Dodany: 08.11.2023 13:26|Autor: zielkowiak

Nowy straszny Uzbekistan


O nowo wychodzącej książce o Uzbekistanie napisała mi moja przyjaciółka i zamieściła link do wywiadu radiowego z autorką. Wywiad mi się spodobał, wydawało się, że autorka ma szerokie spojrzenie na Uzbekistan. Nie postrzega go z punktu widzenia białego człowieka z Zachodu. Dużo zwiedziła, wiele wie, bo spędziła w tym kraju 3 lata. W dodatku poza językiem angielskim, którego uczyła się m.in. studiując Stosunki Międzynarodowe na uniwersytetach w Westminsterze i Kencie, zna doskonale rosyjski, o czym świadczy ukończona w 2011 roku Wyższa Szkoła Ekonomii w Moskwie. Książka zapowiadała się na rewelacyjną.

A okazała się jakoś płaska, pokazująca tylko wycinek życia. Początek był obiecujący, opisywał festiwal w Mojnaku. Stihia to naprawdę uzbeckie święto muzyki elektronicznej, sztuki i, jak piszą jego twórcy, nauki. „Celem tego niezależnego przedsięwzięcia jest podniesienie świadomości na temat katastrofy ekologicznej Morza Aralskiego. Słowo »Stihia« oznacza »siłę natury« i pochodzi z języka greckiego”[1]. Jednak festiwal głównie jest szansą dla biednego regionu Karakałpacji na uzyskanie trochę pieniędzy, a dla młodzieży z całego kraju okazją do muzycznych szaleństw. I to opisuje Pikulicka–Wilczewska.

Niestety później jest gorzej. Brnąc przez pierwszą część opisującą elity, myślałam sobie o tytule książki. Czy nawiązuje on do „Nowych Uzbeków”, pejoratywnego określenia nowo wzbogaconych obywateli (na wzór „Nowych Ruskich”)? Tak o nuworyszach wyrażał się taksówkarz wożący nas po Taszkiencie. I czy po prostu moje oczekiwania co do tej książki były inne, niż zamierzenia autorki? Ona chce wskazać same trudności, źle działające obszary tworzącej się państwowości tego postsowieckiego kraju, ja chciałabym dostać szeroką panoramę dzisiejszego Uzbekistanu i tu się nie stykamy.

Moja przyjaciółka twierdzi jednak, że tytuł nawiązuje do nowej polityki i otwarcia polityczno-ekonomicznego na świat drugiego prezydenta Szawkata Mirzijojewa, który objął urząd po śmierci niezwykle autorytarnego Isłama Karimowa. Być może. Zmianom zachodzącym w ostatniej dekadzie poświęcona jest druga część książki. Ale też tchnie ona pesymizmem i, moim zdaniem, przedstawia wizję, jaki ma być Uzbekistan wg świetnie wykształconej, wyemancypowanej kobiety z Europy oraz wyraża smutek i żal, że taki nie jest. Dla mnie to trochę naiwność. Podobnie jak pisanie na Twitterze postów w stylu „W rzeczywistości władze Uzbekistanu nie chcą, by dziennikarze pisali o problemach, nie potrzebują tego rodzaju rozgłosu. Chcą artykułów o turystyce i nieistniejącym rozwoju” [2], oznaczanie przy tym Ministerstwa Spraw Zagranicznych, rzecznika prasowego prezydenta i oczekiwanie, że z łatwością zostanie potem przedłużona akredytacja prasowa. Nikt nie lubi, gdy zarzuca mu się brak rozwoju, co zresztą w stosunku do tego kraju nie jest prawdą, a rządy krajów środkowoazjatyckich, balansujących pomiędzy demokracją a wojującym islamem, są bardzo wyczulone na krytykę. Trudno tego nie wiedzieć, mieszkając tam kilka lat, i nie przewidywać konsekwencji.

Czy żałuję, że przeczytałam ten reportaż? Nie. Są tu poruszone tematy przymusowego zbioru bawełny (teoretycznie prawnie już zarzuconego); stosunków rodzinnych, w tym przemocy i instytucji kelinki – małżonki syna, która kulturowo podporządkowana jest teściowej i ma jej usługiwać i pomagać; mniejszości LGBT i kryminalizacji stosunków homoseksualnych mężczyzn; wzrastającej popularności islamskich przywódców internetowych; terroryzmowi i brutalnemu niszczeniu tych, którzy są o sprzyjanie mu oskarżani (słusznie czy nie trudno z perspektywy Polski ocenić). Najbardziej nie żałuję, że nie przeczytałam tej książki przed wyjazdem do Uzbekistanu. Może bym się wtedy bardziej bała tam jechać. Reasumując, nie podoba mi się opisywanie samego zła i wynaturzeń.

Przy czytaniu trudna też dla mnie była transliteracja bardziej związana z językiem angielskim niż rosyjskim, do którego jestem przyzwyczajona. Ale przynajmniej była to jedna stała wersja zapisywania nazw własnych i nazwisk. Tu się chwali redakcji, że umieściła z tyłu opis, jakie zasady pisowni zostały przyjęte w tym reportażu.

Już po przeczytaniu tej książki natrafiłam na jej promocję zorganizowaną przez wydawnictwo Czarne i znów Agnieszka Pikulicka-Wilczewska pokazała się jako bardziej rozumiejąca to, co się dzieje w Uzbekistanie, patrząca na różne aspekty jego rozwoju i zewnętrzne ograniczenia. Widząca jego tradycje i wieloetniczność. Biorąca pod uwagę skomplikowaną historię, nie tylko tę związaną z podległością w ZSRR. Jak dla mnie, lepiej jej słuchać, niż czytać co napisała.

[1] https://stihia.uz/ dostęp 8.11.2023 r.
[2] Agnieszka Pikulicka – Wilczewska, „Nowy Uzbekistan”, wyd. Czarne, s. 218.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 121
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: