Dodany: 30.05.2006 21:59|Autor: aolda
"Wszystko to było zabawą, czystą frajdą"
Motto:
"Wszak w Irrehaare nic nie jest takie, jakim się zdaje"
(z „Księgi mądrości” Muad’ Diba)
--------------------------
Był raz chłopiec, który urodził się po to, by zbawić świat. Ani o tym wiedział, ani tego pragnął. Był Trzecim, choć bycie Trzecim w przeludnionym ziemskim świecie przyszłości znaczyło nierówny start życiowy i alienację społeczną. Jego przyjście na świat zostało dokładnie zaplanowane. Jego brat, Peter, geniusz-psychopata, dręczył wszystko, co żywe, a przede wszystkim swoje rodzeństwo. Był zbyt okrutny i niebezpieczny, by powierzyć mu misję ocalenia. Siostra, Valentine – zbyt łagodna. Kolejne dziecko, po specjalnej zgodzie rządu na urodzenie, miało łączyć cechy pierwszych dwojga. Ender. Tak dobry, jak zły był Peter. Jak Valentine wrażliwy, ale nie słaby. Narzędzie.
Całe dzieciństwo spędził z czujnikiem w mózgu, który przesyłał nieustające informacje do stale czuwających służb wojskowych. Tak się do tego przyzwyczaił, że kiedy pewnego dnia wyciągnięto mu czujnik z ciała, poczuł się nagi i bezbronny. Nie był już chroniony. Natychmiast też znaleźli się chłopcy, którzy postanowili wykorzystać sytuację i zemścić się na nim za to, że miał czujnik, że był wybrany. Ender, sześcioletnie dziecko o umyśle akademika, wiedział, że musi rozwiązać problem definitywnie, żeby nie stać się wiecznie dręczonym szkolnym popychadłem. I rozwiązał. Kierował się zimną strategią, choć w sercu czuł ból. I ten ból właśnie stał się jego przepustką do Szkoły Bojowej w okołoziemskim Pasie.
Powiedzieli mu, że Szkoła nauczy go, jak walczyć i dowodzić w bitwach. Że od tego, jakim będzie żołnierzem i strategiem, zależeć będzie jego przyszłość oraz przyszłość ludzkości, żyjącej pod grozą kolejnej inwazji robali, obcych z kosmosu. Że to ciężkie życie, bez rodziny, bez normalnego dzieciństwa. Że jest im potrzebny. Nie powiedzieli, że zrobią wszystko, by się nigdy nie dostosował do szkolnych warunków, że pozostawią go samemu sobie, że będą go chcieli złamać. Że będzie sam. Powiedzieli, że szkolą go, by wygrał decydujące starcie i uwolnił ludzkość od ciągłego strachu przed kolejną inwazją kosmitów. Nie powiedzieli, że jest Narzędziem. Że zdecydowali się go poświęcić.
Poddał się szkoleniu. Na wielu poziomach. Regularna nauka, grupowe gry strategiczne w nieważkości, interaktywna gra komputerowa współpracująca z umysłem gracza, zmuszająca go do prowadzenia wiwisekcji swojej osobowości, tresura zmierzająca do wyrobienia potrzebnych cech przywódczych. Najszybsze, najskuteczniejsze metody nauki. Jednak owe metody, które przyuczały żołnierza do działania w uniwersum gry, odsuwały daleko od niego dylematy wyborów moralnych i poczucie odpowiedzialności za nie. Wszak „wszystko to było zabawą, czystą frajdą”*. Wybory nie były obciążone ryzykiem. Nie było Grzechu, nie było Winy. Ani Odpowiedzialności.
Czyżby?
--------------------------
Dobre książki mają to do siebie, że są dla każdego. Można je czytać na wielu poziomach. Można je czytać kilkakrotnie, w różnym wieku. Zawsze znajdzie się coś – olśnienie – pojawi się nagle i z hukiem przed poszukiwaczem przygód; lub też kolejna tajemna zasłona uniesie się przed poszukiwaczem skarbów. Tak jest właśnie z „Grą Endera”. To nie tylko historia pobytu w Szkole Bojowej i opis wojny z robalami.
Ta książka to studium psychologiczne bohatera, który z chłopca przemienia się w wodza. W Szkole Kadetów przechodzi przez poszczególne etapy szkolenia i rozwijania umiejętności w Grze. Towarzyszy temu poznawanie siebie. Pomaga w tym druga gra – wirtualna, w której Ender, przechodząc kolejne levele, wkracza na nowe poziomy samoświadomości. Staje w obliczu swoich lęków i fobii – musi sobie z nimi poradzić, aby osiągnąć pełnię zrozumienia swojej istoty. Tworzy siebie – od wewnątrz, dobudowując kolejne elementy świadomości do dotychczasowych. Ten proces jest bolesny, jak bolesne bywa obcowanie ze złem i konstatacja, że zło jest nieodłącznym elementem dobra. Że jedno bez drugiego istnieć nie może.
Refleksja o istocie dobra i zła, jej faustowskie pojmowanie, jest kanwą do konstrukcji bohaterów i dramatycznej tajemnicy powieści. Pamiętamy: „Jam częścią tej siły,/ która wiecznie zła pragnąc,/ wiecznie czyni dobro”**. Bracia. Ucieleśnienie zła i ucieleśnienie dobra. Jak dwie strony tej samej monety. Spójrzmy na ich motywacje i owoce ich czynów. Co jest ważniejsze: intencje czy uczynki? Czy brak świadomości wyklucza winę? Czy bycie narzędziem, ślepo wykonującym rozkazy, zwalnia od odpowiedzialności? Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, tak jak nie ma prawdy obiektywnej, której złudzenie po brutalnych ciosach Carda zostaje obalone. W obliczu dramatu rzeczywistości, odpowiedzi na te pytania musiał Ender szukać samotnie. Czytelnik również.
Znów obrót – kolejna płaszczyzna rozumienia. To opowieść o narodzinach mitu – a z mitu – religii. Ender obserwuje, z rosnącym przerażeniem, jak jego osoba obrasta w mit. Jest najlepszy, niezrozumiany, wielbiony, samotny. Przechodzi przez kolejne próby, zyskując coraz większą moc. Brodzi w micie, który go ostatecznie pożera – i wyrzuca poza nawias świata (wszak mit potrzebuje tylko świadectw, nie żywych idoli; poza tym – jest potrzebny, bo sankcjonuje nowy porządek świata, jest zatem narzędziem – „opium” - bo mit jest żywy, póki łączy się z kultem, jak pisze Eliade). Mit spełnia się do końca – następuje śmierć i odrodzenie. Ale nie dla Endera. Dla niego jest tylko wieczne cierpienie i pokuta. Poprzez nią trudna droga odkupienia. Poznał Prawdę i doznał objawienia, ale nie zaznał oczyszczenia. Bo ta prawda nie wyzwoliła, tylko stała się brzemieniem. I w tym sensie „Gra Endera” jest anty-mitem.
Jednak Ender zwyciężył. Na poziomie transcendentalnym. Jego wybór stał się oskarżeniem rzeczywistości i istniejącego porządku jego świata. Przeciwstawieniem się cywilizacji, która w imię „racji stanu” poświęca niewinne jednostki i całe rasy. Kulturze, która opiera się na manipulacji i przemocy, a utylitaryzm i porządek społeczny wynosi ponad wartości absolutne. Wybrał wiarę w naturalną harmonię świata. I stał się - prawdziwym - Stwórcą. I Mówcą Umarłych.
Rozważam tę powieść już od pewnego czasu i coraz bardziej obrasta ona w znaczenia. Podziwiam jej formę, w której każda scena jest kolejnym etapem poznania nie tylko dla Endera, lecz i dla czytelnika. Optyka zdarzeń wciąż się zmienia. „Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje”***. Card prostymi słowami zbudował bogactwo i wielowymiarowość świata przedstawionego. Symbole rozsiane po całej książce, genialnie pomyślane gry tworzą materię powieściowej rzeczywistości, a jednocześnie otwierają kosmosy interpretacji. Podobno dobre książki dają możliwość odczytywania ich na poziomach, o jakich autor nawet nie pomyślał, zaczynają żyć własnym życiem. I tak być powinno. Książka żyje, póki tworzy znaczenia w umyśle czytelnika. W moim wytworzyła piękny, wielowymiarowy twór, który toczy blask ze swych niezliczonych powierzchni.
Gorąco polecam lekturę wszystkim.
--------------------------
„(...) opuszczasz świat, w którym żyjesz i odchodzisz – zagłębiasz się w jakąś otchłań albo wędrujesz gdzieś daleko, albo wspinasz się gdzieś wysoko. Tam odnajdujesz coś, czego w twoim mniemaniu brakowało światu, jaki przedtem zamieszkiwałeś”****. To o micie. Ale i o Enderze. Porzucił mit, aby stworzyć mit. Znowu lustrzane odbicia. Nieskończone ciągi znaczeń.
---
* O.S. Card, „Gra Endera”, tłum. P.W. Cholewa, Prószyński i S-ka, Warszawa 2003, s. 282.
** J.W. Goethe, "Faust".
*** O.S. Card, Iop. cit., s. 311.
**** J. Campbell, „Potęga mitu”, tłum. I. Kania, Wydawnictwo Znak, Kraków 1994, s. 204.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.