Dodany: 17.03.2022 10:19|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Nastia i stare próchno? Nigdy!


Nie mogąc się doczekać na nieprzetłumaczony dotąd 16 tom przygód Nastii Kamieńskiej, „И́мя потерпе́вшего — Никто́”, już się zaczęłam zastanawiać, czy go sobie nie kupić i nie przeczytać po rosyjsku, żeby mieć wreszcie całe życie prywatne i zawodowe bohaterki naprostowane chronologicznie, gdy tymczasem ukazał się tom 25. A kto odkłada świeżutko wydaną książkę na półkę i każe jej czekać, zwłaszcza, gdy to kolejna część serii kryminalnej z ulubionymi postaciami? No, na pewno nie ja… Co prawda spotkałam się z opiniami, że wobec haniebnego postępowania Rosji należałoby całą rosyjską kulturę zbojkotować, jednak przecież prawa do przekładu zostały zakupione i prace redakcyjne dokończone spory kawałek czasu przed agresją na Ukrainę, a ani w tej, ani żadnej dotychczas wydanej powieści autorki nie znajdziemy słów poparcia dla tamtejszego samodzierżcy. Gdyby były, nie zostałabym amatorką jej twórczości…

Jak pamiętamy, w poprzedniej odsłonie, czyli „Zasadzie trzech sprzeciwów”, Nastia, przeszedłszy skomplikowane złamanie nogi, które wywołało u niej dodatkowe objawy psychosomatyczne, skorzystała mimo woli ze swego rodzaju psychoanalizy, dzięki czemu jakoś zdołała zaakceptować konieczność dalszej pracy pod kierownictwem nielubianego dawnego kolegi ze studiów, „Afonii” Afanasjewa, i nie demonstrować zbyt otwarcie swojego braku szacunku dla szefa. Teraz ma 43 lata i choć niejeden czytelnik gotów westchnąć „ależ ona ma dobrze, chciał/-a/bym ja mieć dopiero tyle!”, wiek ten jest dla niej powodem nieustającego stresu. Bo, choć jest jednym z najlepszych oficerów operacyjnych na Pietrowce i dosłużyła się stopnia podpułkownika, „w tym stopniu można pracować tylko do czterdziestego piątego roku życia. Później trzeba odejść na emeryturę. (…) Można złożyć raport z prośbą o przedłużenie terminu służby i w razie pozytywnej decyzji gwarantowane jest kolejne pięć lat. (…) Przedłużenie można dostać tylko dwa razy”[1], ale jeszcze trzeba, by bezpośredni przełożony takie przedłużenie zaakceptował, zaś „Afonia (…) wolałby, żeby (…) Kamieńska się postarzała i przeszła na emeryturę”[2]. Zatem Nastia musi „się postarać, by w ciągu dwóch lat napisać przynajmniej na brudno rozprawę doktorską” i „zostać wykładowcą. W dodatku na takim stanowisku…”[3], na jakim będzie szansa otrzymania awansu na pułkownika i przedłużenia angażu aż do pięćdziesiątego piątego roku życia. Tymczasem egzamin dopuszczający do otwarcia przewodu doktorskiego nastręcza jej nowych trudności: nie, żeby nie miała w małym palcu paragrafów i innych podręcznikowych mądrości, jednak skoro nie ze wszystkimi teoriami się zgadza, postanawia to komisji egzaminacyjnej unaocznić. I czyni to tak – jak jej się zdaje – niezdarnie i niedyplomatycznie, że o mało nie zostaje oblana (kulisy tego, dlaczego jeden z członków wysokiego gremium pragnie jej wlepić dwóję, zostaną wyjaśnione sporo później… a będą doprawdy jeszcze bardziej absurdalne, niż tok rozumowania Nastii…). Wydaje się, że właśnie wpadła w kolejny groźny dołek i bez pomocy – której, z drugiej strony, nie chce – w żaden sposób się z niego nie wygrzebie. Niezawodny Losza potrafi jej wytłumaczyć i jej odczucia, i postępowanie innych wobec niej, i sprawia jej nieco zdumiewający prezent, który ma jej pomóc zaakceptować rzeczywistość. Oczywiście, magia tajemniczego wyrobu artystycznego nie zadziała od razu i z całą mocą, a tymczasem przestępcy nie będą przecież czekać, aż sfrustrowana funkcjonariuszka z Pietrowki pokona kryzys wieku średniego…

Niebawem więc zespół operacyjny dostaje z góry polecenie, by wspomóc prowadzone w jednym z okręgów śledztwo w sprawie zabójstwa ciężarnej żony biznesmena. Kilka dni wcześniej kobieta nie wróciła na noc do domu; następnego dnia mąż znalazł ją martwą w mieszkaniu, które zajmowała przed ślubem i którego do tej pory nie sprzedała. Niezadowolony z efektów śledztwa prowadzonego przez lokalnych milicjantów, uruchomił jakiś kontakt na wysokim szczeblu, i oto Nastia musi się brać do roboty. Nie najlepiej jej się współpracuje z młodym śledczym Artiomem Andriejewiczem Gierasimczukiem, przydzielonym przez prokuraturę do tej sprawy, a nawet i lubiany przez nią Andriusza Czebotajew (z którym czytelnicy spotkali się w „Śmiechu bogów”) też niekoniecznie akceptuje wszystkie jej pomysły. Więc większość działań, związanych z odtwarzaniem wydarzeń z życia denatki i poznawaniem jej osobowości, Nastia bierze na siebie. A prócz tego zostaje poproszona – znów za pośrednictwem interwencji z góry – o pomoc pewnej zaniepokojonej kobiecie. Jekatierina Siergiejewna Sławczikowa jest pisarką; popularne powieści kryminalne tworzy nie sama, lecz w tercecie, wraz z sędziwym biografem Glebem Borisowiczem Bogdanowem i swoim młodym pasierbem, Wasilijem. I ewidentnie widzi, że podczas ich spotkań zaczyna dziać się coś dziwnego – a to ktoś wybija szyby w zaparkowanym aucie, a to pod drzwi zostaje podrzucona tajemnicza torba… Nastia poleca jej usługi prywatnego detektywa (nie kogo innego, jak Władika Stasowa), ale nim ten zdąży wkroczyć do akcji, w mieszkaniu Bogdanowa zostaje popełnione morderstwo. W biały dzień, z zimną krwią, bez zwrócenia uwagi pozostałych domowników. Niewiarygodne? A jednak… I nie będzie to ostatnia ofiara, jaka padnie, nim ekipa śledcza złapie właściwy trop!

Podobnie, jak w niemal wszystkich powieściach z tej serii, narracja jest zewnętrzna, prowadzona na przemian z punktu widzenia Nastii, któregoś z tytułowych „współautorów”, albo pewnego małżeństwa (które dla ocalenia skóry swego występnego potomka zgodziło się świadczyć nietypowe usługi komuś, kto potrzebuje określonych informacji) i jego zleceniodawców. Toteż od początku mniej więcej wiemy, że ktoś dybie na pisarską trójcę i że czegoś od niej chce, choć jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, kim są te pozostałe osoby, gotowe posunąć się do środków ostatecznych, byle uzyskać to, czego pragną. I znów – podobnie, jak zawsze – najważniejsza okazuje się nie sama intryga (bo w tej, wiadomo, na ogół chodzi albo o zazdrość lub zemstę, albo o pieniądze, a jeśli nie o to, pewnie trzeba komuś zamknąć usta, by ten komu innemu nie popsuł interesów), lecz cała obudowa. Ta machina władzy, w której kółek i trybików przeżartych korupcją, partykularyzmem i protekcjonalizmem jest znacznie więcej, niż nieskażonych żadną usterką.
Ta szczególna kasta ludzi, którym się zdaje, że jeśli mają pieniądze, dużo pieniędzy, to mogą wszystko: jednego tak omamić, by zapłacił za ich winę, innego upodlić, zmuszając do czynów niezgodnych z sumieniem, jeszcze innego uciszyć na zawsze… Te mechanizmy rynku wydawniczego, cały czas dające o sobie znać w rozmowach pisarskiej trójcy, a jeszcze dobitniej – w prześmiewczej ostatniej scenie, w której Wasia ma nadzieję, że właśnie teraz będzie miał swoje pięć minut… Te powikłane relacje międzyludzkie w pracy, na które tak żali się Czebotajew: „czy nie można zrobić tak, żeby detektyw tylko prowadził dochodzenie, ścigał przestępców i nie zajmował się niczym innym? Te rozmowy, wyjaśnienia, wyprawy do szefostwa, zakulisowe gry, podchody, żeby nie zranić śledczego, żeby nie obrazić naczelnika, żeby nie wystawić kolegi… Można się powiesić! (…) Nasza robota to szukanie przestępców, a nie salonowe gierki”[4].
To wciąż trwające w Rosji zderzenie kultur – europejskiej i wschodniej – którego ofiarą padła piękna Nora Siergiejewna, a właściwie Nurija Sałachetdinowna: „urodziłam się w Moskwie i wyrosłam na normalną moskiewską dziewczynę, a moi rodzice to ludzie Wschodu i zadecydowali o moim losie tak, jak to było w zwyczaju ich przodków. Sprzedali mnie, sprzedali Aliszerowi. Młoda, ładna, zdrowa, dziewica, bez wyższego wykształcenia… dostali za mnie duże pieniądze (…). Nie mogłam sprzeciwić się ich woli, wychowano mnie w przekonaniu, że rodzice zawsze mają rację i trzeba ich słuchać”[5], a po ślubie starszy o dwadzieścia kilka lat mąż, którego wcześniej w ogóle nie znała, „nie pozwolił mi studiować (…), sama nie mogę przecież wybierać znajomych i zapraszać ich do domu (…) w ogóle niczego mi nie wyjaśnia, to nie jest przyjęte”[6].

I oczywiście sama Nastia, tym razem nie tyle śmiesząca czytelnika swoją nieporadnością w branży pozazawodowej („zmywanie naczyń jakoś przeżyje, ale na widok żelazka i deski do prasowania ogarniało ją przerażenie”[7]), ile wzruszająca bezradnością wobec upływu czasu („W jej życiu już nic się nie wydarzy, nigdy więcej nie będzie się dobrze czuć, coraz szybciej zacznie się męczyć, coraz częściej irytować i płakać i niebawem wyślą ją na emeryturę, bo takim zniedołężniałym i nieprzydatnym chabetom nie przedłuża się terminu służby. Następna posada będzie jałowa i nudna, kolejna – jeszcze nudniejsza, aż w końcu Nastia zasiądzie w domu, będzie leżeć na kanapie pod kocem i bardzo szybko zamieni się w stare próchno”[8]). Nastia i stare próchno? Kto by w to uwierzył? Na pewno nie czytelnik, który już zresztą wie, że do tego nie dojdzie, a czy jeszcze będzie się mógł cieszyć opisami jej zawodowych dokonań – cóż, czas pokaże…

[1] Aleksandra Marinina, „Współautorzy”, przeł. Aleksandra Stronka, wyd. Czwarta Strona, 2022, s. 127-128.
[2] Tamże, s. 129.
[3] Tamże, s. 129.
[4] Tamże, s. 270.
[5] Tamże, s. 175.
[6] Tamże, s. 172-173.
[7] Tamże, s. 24.
[8] Tamże, s. 303.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 449
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: misiak297 17.03.2022 11:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mogąc się doczekać na... | dot59Opiekun BiblioNETki
W moim odczuciu to jeden z najlepszych tomów cyklu.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: