Dodany: 15.04.2024 14:15|Autor: fugare

Książka: Panny bez posagu
Sidgwick Cecily

3 osoby polecają ten tekst.

Singielki na wydaniu


„Córkę czesz, strzeż, pierz, a potem zapłać komu, żeby ją wziął z domu” - takie patriarchalne przysłowie chętnie powtarzała jeszcze moja urodzona w 1924 r. babcia, matka trzech córek i jednego syna, choć w jej przypadku nie miało raczej zastosowania, bo wszystkie trzy nie tylko były samodzielne, wykształcone i pracujące, ale jeszcze przed 25 rokiem życia, całkiem samodzielnie lub - jak powiedziano by pewnie pięćdziesiąt lat wcześniej - samowolnie wydały się za mąż.

Zawarte w tym przysłowiu ludowym przesłanie zdaje się być również największym problemem Elżbiety, bohaterki i narratorki powieści brytyjskiej pisarki Cecily Sidgwick. To nic, że minęło już około trzech dekad od schyłku epoki wiktoriańskiej i Elżbieta Brook jest osobą myślącą, rozsądną, a nawet jak na swoje czasy i miejsce (angielska prowincja, lata 30. XX wieku) dość wyemancypowaną – i tak bardzo niepokoi się przyszłością sześciu córek. Matczyna troska, presja otoczenia i niepokój o finansowe możliwości rodziny sprawiają, że perspektywa ich staropanieństwa bardzo martwi Elżbietę. Ona sama jest od dwudziestu pięciu lat szczęśliwie, a nawet bardzo szczęśliwie zamężna, mimo, że ma tylko niewielki dom, dwie służące i siedmioro dzieci, bo oprócz nadmiaru córek ma jeszcze syna – Antoniego. W małym kornwalijskim miasteczku Brookowie bywają w tzw. „towarzystwie”, a pan domu jako dyrektor fabryki porcelany, finansowo radzi sobie całkiem nieźle, nie na tyle jednak, by wystarczyło środków na sześć posagów. Oszczędności rodzinne uszczupliła już znacznie kwota wydana na wykształcenie Anny - jednej z córek, która postanowiła zostać lekarką. O Annę zresztą Elżbieta martwi się najmniej - jej samodzielność, przebojowy charakter i odwaga pozwalają matce przewidywać, że nawet wbrew konwenansom poradzi sobie w życiu. Problemem Elżbiety są pozostałe córki: zakochana po uszy we właścicielu fabryki porcelany śliczna Celia, uczynna i wesoła Joanna, niepozorna Marta, niepokorna, szalona Hela i ostatnia, najmłodsza Salcia, która co prawda nie jest jeszcze źródłem problemów matrymonialnych i na razie szaleje wraz z domowym pupilem – foksterierem Tobim, ale swoimi kłótniami z bratem i figlami daje się wszystkim we znaki. A tak na marginesie, jak mogłabym nie polubić książki, gdzie występuje piesek tej uroczej rasy. Moja ukochana Funia, o charakterze przypominającym Tobiego - to bardzo wesołe i żywiołowe psy – towarzyszyła mi wiernie przez siedemnaście lat i odtąd każda wzmianka o foksterierach wywołuje u mnie żywe emocje. Dalsze perypetie, jak prawidłowo typują już wszyscy czytelnicy, będą dotyczyły pojawiania się na rodzinnym horyzoncie bardziej i mniej odpowiednich kandydatów na zięciów, lecz ta przewidywalność fabuły wcale nie powoduje, że nie czyta się tej powieści z prawdziwą przyjemnością i rozbawieniem.

„Panny bez posagu” nie sprawiły mi zawodu. Odnalazłam w tej książce dokładnie to, czego oczekiwałam i co najwyraźniej było mi właśnie potrzebne. To książka jak babeczka z kremem, truskawkami i galaretką (są takie w mojej ulubionej cukierni) i tak jak one ma czarodziejską moc poprawiania humoru. Każdy czasami miewa apetyt na sympatycznych bohaterów, dowcipne dialogi i historie pełne niegroźnych problemów, które same się rozwiązują, choć trzeba przyznać - jeden z tych, które sprawiła matce Hela, wyglądał naprawdę groźnie. Bardzo polubiłam Elżbietę, jej trzeźwy, ale pełen czułości i zrozumienia stosunek do córek, cierpliwe podejmowanie prób znalezienia równowagi pomiędzy wymaganiami stawianymi kobietom-matkom, a pragnieniem szczęścia dla swoich dzieci, przedkładanym ponad merkantylne sukcesy mariaży planowanych dla jej córek przez zamożną i niezwykle irytującą ciotkę.

Cecily Sidgwick napisała swoją powieść - wydaną pod tytułem „Six of Them” w 1929 r. - już pod koniec pisarskiej kariery. Zmarła pięć lat później, w 1934 roku, mając osiemdziesiąt lat, a jej dorobek, obejmujący około 45 powieści, pozostaje w Polsce nieznany. Trudno orzec, dlaczego jej nie tłumaczono, czy z powodu poruszanych przez nią tematów, nie tylko dotyczących podanych w komediowej otoczce wydarzeń rodzinnych, ale również spraw poważniejszych, jak antysemityzm i małżeństwa międzywyznaniowe, czy spowodował to zwyczajny brak zainteresowania tą tematyką i autorką o żydowskim pochodzeniu. Dzisiaj ta pozornie staroświecka powieść, - pomimo wręcz rewolucyjnych zmian społecznych, w czasach, kiedy nikogo nie dziwią już nawet czterdziestolatkowie płci obojga mieszkający z rodzicami, a słowa "kawaler" i "panna", nawet bez przymiotnika „stary”, praktycznie wyszły już z użycia - ciągle pozostaje w niektórych aspektach aktualna, ponieważ w mentalności ludzkiej niewiele się zmieniło. Nadal plotkuje się bez umiarkowania i niezwykle chętnie podgląda życie bliźnich, używając do tego celu współczesnej odmiany magla, czyli tzw. mediów społecznościowych i chętnie ocenia, lub raczej wycenia ludzi patrząc na nich przez pryzmat ich domów, samochodów albo egzotycznych wakacji. A córki, no cóż, wciąż przysparzają swoim matkom wielu problemów. Miałam swego czasu „na wydaniu” nie sześć, tylko dwie, a i tak często zdarzało mi się fantazjować na temat: jak pięknie byłoby być niezamężną i bezdzietną!




(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 246
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: