Dodany: 30.06.2023 23:24|Autor: Marylek

Czytatnik: N

Lektury roku 2023 - III kwartał


Wrzesień


27/103. Zapach mężczyzny (Pleijel Agneta)

Czasy studenckie, doktorat, praca. Mniej więcej wiek 20-30 lat. Definiowanie siebie poprzez związki z mężczyznami, co samo w sobie jest denerwujące i budzi mój sprzeciw.

Przytłaczające jest poczucie odpowiedzialności za wszystko i wszystkich, jakie dotyka autorkę: za nieudane małżeństwo rodziców, za cudze związki, za losy i nastroje własne i cudze - przyjaciół, członków rodziny, napotykanych mężczyzn. To jak choroba: nie można być szczęśliwym i zadowolonym, gdy wokół tyle osób takimi nie jest. Ze wstępu wynika, że poczucie to utrzymuje się u niej przez całe życie.

Dla mnie hipnotyzujący jest styl Agnety Pleijel, pisanie o sobie w trzeciej osobie, w który to sposób próbuje utrzymać dystans do przeszłości i samej siebie.



26/102. Wróżba: Wspomnienia dziewczynki (Pleijel Agneta)

Zbeletryzowane wspomnienia z dzieciństwa.

Bardzo uczciwie podkreśla autorka po wielokroć, że opisywane sytuacje pamięta tak, a nie inaczej, co nie znaczy, że właśnie takie były. Bo pamięć ludzka jest zawodna, wybiórcza i kłamliwa. Tylko, że dla jednostki ważne jest właśnie to, jak coś pamięta, a nie jakim było naprawdę. Przefiltrowane przez naszą świadomość wspomnienie kształtuje nasz stosunek do innych i do samego siebie.

Dużo jest prawdy psychologicznej w tej książce.

I sądzę, że trudne musiało być jej spisywanie, pewnie też bolesne.



25/101. Wiosnę odwołano: Antologia dzienników pandemicznych (antologia; < praca zbiorowa / wielu autorów >)

Pokłosie konkursu. Zapiski z okresu pandemii. Bardzo różne, niektóre w formie dziennika, inne przybierające bardziej literacką formę, np. z dialogami. Miało to dotyczyć reakcji ludzi na ogłoszenie stanu pandemii, a potem lockdown. Minęło niewiele czasu, a mam wrażenie. że opisywane emocje bardzo się zestarzały. Teksty t są dziś raczej dowodem na to, jak szybko wszystko spływa po ludziach, jak przysłowiowa woda po kaczce. Nie porucza.



24/100. Światłość w sierpniu (Faulkner William)

Powtórka po latach. Nowy, świetny przekład Piotra Tarczyńskiego. A książka wciąż tak samo aktualna, tak samo przerażająco adekwatna w opisywaniu ludzi, ich cech niezbywalnych, dla jednych wad, dla innych zalet.

Człowiek to straszne zwierzę. Kady z nas nim jest.



23/99. O tyranii: Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku (Snyder Timothy)

Pisana dla czytelnika amerykańskiego po wyborach prezydenckich z 2015 roku, ale aktualna zawsze i wszędzie. Dwadzieścia króciutkich eseików, przypominających, że nic nie jest dane raz na zawsze, o wolność i swoją pozycję trzeba walczyć i głośno krzyczeć, gdy ktoś próbuje podstawowe przysługujące nam prawa podważyć.



22/98. Stan miłosny... przerywany: Zapiśnik 1988, 2013-2018 (Baran Józef)

Niestety, to już nie jest Baran z "Koncertu dla nosorożca", spokojny, wyważony, refleksyjny ale bez zacietrzewienia. Tu staje się często nerwowy, zgryźliwy, a przede wszystkim oceniający. niekoniecznie życzliwie. Często z wyżyn swojego wieku/ autorytetu/ doświadczenia/ wiedzy . Owszem, są i tutaj ogólne spostrzeżenia dotyczące kondycji ludzkiej, poszukiwania sensu i sposobów jego interpretacji. Jednak dużo jest polityki (ten podziw dla Orbana!), bardzo dużo uwag personalnych, niekoniecznie obiektywnych. Przeszkadza mi to. Przeszkadza mi nazywanie Hawkinga "ludzką karykaturą", zachwyt nad "kuperkiem" MM - czyż poeta nie winien ważyć słów?

Do zapisków współczesnych, z lat 2013-18 dołączył autor odnalezione notatki z roku 1979 oraz z 1988. Jego prawo, tylko nie wiem, czy to wnosi cokolwiek poza dodatkowym arkuszem wydawniczym. Sporo jest w całym tomie cytowanych listów i maili do i od autora, niegdysiejszych wykładów i artykułów, szkiców wierszy i wierszy gotowych własnych i cudzych.

Najciekawszy i najbardziej ludzki staje się Baran w momentach da niego trudnych - w chorobie, słabości. Wtedy znów ma w sobie zachwyt nad szczegółem, nad każdą dobrą chwilą w życiu.



21/97. Riefenstahl: Niemiecka kariera (Trimborn Jürgen)

Rzetelna, dobrze napisana biografia kontrowersyjnej postaci.


Sierpień

20/96. Gołębie wzlatują (Abonji Nadj Melinda)

Węgierska rodzina Ildikó Kocsis wyemigrowała z Jugosławii, z terenów obecnej Serbii, do Szwajcarii. Narratorka, będąca wówczas jeszcze dzieckiem, zna niegdysiejszą ojczyznę tylko z wakacyjnych odwiedzin u babci czy wujka, darzy ją jednak dużym sentymentem. A potem na Bałkanach wybucha wojna i nic już nie jest takie, jak niegdyś.

O poszukiwaniu tożsamości, o powrotach do dzieciństwa, czyli do niemożliwego, o znajdowaniu własnego miejsca w życiu, o dorastaniu.

Narracja jest bardzo spokojna. Historia powinna poruszać, jednak we mnie nie wywołała głębszych emocji. "Dobre, ale nie pyszne".


19/95. Kot filozof (Klimek Franciszek Jan)

Wiersze o kotach.


18/94. Złowrogie niebo (Kava Alex)

Cykl z Ryderem Creed'em i jego psami jest bardzo dobry. Myślę, że przez psy - mniej okrucieństwa, więcej empatii; opisy pracy z psami, szkolenia, przyjaźni międzygatunkowej.

W tej części Kava wplata w akcję tajfuny i trąby powietrzne pustoszące południowe Stany, siłę z którą walczyć się nie da. A w tym wszystkim brudna polityka i wielkie pieniądze, wobec których życie ludzkie zupełnie się nie liczy. Zakończenie trochę przesłodzone, ale skoro to seria, wiadomo - muszą być kolejne części.



17/93.Dysonans (Stachniak Ewa (Stachniak Eva))

Dziesięć lat z historii sławnego trójkąta romantycznego: Zygmunt Krasiński, Delfina Potocka i Eliza Branicka w oczach Ewy Stachniak. A w tle - Wielka Emigracja i liczne problemy wynikające z charakteru wzajemnie oskarżających się jej uczestników. Świetna proza, czyta się jednym tchem. A obyczaje chyba mamy dziś ciut lepsze, niż wówczas...



16/92. Wodnik (Pasierski Jędrzej)

Psycholog dziecięcy (po przejściach) pracuje jeżdżąc do klientów na tzw. interwencje - mieszka z rodziną przez krótki czas, obserwuje i radzi, co zmienić. Powieść powiada o takiej interwencji prowadzonej a Roztoczu, konkretnie w Zwierzyńcu.

Narracja jest dość chaotyczna, poszarpana, prowadzona dwutorowo. Być może to zamierzone, ale trudno się na początku połapać, co właściwie dolega aktualnemu sześcioletniemu pacjentowi, a już zupełnie nie wiadomo, co wydarzyło się w rodzinie Uli, mieszkanki Zwierzyńca. I wszystko jest jakieś pospieszne - na ponad dwustu stronach kłębi się od problemów. Albo książka jest za krótka, albo autor zbytnio się pospieszył.

Seria z Niną Wawiłow - zdecydowanie lepsza.



15/91. Ameryka (Baudrillard Jean)

W połowie lat 80. XX wieku francuski filozof (lat 55+) pojechał do USA. A potem o tym napisał.

Esej ten jest świadectwem pewnego momentu w historii. Konkretnie epoki Reagana. Ponadto, jest też świadectwem zmian w obyczajach, kulturze, sposobie mówienia o problemach. Uświadamia szybkość przemijania.

