Dodany: 30.04.2023 23:05|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Tętniące życie
Kim Ae-ran

2 osoby polecają ten tekst.

Gdy starość nadchodzi za wcześnie...


Recenzja oficjalna PWN
Recenzent: dot59

Powoli odkrywamy literaturę Dalekiego Wschodu, jeszcze niedawno reprezentowaną na polskich półkach bibliotecznych głównie przez kilku znanych od lat autorów japońskich i jednego (dość świeżej daty) chińskiego noblistę. Nadal chyba tytułów japońskich jest najwięcej, jednak, gdy się rozejrzymy, znajdziemy i chińskie, i wietnamskie, i koreańskie. Z tego ostatniego kraju pochodzi „Tętniące życie”, pierwsza wydana u nas książka Ae-ran Kim, wpisująca się przynajmniej po części w popularny głównie w USA nurt „sick-lit”, czyli literatury z nastoletnimi bohaterami, zmagającymi się z ciężką, często śmiertelną chorobą.

Areum przyszedł na świat jako dziecko pary szesnastolatków. Do drugiego roku życia wszystko z nim było w porządku. A potem okazało się, że jest najpewniej nie dożyje pełnoletniości. Bo tak przebiega choroba – a dokładnie bardzo rzadka wada genetyczna – zwana progerią. W jej następstwie organizm starzeje się w przyspieszonym tempie, wskutek czego chłopiec, osiągnąwszy wiek, w jakim jego rodzice sprowadzili go na świat, jest biologicznie ponad osiemdziesięcioletnim starcem, cierpiącym na cały szereg chorób typowych dla tego wieku. Nie towarzyszą jej zaburzenia umysłowe, więc psychicznie Areum jest z jednej strony normalnie rozwiniętym nastolatkiem – tak samo, jak jego rówieśnicy, marzącym o przyjaźni, miłości, życiu na cały regulator i chłonięciu świata wszystkimi zmysłami – z drugiej zaś, przynajmniej w pewnych aspektach, człowiekiem znacznie od nich dojrzalszym, zdającym sobie sprawę ze swoich ograniczeń. I z tego, że najprawdopodobniej żadne z jego marzeń nie zostanie spełnione. Więc stara się robić to, co może, będąc praktycznie uwiązanym w domu i mając coraz słabsze możliwości fizyczne: czytać i pisać. Póki jest w stanie, bo już wie, że w ciągu kolejnych paru miesięcy straci wzrok. Cała reszta jego przypadłości zdrowotnych w krótkim czasie nasila się na tyle, że lekarze zalecają stały pobyt w szpitalu. Tylko, że rodziców już na to nie stać. Jedynym rozwiązaniem wydaje się udział rodziny w popularnym telewizyjnym reality show, w którym zbiera się fundusze na pomoc ludziom będącym w trudnej sytuacji. Występ przynosi skutek podwójny: jest z czego zapłacić za szpital, a Areum dostaje maila od nieznanej mu, także poważnie chorej, dziewczyny w jego wieku. Powoli zdobywa się na szczerość, listy stają się coraz bardziej osobiste…
W tym momencie czytelnik może pomyśleć: aha, i teraz wszystko zmierza do melodramatycznego końca, jak w „Gwiazd naszych wina” Greena! Areum i Seoha spotkają się, zrealizują jakiś wspólny plan, a potem po kolei przejdą na drugą stronę tęczy, zaznawszy przynajmniej ułamka szczęścia ze swych marzeń. Ale czemu koreańska pisarka miałaby powielać wypróbowany przez kogoś schemat?

Jakie znalazła rozwiązanie, niech każdy sprawdzi sam. Ale nie dla rozwiązania warto tę powieść przeczytać. „Tętniące życie” jest podróżą przez uczucia i relacje międzyludzkie, zaczynając od związku Miry i Daesu – który zbyt szybko obarczył zauroczonych sobą nastolatków odpowiedzialnością za przypadkowe rodzicielstwo, a wkrótce stał się nieustannym sprawdzianem radzenia sobie ze smutkiem, złością, poczuciem krzywdy i pewnością nadchodzącej straty – poprzez podejście ich obojga i ich syna do jego choroby, aż po różne rodzaje bliskości, jakie udaje się Areumowi osiągnąć z osobami spoza rodziny: sąsiadem, panem Jangiem, będącym z grubsza w wieku jego dziadka, i znaną tylko za pośrednictwem maili Seohą.
Jest też dobitnym obrazem tego, co może dać człowiekowi język. Dla Areuma słowa są sposobem na utrwalenie świata, którego niedługo już nie będzie oglądał, i siebie samego, którego istnienie zbliża się do końca. Są też – z drugiej strony – źródłem poznania obszarów życia, których nie udało mu się dotknąć, rekompensatą za to, czego mu los nie pozwolił zaznać; dlatego o czytanych książkach mówi jak o ludziach: „były dla mnie babcią opowiadającą bajki na dobranoc, nauczycielem, który dzieli się ze mną całą wiedzą świata, przyjacielem, który zwierzał mi się ze swoich tajemnic”[46].

Jest wreszcie przejmującą refleksją na temat samotności, cierpienia, przemijania (jakże wymowne są dialogi Areuma z panem Jangiem – to zestawienie postrzegania starości przez człowieka, który zestarzał się, nie zdążywszy nawet pobyć młodym, i przez drugiego, który miał dość czasu, by pogodzić się ze zmianą!), sensu życia.
Tyle treści ubranej w proste, kształtne słowa!
Klasyczną pierwszoosobową narrację, w której Areum na przemian relacjonuje na bieżąco zdarzenia ostatniego roku swojego życia i opowiada o przeszłości, postanowiła autorka wzbogacić napisanym przez chłopca opowiadaniem, będącym jakby powrotem do źródeł: do momentu spotkania Miry i Daesu. Myślę, że umieszczenie go na końcu jest w pełni celowym zabiegiem kompozycyjnym – jakimś rodzajem domknięcia kręgu, w którym zawiera się życie bohatera, podkreśleniem wagi słów, które pozostają, gdy ich autora już nie ma – a równocześnie mam wrażenie, że dla samego efektu emocjonalnego chyba lepiej sprawdziłoby się wplecenie go w tekst nieco wcześniej. Druga kwestia, co do której może nie tyle mam wątpliwości, ile jest ona dla mnie niejasna, to pisownia imion. Wydawało mi się, że koreańskie imiona są zwykle dwuczłonowe, z łącznikiem, i rzeczywiście – na stronie filmu, nakręconego na podstawie tej powieści, pod fotografiami trójki głównych bohaterów widnieją podpisy: Ah-reum, Mi-ra i Dae-soo. Ten zapis wydaje mi się nieco fortunniejszy, bo patrząc na słowa zapisane bez łącznika, polski czytelnik mimowolnie będzie je czytał z polskim akcentem, a łącznik niejako narzuca rozłożenie akcentu na obie składowe. Ale może się mylę, bo akurat języki dalekowschodnie nie należą do tematów, w jakich jestem dobrze zorientowana.

Pomijając ten detal, wrażenia z lektury– mimo smutku, który niemal od pierwszych zdań mniej lub bardziej widocznie przepływa między poszczególnymi scenami, stając się z czasem coraz bardziej dojmujący – mam całkowicie pozytywne. I zapamiętam ją na długo.

[1] Ae-ran Kim, „Tętniące życie”, przeł. Łukasz Janik, wyd. Kwiaty Orientu, 2022, s. 46.

Ocena recenzenta: 5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 233
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: