Zupełnie niespodziewanie
Odkrycie nieba (
Mulisch Harry)
okazało się odkryciem bardzo udanym! Obawiałem się dzieła trudnego w odbiorze, pisanego ciężkim językiem, które przynieść może wiele satysfakcji, ale tylko jako nagrodę za wysiłek intelektualny i polihistoryczny włożony w przeczytanie. Tymczasem było bardzo satysfakcjonująco oraz zbalansowanie bez męczarni czytelniczych. Ogólne skojarzenie przez całą lekturę miałem z
Wahadło Foucaulta (
Eco Umberto)
, choć nie tak przeintelektualizowane – ale bardzo możliwe, że (nieuświadamiane przez bohaterów?) upodobanie do numerologii do WF się odnosi – dni śmierci zbiegają się z dniami urodzin, rocznice znaczące, trwanie ciąży liczone jest co do dnia na 9 miesięcy (kuriozum medyczne). Mamy tu bardzo liczne ciekawostki filozoficzne, muzyczne, astronomiczne, psychologiczne, lecz nie wykraczają poza I rok studiów na tych kierunkach. Całe zresztą "Odkrycie nieba" jest przepojone muzyką, sztuką, architekturą, historią itd. – ale bez przesytu i sztuczności, delikatnie zaznaczone, umiejętnie dawkowane i wplecione w fabułę/konstrukcję świata przedstawionego, odmiennie niż w niedawno przeze mnie wymęczonym "Święcie wiosny" Carpentiera.
Fabuła rozpoczyna się z wysokiego C, rozmową 2 istot "anielskich", które dyskutują o sterowaniu ziemską historią i zawiązują wątek "odzyskania Świadectwa", w czego celu tak prowadzą bieg przypadków, by dopiąć swego. Powieść zaś to relacja z owego biegu. Bohaterami (jak na to wskazuje blurb) początkowo są dwaj intelektualiści: genialny astronom Maks o aparycji i zapędach Casanovy oraz ironiczny filolog Onno. Spotykają oni kobietę ich życia: Adę, która zachodzi w ciążę… z nimi oboma (jak? nie będę zdradzał).
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Pod koniec i w rozwiązaniu przychodziły mi na myśl skojarzenia z
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Co zaś do samej konstrukcji powieści: w istocie przywoływanie różnych "oczywistości" przed Quintenem (robiącym za superinteligentnego ignoranta) jest chyba metodą Mulischa na nadanie "Odkryciu nieba" roli poniekąd dydaktycznej: we współczesnej, zlaicyzowanej Holandii istotnie moze być "wiedzą tajemną" wiedza o tym, czym jest Tora, Arka Przymierza, niewola awiniońska, Panteon i teologiczne podstawy Objawienia i Wcielenia Chrystusa. Mulisch zresztą trochę tutaj bajeruje albo popisuje się ignorancją, pisząc np.:
"Dziwne jest w każdym razie to, że tego magicznego spożywania ciała Boga nie ma w nabożeństwie żydowskim. Wygląda na to, że ów zwyczaj wywodzi się z Egiptu, z kultu Ozyrysa, który tez zresztą zmartwychwstał." [631]
powiela tu pierdoły o związkach Jezusa i Ozyrysa, ale w sumie może to być element kreacji literackiej bohaterów, tak jak ich sympatia do rewolucjonizmu kubańskiego. Może po prostu pokazuje sposób myślenia w Holandii, która przez różowe okulary z dala oglądała panoszenie się ohydy bolszewizmu w Europie wschodniej, na Kubie itd? I podobnie zachwycona jest (jak cały Zachód obecnie) ignoranckim obśmiewaniem wierzeń chrześcijańskich?
Wypisałem także 2 obszerniejsze fragmenty, bardzo interesujące i pokazujące, na czym polegać może kategoryzowanie ON jako "powiastki filozoficznej":
"– Nie wiem, na jakich zasadach działa ten świat, Onno, ale może na tym właśnie polega moja siła. Jak dla mnie, to ten świat w ogóle nie działą na żadnych zasadach, tak jak trudno dopatrzyć się w jakiejś zasady w zawartości kosza na śmieci. Moim zdaniem świat – a przynajmniej ten ziemski – jest jednym wielkim, improwizowanym chaosem, który z kompletnie niezrozumiałych powodów nadal jakoś tam działa. Właściwie człowiek zupełnie nie pasuje do wszechświata, ale skoro jednak pomimo o istnieje, to znaczy, że pod pewnymi względami wszystko jest możliwe. (…) może powinieneś zawsze zrobić najpierw coś, co dyktuje ci serce, a nie sam siebie z góty ograniczać zastrzeżeniami, które być możę innych ludzi posuwają do przodu, albo i nie." [156]
Oraz bardzo mądre wg mnie, zdroworozsądkowe skrytykowanie usprawiedliwiania zewnętrznymi czynnikami czynów przestępczych i pozostawania na bakier z prawem:
"A jak nawet trafi pod sąd, od razu znajdzie się jakiś psychiatra jako advocatus diavoli, który będzie tłumaczył jego zachowanie jako skutek nieokreślonych przyczyn. Trudne dzieciństwo, częste kary cielesne, rozwiedzeni rodzice. Lecz wyjaśnienia przyczynowe nie mogą być usprawiedliwieniem jego zachowania. Człowiek nie jest maszyną ani też nie jest po prostu zwierzęciem jak ty (…). Dlatego zachowania nie należy analizować przyczynowo, tylko skutkowo [!!!]. Pozwolisz, że uderzę w ton naukowy? Z przyczynowego opisu zniknęła gdzieś ocena moralna, a ta żałosna resztka, która potem zostaje, przedstawiana z punktu widzenia prawa, staje się okolicznością łagodzącą, co pociąga za sobą zmniejszenie kary. Jest to oczywiście zaprzeczenie ludzkiej wolności. Prowadzi do odczłowieczenia człowieka, poprzez odebranie mu odpowiedzialności za własne czyny. (…) Zaniechanie kary to nieludzka kara. Poza tym jest to niedopuszczalna obraza dla ludzi, którzy mieli równie zafajdane dzieciństwo, a jednak nie dopuszczają się przestępstw. Gdyby trzymać się tej zasady, to właściwie władza powinna ich nagradzać. (…) To tragiczne, ale w służbie dobra trzeba z konieczności dopuścić do siebie zło; to jest cena, którą trzeba jednak zapłacić. «Nie można rządzić i być bez winy» – tak powiedział już Saint-Just, zanim sam trafił na gilotynę." [612]
Książka jest bardzo dobra, czyta się potoczyście, daje wiele satysfakcji i pozostawia po sobie lekkiego kaca czytelniczego. Bierzcie i czytajcie!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.