Dodany: 26.02.2024 00:10|Autor: Marioosh

Rozczarowanie


Kapitan Stanisław Kornicki wraca z delegacji i od swojego przełożonego dowiaduje się, że jego żona została zatrzymana podczas nalotu milicji na podejrzaną willę w Konstancinie, „ruleta, poker, narkotyki, prostytutki, pokoje gościnne dla wiadomych celów, słowem lepszy burdel” [1]; w jej torebce znaleziono też rzeczy skradzione pewnemu Szwedowi. Pułkownik Makowski uważa, że to jest jakaś prowokacja, ale i tak Kornicki zostaje zawieszony w czynnościach służbowych i przekazuje prowadzone przez siebie śledztwa porucznikowi Wrończakowi. Wśród spraw znajduje się samobójstwo młodej redaktorki, Olgi Wierzbickiej; Kornicki nigdy jednak nie był do niego przekonany, gdyż znał dziewczynę od dzieciństwa i otrucie się gazem było zaprzeczeniem jej postawy życiowej. Tymczasem z Wisły niedaleko Modlina zostaje wyłowiony z kulą w tyle głowy fotograf, który robił zdjęcia w willi i uwiecznił na nich żonę Kornickiego. Milicja zaczyna łączyć wszystkie sprawy, a w tle pojawia się kontrwywiad.

Jestem rozczarowany tą książką – cały czas miałem wrażenie, jakby pisał ją jakiś początkujący pisarz, a nie autor z trzydziestoletnim dorobkiem. Przede wszystkim wszystko jest tu jakieś dziwnie wymuszone i naciągane, a niektóre rozwiązania wręcz banalne i wręcz prostackie – zastanawiałem się przez chwilę, czy nie jest to jakiś pastisz, bo pewne elementy wyglądają nie do końca poważnie. Przede wszystkim rażą mnie postacie czarnych bohaterów – to są jeszcze większe lebiegi i ofermy niż gang Olsena. Jedna oferma robi zdjęcia, które mają kompromitować żonę Kornickiego, a potem podczas nalotu milicji ucieka z willi zostawiając w niej aparat; dwie następne ciamajdy dostają rozkaz zlikwidowania tego fotografa, strzelają mu w głowę i wywożą w siną dal, a następnie oblatuje ich strach, bo widzą, że ktoś za nimi jedzie i w panice wyrzucają trupa do Wisły – w Nowym Jorku cała trójka leżałaby już na dnie rzeki w betonowych butach, a tutaj, kiedy zbierają ochrzan od szefa, to jeszcze strzelają fochy. Czy to nie wygląda na pastisz? A scena, w której te same lebiegi zabierają ofiarę do knajpy z daniami rybnymi i karmią ją ostrygami? Porucznik Wrończak wiedząc, co było w żołądku denata, idzie do tej knajpy jak po sznurku, bo znajomy kelner mówi mu: „Ostrygi? Pan szanowny raczy żartować. W Warszawie ze śledziami bardzo ciężko, a co dopiero ostrygi”[2]. Bardzo mocno naciągany wydaje mi się wątek pożegnalnego listu Olgi Wierzbickiej; uważam też, że motyw szpiegowski jest tu wciśnięty na siłę, niemalże na rozkaz. A już prawdziwą „truskawką na torcie” jest postać tytułowego człowieka o cętkowanej twarzy – utwierdza mnie ona w mojej teorii o pastiszu.

Nie potrafię więc rozgryźć tej książki. Owszem, są tu ciekawe wypowiedzi („Popierasz koniak radziecki. To dobrze. Grunt to właściwa orientacja polityczna”[3]), opisy kobiet są godne Chandlera („Nie była ani młoda, ani ładna, ani zgrabna. W ogóle jakakolwiek atrakcyjność nie wchodziła w rachubę” [4]), mamy dobre rady dotyczące pracy w milicji („W naszej robocie najważniejszy jest spokój. Zdenerwowanie przyćmiewa umysł i odbiera możliwość logicznego rozumowania. Langsam, langsam aber sicher, czyli cisze jedziesz, dalsze budziesz” [5]), mamy też milicyjne wizje przyszłości („Może zacznę pisać kryminały. Materiału nie brak, trzeba tylko nabrać trochę wprawy” [6]); co z tego jednak, skoro sama intryga jest wręcz niemiłosiernie naciągana, a sama treść ulatuje z głowy niczym wiatr?

[1] Zygmunt Zeydler-Zborowski, „Człowiek o cętkowanej twarzy”, Krajowa Agencja Wydawnicza, 1980, str. 8.
[2] Tamże, str. 100.
[3] Tamże, str. 45.
[4] Tamże, str. 104.
[5] Tamże, str. 120.
[6] Tamże, str. 60.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 102
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: