Dodany: 15.08.2022 17:30|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Blizna
Ólafsdóttir Auður Ava

2 osoby polecają ten tekst.

Czy wypada wypisać się z życia, gdy nie ma kto naprawiać usterek?


Trzy z pięciu okazów literatury islandzkiej, jakie dotąd czytałam, były kryminałami, i choć jestem głęboko przekonana, że ten gatunek, jeśli tylko autor nie oderwie fabuły od rzeczywistości, może być doskonałym zwierciadłem kondycji materialnej i moralnej danego społeczeństwa czy choćby jednej jego grupy, od czasu do czasu wypada zerknąć na dany kraj z perspektywy innego rodzaju literatury. A ponieważ nowości wydawane w serii z drakkarem mają na ogół świetne rekomendacje, na „Bliznę” dałam się namówić bez trudu.

Islandii w niej niewiele. Prawdę mówiąc, nie gra ona w zasadzie żadnej roli w fabule, która tak naprawdę mogłaby się rozgrywać… gdziekolwiek. Bo jest to rodzaj uniwersalnej przypowieści o tym, jak człowieka zmienia życie i jak on sam może zmienić życie kogoś innego. Bohater, obdarzony przez matkę-nauczycielkę dwoma wróżebnymi imionami („Jonas oznacza gołębia, a Ebeneser pomocnego”[1]), zbliża się do pięćdziesiątki i właśnie zawaliły mu się fundamenty, na których opierała się stabilność jego dotychczasowego życia. Matka coraz głębiej zapada się w odmęty demencji; żona, z którą spędził więcej niż połowę przeżytych lat, właśnie go opuściła, a na odchodnym poinformowała, że ich jedyna córka – będąca już w takim wieku, że jej „brakuje nie ojca, lecz narzeczonego” [2] – nie jest jego biologicznym dzieckiem. A ponieważ Jonas należy do tych ludzi, dla których praca nie była pasją, lecz po prostu sposobem zdobywania środków na utrzymanie, postanawia sprzedać firmę i wybrać się „w najdalszą podróż życia”[3] – nie, żeby, jak to w naszych czasach robi wielu ludzi, „odnaleźć siebie”, lecz wręcz przeciwnie, by gdzieś daleko, gdzie będzie tylko nic nieznaczącym obcym, położyć kres temu życiu, które już całkiem straciło dlań powab. Zabiera dosłownie garstkę rzeczy (w tym kilka narzędzi, na wypadek, gdyby „musiał przygotować sobie hak”[4]), i leci do kraju, „który długo był w centrum uwagi mediów z powodu działań wojennych, ale kilka miesięcy temu z powodu zawieszenia broni zniknął ze sceny (…). Powiada się jednak, że sytuacja jest niestabilna i nie ma pewności, czy rozejm zostanie utrzymany”[5]. Co to za kraj? Realia wręcz namacalnie przypominają mi te znane z licznych czytanych powieści o wojnie domowej po rozpadzie Jugosławii, ale w sumie równie dobrze może to być na przykład jakiś kraj latynoski (natomiast nie bliskowschodni i nie afrykański, bo wtedy bohater chyba by zwrócił uwagę na odmienności ubioru mieszkańców, pejzaży itd., no i raczej w hotelu nie byłoby aż tyle literatury europejskiej); imiona postaci nie pasują do żadnego konkretnego języka – Maj to żeńskie imię najczęściej używane w… Szwecji (nosiła je np. pisarka Maj Sjöwall), Adama można spotkać w prawie każdym kraju, gdzie występuje religia chrześcijańska lub mojżeszowa, a Fifi to pewnie raczej zdrobnienie (od Filipa? Fidela?) lub przydomek – podobnie, jak skromny wybór potraw, podawanych w lokalnej restauracji, nie pasuje do jakiejś konkretnej kuchni. Ale może ten kamuflaż jest po to, by uświadomić czytelnikowi, że taka rzecz mogła się zdarzyć wszędzie: bratobójcza wojna, podczas której „wszyscy mówili to samo: że zostali napadnięci, nie spodziewając się niczego złego. Wszyscy mówili, że to przeciwnik zabija kobiety i niewinne dzieci, i pokazywali zdjęcia ofiar. Wszyscy mówili, że nie mieli innego wyjścia, jak tylko chwycić za broń”[6] i często okazywało się, że snajperem mierzącym do ludzi, wychodzących z piekarni, był „kolega z chóru” [7]. Jonas zatrzymuje się w prawie pustym hotelu, gdzie „każdego dnia przez sześć godzin nie ma elektryczności. Woda też jest racjonowana”[8], i niechcący zdradza prowadzącemu placówkę młodemu rodzeństwu, że potrafi naprawić nieczynny prysznic i inne drobne usterki, a do tego posiada wiertarkę. A ponieważ po wojnie „brakuje mężczyzn. I narzędzi”[9], Maj i Fifi – a za nimi inni mieszkańcy miasteczka – proszą, by pomógł im usuwać szkody. Jonas jest nieszczęśliwy, ale ma i serce, i rozum, więc mówi do siebie: „Nie mogę przecież powiedzieć tej młodej kobiecie, która z synkiem i młodszym bratem bardzo starała się przeżyć ataki bombowe w kraju zaledwie kilka tygodni temu pustoszonym przez plutony egzekucyjne, gdzie rzeki spływają krwią, gdzie woda nadal ma jej kolor (…) że chcę im powierzyć obowiązek zdjęcia mnie z szubienicy”, i nie bez racji konkluduje: „Moje nieszczęście jest w najlepszym przypadku idiotyczne w obliczu tych ruin i kurzu za oknem”[10]. Więc chwilowo odkłada moment, w którym zechce wypisać się z życia, i bierze się do pomocy potrzebującym….

Być może nie dla wszystkich będzie dobrą rekomendacją stwierdzenie, że ta historia przypomina mi utwory Érica-Emmanuela Schmitta, ale nic nie poradzę – ja Schmitta lubię i to właśnie u niego cenię: pokazywanie, że nawet w koszmarnych czasach, nawet w chwili osobistego dramatu człowiek jest w stanie spojrzeć na świat z odmiennej perspektywy, szczęśliwie często akurat z takiej, która pozwala mu dostrzec możliwość zrobienia czegoś dobrego dla innych. Ólafsdóttir stworzyła w swojej powieści taki „Schmittowski” klimat, posługując się nawet dość podobną techniką narracji, podobnym, niby prostym, a jednak barwnym i wykwintnym językiem. Do mnie to przemawia w stu procentach i właściwie nie miałabym do autorki zastrzeżeń, gdyby nie zakończenie; nie chodzi o to, że nie daje ono definitywnej odpowiedzi na pytanie o dalsze losy Jonasa i ludzi, którym pomógł, ale o to, że urywa się tak… nijako, jakby po prostu zgubiła się ostatnia kartka czy dwie. Pewnie ten zabieg miał podkreślić, że jest to tak jak w życiu – spotykamy kogoś, przez jakiś czas mu towarzyszymy, a potem znika nam z oczu, i już – ale nie do końca mnie ta metoda przekonuje. Co nie znaczy, że przez tę końcówkę znacząco zaniżę ocenę.

[1] Auður Ava Ólafsdóttir, “Blizna”, przeł. Jacek Godek, wyd. Wydawnictwo Poznańskie, 2020, s. 22.
[2] Tamże, s. 61.
[3] Tamże, s. 62.
[4] Tamże, s. 72.
[5] Tamże, s. 66.
[6] Tamże, s. 134.
[7] Tamże, s. 95.
[8] Tamże, s. 86
[9] Tamże, s. 131.
[10] Tamże, s. 115.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 255
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: