Magia tkana wspomnieniami
"Weisera Dawidka" Huellego niewątpliwie należy zaliczyć do lektur obowiązkowych. Ta tajemnicza i urzekająca opowieść jest przede wszystkim, choć nie tylko, próbą odzyskania utraconego raju – dzieciństwa, które powraca echem w życiu każdego dorosłego człowieka. Adresowana do dojrzałego czytelnika, jest też głęboką retrospekcją, z której nie wychodzi się bez szwanku, nie można zatem traktować jej jako zwykłej rekonstrukcji wakacyjnej przygody kilkorga nastolatków.
Narrator zdaje się być ogarnięty obsesją rozwikłania zagadki związanej zarówno z tajemniczym zniknięciem tytułowego bohatera, jak i jego niejasnym pochodzeniem. Niejako mimochodem tworzy panoramiczny portret Gdańska z lat 60., portret, w którym realizm miesza się z magią. Magiczne stają się więc nie tylko miejsca dziecięcych zabaw: zapuszczony poniemiecki cmentarz czy ruiny cegielni, ale i stara, zatęchła kamienica, w której mieszkają mali bohaterowie, i kino „Tramwajarz”, i warzywny sklepik Cyrsona z ulubionymi przez dzieciarnię krachlami z kolorową oranżadą, a nawet bar „Liliput” – miejsce towarzyskich spotkań, w którym głowy rodzin zapijały troski i własne ubóstwo. Magiczny jest robotniczy Gdańsk z całą swoją brzydotą i pięknem jednocześnie. Gdańsk, który jeszcze nie przeczuwa, jak bliski jest dramatycznych zdarzeń, które ma przynieść grudzień 1970 roku.
Choć autor-narrator zastrzega, że pisze „tylko ze względu na Weisera”, że nie obchodzi go ani tamta epoka, ani miasto, ani szkoła ze znienawidzonym nauczycielem biologii – to w istocie oddaje w ręce czytelnika powieść wielowarstwową, zmuszającą do refleksji.
Wróćmy jednak do postaci centralnej. Kim był ów dwunastoletni Dawidek, że narrator na nim koncentruje swoją uwagę? Zawsze zamknięty w sobie, zawsze dystansujący się od rówieśników niczym generał od szeregowców – niewątpliwie był dzieckiem o nieprzeciętnych zdolnościach, inteligencji i osobowości. Czy tylko? Czy chłopiec z takimi przymiotami mógł być wnukiem biednego żydowskiego krawca, przybyłego do Gdańska z jakiegoś kresowego zapyziałego miasteczka, którego próżno szukać na mapie? A jeśli, to dlaczego w magistrackich księgach nie odnotowano nawet imion jego rodziców i miejsca urodzenia? Czy obsesyjną nienawiść do Niemców i wszystkiego, co niemieckie przejął od starego Weisera, który – jak stwierdza narrator – spojrzeniem oskarżał ludzi o to tylko, że żyją? Czy wreszcie zniknięcie Dawidka w ferworze zabawy, a więc niemalże na oczach przyjaciół, było spowodowane nieszczęśliwym wypadkiem? A może jednak miało jakiś związek z tą jego obsesją? Może z jakichś powodów chciał zniknąć? Zapewne klucz do tajemnicy ma niegdysiejsza jedyna powiernica Dawidka – Elka, która, jak na ironię, zostaje po latach przykładną żoną niemieckiego mieszczucha.
Na pozór sentymentalna podróż w czasie, w którą pisarz zabiera czytelnika, trwa znacznie dłużej niż wakacyjna przygoda z tajemniczym finałem. U jej kresu przekonamy się o prawdziwości słów biblijnego Koheleta, że „wszystko ma swój czas”, że powrót do arkadii może okazać się trudny i bolesny.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.