Wstęp książki od razu zasiał moje wątpliwości - mowa bowiem o Czarnobylu, jak to zły projekt i błąd ludzki doprowadziły do katastrofy środowiskowej. Autor był na miejscu, ale nie wspomniał przy okazji, że dzięki temu powstał tam wspaniały rezerwat dzikiej przyrody, która dziś, po latach od porzucenia miejsca przez człowieka, ma się świetnie (autor sam zauważa to w epilogu, niemniej przedstawienie energii jądrowej jako obiektu grozy pozostaje z nami przez całą książkę). Należy też od razu sprostować, że katastrofę spowodował >eksperyment< a nie zwyczajny błąd, ani też błąd projektu (choć faktem jest, że po katastrofie wszystkie nowoczesne reaktory przeprojektowano tak, aby wydzielenie wodoru i żaden wybuch nie były już fizycznie możliwe) - identyczne reaktory jak w Czarnobylu pracują do dziś, a przeciętny czas ich życia wynosi ok. 55 lat - znacznie więcej niż paneli fotowoltaicznych czy wiatraków. Do tematu wrócę.
Pierwsza część książki to lektura, z którą powinien zapoznać się każdy mieszkaniec Ziemi. Jest wstrząsająca. Niby każdy z nas coś tam wie, że niszczymy planetę, przyrodę, zaśmiecamy, wycinamy, zawłaszczamy. Ale chyba nikt nie jest w pełni świadom w jakiej skali i w jakim tempie. Attenborough ma w chwili pisania książki 94 lata. Widział zmiany na własne oczy, za młodu widział świat zupełnie innym, a jednak sam przyznaje, że kiedy podczas pisania zapoznał się z faktami, był wstrząśnięty. Czyta się to jak najokropniejszą dystopię - z tym, że to się dzieje naprawdę. Ciężko uwierzyć, że może być dla nas jakaś nadzieja, bo tempo narzuciliśmy okropne, a kompletną zmianę świadomości ludzkiej powinniśmy przeprowadzić w jedno-dwa pokolenia.
Druga część to nadzieje na przyszłość. Rady odnośnie tego, jak możemy działać, by zapobiec kompletnemu utraceniu tego, co znamy na co dzień. Bo naprawdę, żyjemy w ostatnich chwilach najlepszych czasów, wkrótce (a nawet już) to co znamy zacznie się załamywać - duże migracje i zaburzenia pogodowe już odczuwamy na własnej skórze. Trzeba jednak powiedzieć, że autor podchodzi do rozwiązań z dużą dozą romantyzmu i nadziei, której ja nie mam, choćby dlatego, że z uwagi na moje związanie z energetyką, wiem jakie fizyczne ograniczenia stoją przed rozwiązaniami proponowanymi w książce. To są trochę marzenia o tym, jak świat mógłby wyglądać, gdybyśmy teraz wzięli się za jego naprawę - i ja się jemu nie mogę dziwić, to sędziwego wieku pan, któremu już niewiele czasu zostało, a może i w nas chce tchnąć tę nadzieję, że warto, że musimy podjąć walkę.
Część z jego słów odbierałem już jako czystą fantastykę, niemniej... Być może faktycznie musimy podjąć po prostu działania w kierunku czystej fantastyki. Najtrudniej mi uwierzyć w odmianę oblicza ludzi - wystarczy spojrzeć na nasze własne podwórko. Niektórym żadne argumenty nie przetłumaczą nic. Jeszcze gorzej jest z państwami biednymi - jak one miałyby porzucić wycinkę i sadzenie plantacji, które dają im możliwość zarabiania i życia? Przecież to proces na dziesięciolecia i właściwie nie wiadomo jak zacząć. Musimy się pozbyć konsumpcjonizmu oraz kapitalizmu. Tak, tak. I piszę to jako człowiek w dużym stopniu popierający wolny rynek, choć - jak chyba każdy - coraz częściej chwytający się za głowę, że naszą harówką wypracowujemy miliardy w kieszeniach Bezosów latających w kosmos.
Co do moich uwag - wielka szkoda, że energetyka jądrowa została tu praktycznie pominięta jako rozwiązanie dające czystą energię. Autor przyznaje, że korzystał z pomocy różnych zielonych instytucji, które podsuwały mu różne rozwiązania na przyszłość (niestety często dość oderwane od rzeczywistości, czasami to raczej marzenia niż rozwiązania) - a te są finansowo mocno uwiązane z dofinansowaniami i firmami OZE, dla których atom, jak sądzą, stanowi konkurencję (a niesłusznie, bo OZE wymaga stabilnej bazy - teraz np. w Niemczech jest nią... węgiel, a zwiększa się udział gazu - kolejnego emitenta CO2). Tymczasem to jest rozwiązanie, które JUŻ TERAZ jest w zasięgu naszych rąk, nie należy do fantastyki, to coś co możemy wdrożyć dla redukcji emisji JUŻ TERAZ. Obawiam się więc, że autor, który jest przyrodnikiem a nie pracownikiem sektora energetycznego, sam został tu nieco zmanipulowany... Zwłaszcza, że ciągle wspomina o oddawaniu terenu przyrodzie - niestety, farmy fotowoltaiczne czy wiatraki potrzebują GIGANTYCZNYCH połaci terenu, by wyprodukować taką samą ilość energii jak pojedynczy blok EJ na terenie kilkunastu km^2. To wszystko jest w raportach IPCC, o których autor wspomina. Nie wiem czy to brak wiedzy, czy celowe pominięcie faktów. Zapewne nie czytał całych raportów, a korzystał z tego, co podsunęli mu zieloni koledzy.
To tyle mojego czepialstwa i polemiki. Książka wciąż jest bardzo dobra. Powinien ją poznać każdy. Każdy na naszej planecie.
Życie na naszej planecie: Moja historia, wasza przyszłość (
Attenborough David)
5/6
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.