Baudrillard patrzy na Amerykę okiem wykształconego Europejczyka, wychowanego na klasycznych wzorcach kulturowych. Krytykuje barbarzyńskość i prostactwo. Krytykuje wertykalizm Nowego Jorku i horyzontalizm Los Angeles. Krytykuje życie na pokaz, rekordy dla samych rekordów, plastikowy świat reklam i jego pustkę. Kulturowy Disneyland. A przede wszystkim krytykuje Reagana. Krytyka ta czasem jest uzasadniona, a czasem wydumana, niekiedy popada w nieprzyzwoite wręcz ekstrema, tak jednak jest dominująca w przekazie, że czytelnik zaczyna podejrzewać, że kryje się za nią coś głębszego. Czyżby fascynacja? A może nawet zauroczenie? Bingo!

Oczywiście, filozof potrafi przyznać się do własnego zauroczenia, sarkastycznie posypać głowę popiołem i powiedzieć kilka komplementów, wykorzystując je jako podstawę do kolejnego "...ale...". Pod pretekstem dziwienia się Tocqueville'owi (który pisał o Ameryce 150 lat wcześniej) sam popełnia błąd uogólniania: nigdy, nikt, zawsze - to puste kwantyfikatory. Ameryka Reaganowska wydawała się może spokojna i nietykalna, przyszłość pokazała jednak błąd takiego osądu. Podobnie, nadeszła epoka otwartego mówienia na czyich krzywdach zbudowana jest wielkość różnych państw, nie tylko Nowego Świata. Sposób patrzenia autora jest jak mucha w bursztynie - zatrzymany w minionym czasie.

Gdyby Baudrillard dziś spojrzał na Europę, być może zaszokowałaby go jej amerykanizacja, nie tylko mentalna. A może nie.



14/90. Ñameryka (Caparrós Martín)

Ñameryka to ta część Ameryki Łacińskiej, gdzie - z przyczyn historycznych - dominuje język hiszpański. Opowieść Caparrósa biegnie dwutorowo: co drugi rozdział poświęcony jest konkretnemu miastu, jego mieszkańcom, problemom, charakterystycznym cechom; co drugi zaś, to ogólne refleksje autora dotyczące Ñameryki jako kontynentu i problemów, które są dla wszystkich wspólne: wędrówki ludów, czyli emigracji/imigracji, jej przyczyn i skutków, wszechobecnej korupcji, nepotyzmu władzy, narkobiznesu, roli Kościoła katolickiego, maczyzmu i sytuacji kobiet, nierówności społecznych, gospodarki, terroryzmu, kultury... Rozdziały poświęcone miastom są bardziej reportażowe, te dotyczące kontynentu - bardziej publicystyczne.

Ogromną pracę wykonał Caparrós tworząc tę książkę nazwaną Biblią Latynoameryki. A pisał ją przez lata, a przynajmniej przez lata gromadził materiały. Ale kto jest bardziej predysponowany do tego zadania niż on - wnuk emigrantów, urodzony w Buenos Aires i żyjący tam przez 40 lat, obecnie sam emigrant, mieszkający w Hiszpanii. Niczego nie pisze teoretycznie - wszędzie był, widział, rozmawiał. Wszystkiego doświadczył. Stara się zrozumieć.

Caparrós ma ogromną wrażliwość na los pomijanych i pokrzywdzonych, i takąż wiedzę na temat "swojego" kontynentu. Książkę czyta się powoli, jako że ilość faktów może momentami przytłaczać. Jednocześnie jest fascynująca.



13/89. Ginekolodzy (Thorwald Jürgen (właśc. Bongartz Heinz))

O koszmarze bycia kobietą, szczególnie w krajach, gdzie ideologia (tu konkretnie: nakazy Kościoła katolickiego) ważniejsza jest od wiedzy, nauki i zwykłej ludzkiej empatii.
Oczywiście, jest rys historyczny. oraz mnóstwo konkretnych przypadków - tak lekarzy, jak i pacjentek. Ponieważ książka jest kompilacją pisanych przez wiele kat artykułów, niektóre historie dla czytelników Thorwalda będą powtórką.

Bardzo przygnebiająca dla mnie lektura.



12/88. Jenny (Caldwell Erskine)

Książka o wartości historycznej. Dziś poglądy i postawa tytułowej Jenny to oczywistość dla ludzi światłsch i przyzwoitych. Jednak w caldwellowdkim Salinas rasizm, antyfeminizm, nepotyzm i korupcja polityczna mają się bardzo dobrze, a tchórze i klakierzy obrastają w piórka.

Znów przeszkadzało mi to damo: cukierkowe zakończenie powieści. Absolutnie nierzeczywiste i nie pasujące do całości.



11/87. Doll story (Urbaniak Michał Paweł)

Opowieść odbierająca całkowicie wiarę w człowieka, jeśli nie w ludzkość ogólnie. Wszędzie fałsz, kłamstwo, zdrada, nielojalnność, słabość. W tej powieści nie ma nawet kanarka, którego można by polubić. Wszyscy, co do jednego są odstręczający lub ohydni. Nawet postacie drugoplanowe czy epizodyczne. Nie ma tu żadnej przeciwwagi dla zła.

Książka jest dobrze napisana, niemniej czytało mi się ją ciężko, właśnie przez tę gęstą od złych emocji atmosferę. Bardzo przygnębiająca lektura.

Lasciate ogni speranza...


Lipiec

10/86. Lekcje chemii (Garmus Bonnie)

W lekkim stylu o poważnych sprawach - o miejscu kobiety w społeczeństwie (tu: amerykańskim, ale wszędzie było podobnie) w latach 50. i 60. minionego stulecia. Bohaterka jest naukowczynią i samotną matką nieślubnego dziecka. I - o zgrozo! - jest z tego dumna.

Automatycznie nasuwają się refleksje o tym, jakie zmiany zaszły od tamtego czasu. Cóż, w przepisach prawnych zmieniło się sporo; w mentalności ludzi - dużo mniej.

Postać psa o dźwięcznym imieniu Szósta Trzydzieści - absolutnie świetna!


9/85. Stacja (Szamałek Jakub)

Nuda.
Nuda, nuda, nuda.

Na międzynarodowej stacji kosmicznej dochodzi do konfliktu, a że nie ma tam wentylu, przez który można by wypuścić nagromadzone emocje, doprowadzają one do katastrofy.

Mam wrażenie, że autor, zachęcony sukcesem poprzednich powieści, których akcję umieścił a to w starożytnym polis, a to w nowoczesnym środowisku cyfrowych geeków, postanowił spróbować czegoś całkiem nowego. Kosmiczny kryminał byłby w sam raz. Tyle, że długaśne komentarze odautorskie oraz monologi wewnętrzne bohaterów, uświadamiające czytelników skomplikowanie sytuacji politycznej, naukowej, psychologicznej i nie wiem już jakiej, nużą okrutnie.

Zniechęciłam się do Szamałka, już mu dziękuję.


8/84. Brudne lata trzydzieste: Opowieści o wielkich burzach pyłowych (Egan Timothy)

Wstrząsające. Wstrząsające jest to, jak człowiek niczego nie uczy się na własnych błędach i wciąż popełnia takie same.

Ta opowieść jest o tym, jak poprzez bezmyślne niszczenie przyrody i rabunkową gospodarkę rolną zdegradowano wielkie równiny preriowe w środkowej części Stanów Zjednoczonych, co określone zostało jako największa katastrofa ekologiczna w historii tego kraju.

I co? I nic. Smutna książka.


7/83. Gubernator (Warren Robert Penn)
Powtórka. Może czwarta. Może piąta nie wiem.
Ponieważ to książka mojego życia, to może nie ostatnia.

W tej powieści jest wszystko, czego oczekuję od dobrej, satysfakcjonującej literatury. I nie ma niczego zbędnego.


6/82. Dom na wzgórzu (Caldwell Erskine)
Powtórka po latach.

Obraz epoki, która minęła: amerykańskie Południe, ostatni z pokolenia plantatorów przepuszcza resztki niegdysiejszej fortuny pijąc i grając w karty oraz unieszczęśliwia żonę, bo mężczyźni w jego rodzinie zawsze tak robili. Przemocowy facet, wspierająca go ślepo matka, zaniedbywana żona i poniewierani (bez względu na kolor skóry) pracownicy, wszyscy z lekka przerysowani. Zakończenie, jak dla mnie, za szybkie i przesłodzone.

Gdyby było to pisane dziś, liczyłoby penie jakieś 00 stron. Tymczasem mamy perełkę zwięzłości i sporo obrazków obyczajowych nakreślonych za pomocą dialogów.


5/81. Zimne popioły (Musso Valentin)

W 1991 roku pewien Francuz traci dziadka, który umiera w wieku 90 lat. Podczas porządkowania pozostałych po nim rzeczy trafia na krótki dokumentalny film z czasów II wojny światowej, a jego treść rozpoczyna całą lawinę zdarzeń zmieniających życie bohatera.

Ani to kryminał, ani powieść historyczna, ani obyczajowa. Dobry temat (Lebensborn), aczkolwiek przedstawiony płytko, poświęcony dla dreszczyku emocji, którego książka i tak nie wywołuje. Postacie też blade. Narracja pierwszoosobowa przeplatana z trzecioosobową ma chyba wprowadzić urozmaicenie - średnio to działa. A na końcu - list siostry do głównego bohatera, czyli stary sposób na szybkie i nudne wyjaśnienie nawarstwionych w fabule pytań. No i ginie kot - zupełnie niepotrzebne detaliczne opisy.


4/80. Straszliwa zieleń (Labatut Benjamin)

Bolesność bycia geniuszem, czyli ciemna strona nauki


3/79. Słoń z Étretat (Stoga Joanna)

Ta książka to bajka dla dorosłych. Biedna sierotka bez rodziny (niby jest tatuś, ale jakby go nie było), niekochana w dzieciństwie przez mamusię, boryka się dzielnie z trudnościami życia, ale pomocą krasno…, tfu, dobrych przyjaciół udaje jej się nie tylko pokonać wszystkie smoki i potwory, ale też odczarować samą siebie, zdobyć księcia z bajki, a potem wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

Tymczasem problemów poruszanych w książce jest wręcz nadmiar: śmierć (wiele śmierci), choroba psychiczna, choroby przewlekłe, dysfunkcyjne rodziny (no właśnie, żeby to jedna! Nie, od razu trzy), samotność, depresja, problemy w pracy, nietolerancja, przemoc fizyczna i psychiczna, mobbing, homofobia… Długo można wymieniać. Wszystko to upchane na 350 stronach wartkiej, łatwo przyswajalnej narracji, niektóre wątki ledwo zarysowane, pozaczynane a niedokończone (np. relacja Adriana z ojcem; wątek Sary i Karola; napad na Baśkę), inne skomasowane w kilku akapitach (jak dzieciństwo Mateusza czy Brygidy). To po co je w ogóle wprowadzać? Do tego mnóstwo (ładnych) opisów przyrody i pogody. Powieść przeczytałam w jeden dzień, bez odczuwalnej potrzeby zatrzymania się, żeby pomyśleć, przetrawić coś, zanurzyć się głębiej w problem. Łatwo, szybko. I to jest zarzut. W ten sposób można czytać literaturę gatunkową, powieść psychologiczna czy społeczno-obyczajowa powinna ode mnie, czytelnika, wymagać czegoś więcej. I dawać więcej.

Zmarnowany pomysł, a może nawet kilka pomysłów. Gdyby autorka nie wrzuciła w ten barszcz wszystkich grzybów, jakie jej się nawinęły pod rękę, może byłoby inaczej. Gdyby, na przykład, skupiła się na relacjach wewnątrz rodziny Kassi, a potem relacji ojciec-córka. Chory ojciec, co daje możliwość pokazania dysfunkcyjności polskiego systemu opieki nad pacjentem. Trochę tego jest, ale to temat ledwie muśnięty. Stoga potrafi wykreować żywe, wiarygodne postacie, mogłaby to być ważna lektura. Zamiast tego czytelnik dostaje czytadło z całym wachlarzem różnorakich problemów, a większość rozwodniona przez ich słabe zarysowanie.


2/78. Instynkt łowcy (Kava Alex)

Maggie O'Dell i Ryder Creed ze swoim psem współpracują przy próbie odnalezienia ofiar porywacza dzieci. W zasadzie niewiele jest zaskoczeń gdy czyta się dwunasty tom cyklu, natomiast Creed i jego stosunek do zwierząt nieodmiennie zachwyca. Dla tego wątku warto czytać ten cykl, choć nieodmiennie się boję, że któremuś z psów coś się stanie w trakcie pracy.


1/77. W trybach chaosu: Jak media społecznościowe przeprogramowały nasze umysły i nasz świat (Fisher Max)

Smutny obraz nas wszystkich. Właściciele portali społecznościowych zrobią wszystko*, by zmaksymalizować zysk, a użytkownicy dadzą się prowadzić na pasku własnej bierności, niewiedzy i uzależnienia. Smutna książka, szczególnie, że dla wielu życie bez mediów społecznościowych nie wydaje się już możliwe.
=====
* "wszystko" oznacza naprawdę, bez jakichkolwiek hamulców czy oglądania się np. na narażanie ludzkiego życia. Absolutną ślepotę na konsekwencje własnych działań.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 502
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: