Dodany: 27.06.2022 01:30|Autor: Marioosh

Dobra książka o złej polityce


W Rosji zbliżają się wybory prezydenckie; kluczowa dla kampanii wyborczej może być wiedza, jaką posiada Paweł Dmitrijewicz Saulak, agent generała Władimira Wasiljewicza Bułatnikowa, ważnej figury w KGB. Bułatnikow był bardzo wpływową postacią, „cieszył się opinią człowieka, który dużo może, bardzo dużo robi, ale jeszcze więcej wie” [1], na początku lat 90. stał za wieloma roszadami w rządzie i przed dwoma laty zginął w niewyjaśnionych okolicznościach; Saulakowi wytoczono proces i skazano na dwa lata w kolonii karnej pod Samarą. Lada dzień Saulak ma wyjść na wolność, a milicja otrzymuje operacyjne informacje, że ze względu na posiadaną wiedzę może on zostać porwany albo zabity; w związku z tym Anastazja Kamieńska otrzymuje rozkaz przejęcia byłego agenta, przewiezienia do Moskwy i przekazania generałowi Antonowi Andriejewiczowi Minajewowi, następcy Bułatnikowa. Wszystko się udaje, Minajew przejmuje Saulaka i wprowadza w życie "operację Stella"; w jej wyniku „mamy wysyp arcyważnych trupów” [2] z otoczenia jednego z kandydatów na prezydenta. Tymczasem major Kamieńska na polecenie MSW zajmuje się sprawą samozwańczego, ludowego mściciela, który morduje sprawców niewykrytych, wielokrotnych zabójstw; niespodziewanie okazuje się, że obydwie sprawy mogą się ze sobą wiązać.

Już wcześniej pisałem, że Aleksandra Marinina z książki na książkę pisze coraz lepiej, ale też i coraz bardziej niesamowicie; zastanawiam się też, czy autorka nie zainspirowała się tutaj „Mandżurskim kandydatem” Richarda Condona. Intryga jest dość ryzykowna i chwilami ociera się o twórczość Deana Koontza, ale Marinina już wcześniej dała się poznać jako autorka o dość dużej pomysłowości – na gorąco przyszła mi do głowy „Złowroga pętla”. Trzeba jednak pamiętać, że Marinina pisząc tę książkę była (jeszcze) funkcjonariuszką milicji, niejedno pewnie widziała i kto wie, czy jej literackie pomysły nie są wzięte z życia. Jak by jednak nie patrzeć, jest to książka dobra, mimo grubości czyta się ją potoczyście, choć momentami autorce brakuje lakoniczności i niektóre sceny są napisane wręcz łopatologicznie. Tradycyjnie też pod płaszczykiem kryminalnej intrygi autorka „sprzedaje” nam trochę milicyjnej i politycznej publicystyki, ale też dużo gorzkich spostrzeżeń i obserwacji dotyczących życia w połowie lat 90. w Rosji czyli kraju, który „słynie z tego, że we wszystkim przoduje i jest niepodobny do innych” [3]. Ten brak podobieństwa widać choćby w scenach, w których Kamieńskiej i jej mężowi, czyli pani major i panu profesorowi kończy się domowy budżet, bo pracownikom budżetówki wstrzymano pensje i rozważają wyjazd profesora na trzy miesiące z cyklami wykładów do Kanady. Mamy też sporo brutalnej, brudnej i bezwzględnej polityki, w której za jednym z ugrupowań stoi „kapitał kryminalny” [4] i w razie zwycięstwa jego kandydata ulgi podatkowe i celne będą przysługiwać podmiotom kontrolowanym przez ów kapitał; jest też spostrzeżenie, że „gadki o czystych rękach są dobre dla pionierów” [5] oraz, że niektóre cele i zadania wymuszają wręcz odrzucenie zasad moralnych i etycznych. Jest też przykra obserwacja, że za prawie każdym kandydatem stoi jakiś brudny kapitał, różnią się tylko stopniem nielegalności i w efekcie „każde ugrupowanie chce mieć swojego prezydenta” [6] – i tu przyszła mi do głowy dygresja, że za cztery lata pojawi się taki prezydent, który te wszystkie kapitały będzie trzymał w jednej, własnej ręce.

Ale są też obserwacje mniej przygnębiające: znów pojawia się alter ego Marininej, czyli Tatiana Tomilina - autorka, która „w ciągu dnia jest śledczą, a wieczorem pisze książki” [7] i nawet mąż Kamieńskiej zaczytuje się jej książkami, o których mówi: „Jej powieści to klasyczne kryminały bez pornografii i bestialskich scen. Jest tajemnica, intryga i napięcie, a pod koniec rozwiązanie. Co prawda finał bywa przeważnie smutny. Nie daje nadziei”, na co słyszy od żony: „Tatiana jest śledczą, pisze na podstawie smutnego doświadczenia, a nie o tym, co zna ze słyszenia” [8]. A ostatnim spostrzeżeniem jest to, co nieraz pisałem już wcześniej: debiut Marininej nosił oryginalny tytuł „Zbieg okoliczności” i ten zwrot pojawia się w treści książki dziewięć razy, podczas gdy oryginalny tytuł „Sprawiedliwego oprawcy”, czyli „Nie przeszkadzajmy katu” pojawia się tylko raz. Ale to już taka moja prywatna dygresja, która nie zmienia faktu, że warto sięgnąć po tę książkę, nawet jako po pojedynczą powieść – bo zwolennicy serii i tak wiedzą, że warto.

[1] Aleksandra Marinina, „Sprawiedliwy oprawca”, tłum. Aleksandra Stronka, wyd. Czwarta Strona, 2019, str. 19.;
[2] Tamże, str. 255.
[3] Tamże, str. 308.
[4] Tamże, str. 76.
[5] Tamże, str. 125.
[6] Tamże, str. 230.
[7] Tamże, str. 283.
[8] Tamże, str. 469.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 119
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: