Dodany: 30.01.2023 07:14|Autor: koczowniczka

Czytatnik: O bohaterach literackich nieco inaczej

1 osoba poleca ten tekst.

Kilka słów o kolejnej powieści Nessera


Lubię Håkana Nessera, ale już dawno zauważyłam, że jest autorem nierównym, mającym w swoim dorobku zarówno książki bardzo dobre, jak i słabsze. „Szachy pod wulkanem”, stanowiące siódmą część cyklu o komisarzu Barbarottim, należą niestety do tej drugiej grupy. Intryga kryminalna nie zachwyca, śledztwo toczy się z przesadną powolnością, żadna z postaci nie fascynuje, a sam Barbarotti sprawia wrażenie zwariowanego i nieefektywnego. Kiedy na przykład pewna kobieta prosi o odnalezienie ojca, komisarz, nie mając pomysłu, jak jej pomóc, zaczyna się na komendzie, w obecności tej kobiety, modlić. Na domiar złego „Szachy” są mocno wtórne. Nesser po raz enty wplata w fabułę teksty napisane przez osoby zamieszane w śledztwo, każe policjantom filozofować o punkcie Borkmanna i żałować, że sprawa morderstwa została wyjaśniona, a nie odłożona ad acta, wykorzystuje też wiele innych elementów ze swojej wcześniejszej twórczości, lecz nie wymienię ich z obawy, by niechcący nie naprowadzić kogoś na trop zakończenia. Nawet motyw zbrodni i postać mordercy wydały mi się podobne do tych z innej książki Nessera.

Akcja zaczyna się następująco: pisarz o inicjałach JLF czuje frustrację, bo pewna czytelniczka publicznie zadaje mu niewygodne pytania i sugeruje, że dokonał morderstwa, które potem opisał w powieści. To jeszcze nie koniec zmartwień bohatera: musi on szybko dostarczyć do wydawnictwa nowy utwór, tymczasem nie ma pomysłu na fabułę. W końcu zaczyna wykorzystywać wydarzenia ze swojego życia i tworzyć coś w rodzaju zamaskowanej autobiografii. Kiedy policjanci otrzymają zgłoszenie o jego zaginięciu, podczas czytania tych zapisków będą mieli wielki problem z oddzieleniem faktów od fikcji.

Śledztwo, jak to często bywa u Nessera, toczy się anemicznie, a wkrótce staje w miejscu. Próbując je pociągnąć, Barbarotti zwraca się o pomoc do niebios, lecz nawet modły nie pomagają w sytuacji, gdy detektyw jest gnuśny i mało pomysłowy. Nie przychodzi mu do głowy, by sprawdzić, gdzie i kiedy logowały się telefony zaginionych osób. Nie sprawdza, czy w hotelu, w którym mogło dojść do porwania, są zainstalowane kamery. Rozmawiając z uczestniczkami spotkania autorskiego, na które prawdopodobnie przyszedł też morderca, nie pyta, czy zachowały się nagrania z tego wieczoru. Gdy starsze panie wspominają o zdjęciach, jest bardzo wdzięczny i zdumiony. Tylko dlaczego sam nie wpadł na taki pomysł?

Niebawem pojawia się kolejna przeszkoda w śledztwie, a mianowicie wybucha pandemia koronawirusa. Nikt już nie ma serca do szukania pisarzy, ich zaginięcie „to informacja równie ważna jak rozegranie partii szachów pod wybuchającym wulkanem”. Nikt nie naciska policji, by szybciej i efektywniej pracowała, w końcu nawet nie jest pewne, że doszło do zbrodni – nie znaleziono ciał, a jedna z rzekomych ofiar już kiedyś udawała zaginioną, by wywołać szum wokół własnej osoby. Wprawdzie obiecała córce, że tego więcej nie zrobi, ale czy takiemu komuś można wierzyć?...

Ponieważ wielu bohaterów związanych jest ze środowiskiem literackim, siłą rzeczy padają w tej książce różne uwagi o pisaniu i czytaniu, raczej pesymistyczne, które można podsumować zdaniem: coraz mniej osób czyta, a poezji to już w ogóle nikt. Ciekawa rzecz, że wszyscy autorzy z „Szachów pod wulkanem” są zadufani w sobie i antypatyczni. Jeden na przykład lubuje się w pisaniu miażdżących recenzji i oficjalnie gardzi kryminałami, potajemnie zaś sam je tworzy, drugi skrywa jakieś mroczne tajemnice dotyczące zaginięcia swojej żony.

Z miernością fabuły dobrze koresponduje jej polskie tłumaczenie, kłujące w oczy błędami i pomyłkami. Oto kilka przykładów: „jedna z tych moli książkowych”, „większość ludzi posiadło tę umiejętność”, „co najmniej dwie osoby, pisarz i czytelnik, nigdy się nie odnalazło”, „jedna lub więcej osób chcą go skrzywdzić”, „spłukał wodę”. Pisarz jest przez tłumaczkę nazwany „sprawcą powieści”, liczba mylona z cyfrą. Jeden z bohaterów usłyszawszy, że dostanie zaliczkę w wysokości pół miliona, cieszy się, że „będzie miał na koncie pięćset tysięcy nowiutkich banknotów” – a przecież na koncie nie trzyma się banknotów, tylko pieniądze bankowe, poza tym wypłacając z konta pół miliona, tych banknotów otrzyma się mniej niż pięćset tysięcy, bo nie istnieją banknoty jednokoronowe.

Na plus liczę Nesserowi poczucie humoru oraz ten fragment, w którym jedna z postaci nazywa polski rząd „dupkami”.

---
Źródło cytatów: Szachy pod wulkanem (Nesser Håkan), przeł. Iwona Jędrzejewska, Czarna Owca, 2022

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 141
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: reniferze 30.01.2023 10:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubię Håkana Nessera, ale... | koczowniczka
Mam dziwną słabość do Nessera. Większość jego książek oceniam jako "przeciętne", ale gdyby ktoś mnie zapytał, czy je polecam, to bez wahania. Ta nieśpieszność, piętrowe dialogi, okoliczności przyrody, intryga kryminalna będąca zaledwie pretekstem... ach. Zatęskniłam, ale mam do przeczytania tylko dwie jego książki, więc na razie oszczędzam.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: