Dodany: 26.07.2006 01:55|Autor: mika_p

cytat z książki


Dom był olbrzymi i okropny. Jedna z tych starych, ogromnych kamienic praskiej Warszawy. W czterdziestym czwartym ocalona z płomieni wojny, była oazą szczęścia rozmaitego, pogorzelcom darując calutkie mieszkania, u wszystkich budząc najtkliwsze wspomnienia o dawnym, minionym i prawdziwym mieście. W szesnaście lat później straszyła już tylko wilgotnymi liszajami zacieków i odłupanych tynków; pokrywał ją brud budynku nie remontowanego od dziesięcioleci, gdyż zawsze jeszcze tak trwałego, że w planie pilnych robót restauracyjnych odsuwanego z roku na rok. Sześć wysokich pięter - tylko do najwyższych dochodziło słońce. Trzy kolejne podwórza - jakby trzy zimne, nieprzytulne kręgi wypełnione gęstą zawiesiną najprzeróżniejszych interesów, spraw i losów. Szeroko otwarte zejścia do suteren lub wejścia na partery, system tabliczek i strzałek, rozprowadzających klientów po wielu klatkach schodowych i wielu piętrach, informował o charakterze usług świadczonych ludności - najbardziej rozmaitych: krawieckich i ślusarskich, medycznych i oświatowych, intelektualnych i uczuciowych. W oficynie drugiego podwórza staruszka przywieziona ze wsi, wykorzystywana przez swe zapobiegliwe dzieci, bez chwili przerwy, pilnie, ze starych kłaków bawełny przędła nowe motki. W suterenie pierwszego podwórza handlowano paszą dla kur, królików, norek i gołębi. Na czwartej klatce schodowej nauczyciel udzielał korepetycji z matematyki, na drugiej - w mieszkaniu niegdyś obszernym, dziś podzielonym - smutna pani polecała się jako nauczycielka domowa języka francuskiego. W kręgu trzech podwórców, ciasną cembrowiną ograniczających dopływ świeżego powietrza, działo się wszystko co człowiekowi niezbędne było od kolebki po trumnę. Od frontu mieszkała akuszerka, a nad nią lekarz, w skrzydle ostatnim stolarz wyrabiał trumny, przeważnie wożone stąd na cmentarz Bródnowski. Ten układ sytuacyjny był bezbłędnie logiczny, gdyż na podwórzu pierwszym, najobszerniejszym, pokrytym asfaltem, najchętniej bawiły się dzieci, na ostatnim natomiast, gdzie część zrujnowanej wojenną bombą i nigdy nie odbudowanej oficyny ułatwiała, w jednym tylko miejscu, penetrację słońca, najczęściej przebywały stare kobiety. Wszędzie natomiast, na pierwszym, drugim i trzecim podwórzu, stale i nerwowo przebiegali ci, którzy wszystko umieli sprzedać i wszystko potrafili przepić, handlujący i zarabiający mieszkańcy wielkiego domu. (...)

A gdy brama z hukiem trzaskała za lokatorami odprowadzanymi przez milicję, jak i za tymi, którzy po tygodniach czy miesiącach wracali na domowe śmiecie, dozorca, najbardziej z leniwych leniwy, pobożnie wzdychał: żeby nam tylko nie było nudno...*


---
* Kazimierz Koźniewski, "Śmierć w trójkącie błędów", wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza, 1979, str. 5-7.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1209
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: