Dodany: 04.02.2024 22:25|Autor: Marioosh

Szkoda oczu


Terroryści z organizacji Fighters For Freedom uszkadzają tamę w Amsterdamie i w efekcie ogromne ilości wody zalewają lotnisko Schiphol. Wkrótce terroryści informują media, że są w stanie zatopić każdą część Holandii poprzez wysadzanie strategicznie umieszczonych śluz. Porucznik Peter van Effen, dowódca miejskiego oddziału saperów, postanawia wniknąć w amsterdamski gang przestępców, by w ten sposób sabotować działalność FFF i w tym celu podaje się za Polaka, Stefana Daniłowa, eksperta w dziedzinie materiałów wybuchowych, który gasił pożary na polach naftowych. Terroryści pochodzący z Irlandii Północnej grożą, że wysadzą w powietrze polder chroniący przed zalaniem większej części Holandii, jeśli z ich kraju nie zostaną wycofane brytyjskie siły zbrojne; jako zakładniczki biorą siostrę van Effena oraz córkę holenderskiego przemysłowca.

Alistair MacLean w latach osiemdziesiątych pisał już tylko książki złe lub bardzo złe; ta, niestety, nie jest wyjątkiem. Ta powieść jest napisana według odwrotności zasady Alfreda Hitchcocka o trzęsieniu ziemi – na trzeciej stronie tekstu widzimy zalane lotnisko i dryfujące samoloty i zastanawiamy się tylko, czy coś takiego jest możliwe; potem napięcie opada, króluje jałowa paplanina o niczym, bohaterowie co chwilę pokrzepiają się szklaneczkami jonge jenevera, o kluczowych dla akcji momentach dowiadujemy się z medialnych komunikatów albo od ludzi, którzy przed chwilą odebrali telefon, a finału książki trzeba uważnie wypatrywać, bo można go przegapić. Zawsze jestem nastawiony optymistycznie do danej książki ale tutaj naprawdę trudno znaleźć jakieś pozytywy; MacLean jest na bakier nawet z geografią – jeden z bohaterów pochodzi z Irlandii Północnej, bo... jest dublińczykiem. Musiałem sięgnąć do internetu i znaleźć angielski tekst – i tak jest w oryginale! Jest tu parę elementów polskich, ale nie wiem, czy można być z tego dumnym: policjanci podejrzewają, że grupa terrorystów pochodzi z Polski; z kolei dublińczyk z Irlandii Północnej nazywa się Helmut Paderewski – co ciekawe, w oryginale jest Paderiwski, co jest o tyle zabawne, że towarzysze mówią o nim, że ma nazwisko jak „famous pianist”. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełnia przekład – według tłumacza w żyłach van Effena nie płynie krew, tylko lód; tymczasem w oryginale ten lód nie płynie, tylko po prostu jest. Takich rarytasów jest kilka i już nie chce mi się nad nimi pastwić; muszę jednak napisać, że szlag mnie mało nie trafił, gdy czytałem o powrocie około 6-tej, spotkaniu o 7-mej, akcji o 2-ej – a za chwilę o akcji o 2. – o 4-ech mężczyznach i o wietrze o sile 7-miu stopni; prawdziwą perełką zaś było stwierdzenie, że na pokładzie samolotu byli 4-ej ministrowie. Taki jest jednak urok książki wydanej w 1991 roku w jakimś dziwacznym wydawnictwie; doczekała się ona jeszcze aż dwóch tłumaczeń i mam nadzieję, że tamte przekłady nie są tak kuriozalne. Jednak tak czy inaczej: szkoda czasu i oczu.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 28
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: