciąż są w nas, a ich odejście pozostawia poczucie braku, z którym można się z czasem pogodzić, ale nie można go do końca zapełnić. I, być może, każdy z nas powinien napisać wtedy taki własny „List do patomorfologa”. Ten nasz zapewne pozostałby w szufladzie. Ale ten Tomskiej, ta ogromna porcja skondensowanych emocji, przełożonych na słowa bez zbytecznego sentymentalizmu i patosu, a z drugiej strony bez epatowania drastycznymi obrazami, wyrażonych językiem poetyckim, lecz bez przesady w użyciu środków stylistycznych, i szczerze, ale bez nadmiaru ekshibicjonizmu – w konsekwencji poezja mocna, wyrazista, trafiająca, by rzec banalnie, w samo serce czytelnika – absolutnie na to nie zasługuje, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdy może w sobie znaleźć dość sił do zmierzenia się z takim tematem. W mojej opinii jest to jeden z najlepszych tomików, jakie wydała młoda generacja polskich poetów.

[1] Justyna Tomska, „Czwarty list do patomorfologa”, w: Justyna Tomska, „List do patomorfologa”, wyd. Znak, 2021, s. 11.
[2] Justyna Tomska, „Trzeci list do patomorfologa”, op.cit., s.10.
[3] Justyna Tomska, „Drugi list do patomorfologa”, op.cit., s. 9.
[4] Justyna Tomska, „Reality”, op.cit., s. 17.
[5] Justyna Tomska, „Wymień trzy rzeczy”, op.cit., s. 6.
[6] Justyna Tomska, „Jestem gorsza I”, op.cit., s. 12.
[7] Justyna Tomska, „Zarządca temperatury”, op.cit., s. 15.
[8] Tamże, s.15.
[9] Justyna Tomska, „Uczłowieczenie”, op.cit., s. 24-26.
[10] Justyna Tomska, „Zdjęcie”, op.cit., s. 29.
[11] Justyna Tomska, „Hikikomori I”, op.cit., s. 36.
[12] Justyna Tomska, „Patrzyła”, op.cit., s. 18.
[13] Justyna Tomska, „Ćwiczenia oddechowe”, op.cit., s. 47.
[14] Justyna Tomska, „Walki”, op.cit., s. 74.
[15] Justyna Tomska, „Siódmy list do patomorfologa”, op.cit., s. 43.
[16] Justyna Tomska, „List jedenasty do patomorfologa”, op.cit., s. 63.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 340
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: