Dodany: 11.09.2006 23:49|Autor: czytacz

Książka: Krew za krew
Kadare Ismail (Kadaré Ismail)

1 osoba poleca ten tekst.

Kronika zapowiedzianych śmierci


Dodałem tę książkę na początku istnienia biblionetki. Ponieważ przez te kilka lat nie dorobiła się nawet noty z okładki, czuję się zobowiązany sklecić kilka zdań o niej, bo zasługuje na to, aby wydobyć ją z anonimowości biblionetkowych tytułów bezgwiazdkowych. Ponieważ jednak książkę czytałem dość dawno, jeśli natraficie na nieścisłości, nie krępujcie się...

A teraz do rzeczy. Przewodnikiem przez życie jest dla Albańczyka Kanun. Prawo zwyczajowe, ale jak najbardziej pisane i pewnie dlatego z taką drobiazgowością regulujące wszystkie chyba aspekty życia, od metod rozstrzygania sporów po sposób, w jaki należy podjąć gościa, aby nie poczuł się urażony.

Opowiadana przez Kadarégo historia zaczyna się zabójstwem, bodaj ojca głównego bohatera. Kanun w tej sytuacji mówi: krew za krew. Ponieważ jest to kolejna już śmierć, będącą skutkiem, nie wiadomo dokładnie czyjej, zbyt zapalczywej kłótni w przeszłości oraz przestrzegania Kanunu przez obie rodziny, a nasz bohater jest młody, nastoletni, matka próbuje uchronić go przed jego przeznaczeniem (Kanun dopuszcza odstąpienie, w pewnych warunkach, od wywarcia zemsty), ale jej zabiegi nie odnoszą skutku. Młody człowiek bierze więc karabin, który od zawsze ma w Albanii "status sprzętu gospodarstwa domowego"* (ładne sformułowanie, ale nie moje) i wyrusza w góry, bo zabójca, wiedząc, co go czeka, ukrył się gdzieś na odludziu. Tak zaczyna się ta opowieść. A jak się skończy? Znacie już logikę Kanunu.

Siłą tej książki jest beznamiętność narracji. Kadaré relacjonuje drogę chłopaka bez emocji. I to właśnie jest bardzo przejmujące. Podobną beznamiętność relacji znalazłem jeszcze u Rolfa Hochhuta w "Miłości w Niemczech". Obie książki są właściwie na ten sam temat. O ludziach zaplątanych w działanie "prawa", którego skutki nie są nikomu potrzebne, ale jednocześnie nikt nie robi nic, żeby przerwać łańcuch nieuchronnych zdarzeń.

Jednym z elementów krajobrazu Albanii są Wieże. Powodem ich wzniesienia także był wszechobecny Kanun. Pełnią one rolę azylu, takiego samego, jaki gdzie indziej spełniają kościoły. W środku nie wolno przelać krwi.

Czytałem tę książkę w czasach, kiedy o Albanii i zamieszkujących ją ludziach nie wiedziało się zbyt wiele. Decyzją długoletniego przywódcy Envera Hodży była zamkniętą autarkią, leżącą na uboczu Europy. Przychodziło stamtąd niewiele wiarygodnych informacji. "Krew za krew" była moim pierwszym kontaktem z albańska literaturą. Potraktowałem ją jak baśń, okrutną, ale baśń, dziejącą się w jakimś świecie alternatywnym do naszego. W szok wpadłem dopiero wtedy, gdy okazało się, że Wieże istnieją naprawdę. A Kanun obowiązuje do dzisiaj.


---
* Skądś z Internetu.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 13662
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 45
Użytkownik: --- 12.09.2006 19:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Dodałem tę książkę na poc... | czytacz
komentarz usunięty
Użytkownik: sowa 12.09.2006 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dodałem tę książkę na poc... | czytacz
Ta minipowieść stała się dwukrotnie podstawą filmu. Pierwszy, francuski (1987), w ogóle do Polski nie dotarł, natomiast drugi (2001) - pod każdym względem znakomity, bardzo chwalony również przez samego Kadarégo - parę lat temu był na naszych ekranach i jest (był?) dostępny na kasetach. Nakręcił go - przenosząc w realia własnego kraju - Brazylijczyk Walter Salles.

Z tytułem filmu śmiesznie/irytująco: w oryginale "Abril despedaçado" (portugalski przekład francuskiego tytułu książki - "Avril brisé"), a po polsku - via angielski tytuł filmu - "W cieniu słońca". I bardzo jestem ciekawa, jaki jest tytuł oryginału albańskiego (zakładając, że Kadaré napisał tę książkę po albańsku) oraz jak się ma do tego wszystkiego tytuł "Krew za krew". Uff.
Użytkownik: czytacz 13.09.2006 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta minipowieść stała się ... | sowa
Po krótkich poszukiwaniach okazało się co następuje: wg wikipedii albański tytuł to "Prilli i thyer". Potwierdziłem to na albańskich stronach, ale jedynie, że tak powiem, wizualnie, bo ja albańskiego ani w ząb. Ale nawet dla mnie, na krew za krew to nie wygląda. Założywszy, że prilli pochodzi od april, wychodzi na to, że polski tytuł to inwencja naszego tłumacza lub wydawnictwa.
Nic nie wiedziałem o ekranizacjach i ucieszyła mnie ta wiadomość. Żałuję, że nie natknąłem się wcześniej na ten film. Ciekawe jak to zagrało przeniesione do Brazyli. Za to, gdzieś tak rok, góra dwa lata temu obejrzałem w telewizji polski dokument, który przypomniał mi książkę, bo był o tym samym, o istotnej roli, jaką Kanon odgrywa w Albanii. Wynikało z niego, że przetrwał czasy Hodży i ma się dobrze. Nawet policja respektuje jego zasady. W takich sytuacjach, jak ta opisana w książce, po prostu nie interweniuje, zostawiając sprawy własnemu biegowi. Tam wreszcie mogłem zobaczyć jedną z Wież. Pokazany był też drukowany egzemplarz Kanonu. Po albańsku nazywa się Kanun.
Użytkownik: sowa 14.09.2006 01:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Po krótkich poszukiwaniac... | czytacz
Dzięki za informację. "Za Twoim przewodem" przeleciałam się po Sieci i rzeczywiście wszystko wskazuje na to, że polski tytuł nie ma nic wspólnego z albańskim, w przeciwieństwie do portugalskiego, francuskiego i angielskiego ("Broken April", ale - uwaga - to tytuł powieści; bo już film Sallesa się w tym języku nazywa "Behind the Sun"); tłumaczenie/nadawanie/przeinaczanie tytułów to zdecydowanie osobna dziedzina sztuki (wrrr).

Zazdroszczę Ci tego dokumentu z Wieżami - i serdecznie namawiam do poszukania "W cieniu słońca" Sallesa; więcej tam "ducha" niż "litery" powieści, i dobrze; Salles nakręcił naprawdę niesamowitej piękności i siły film, wcale się nie dziwię Kadarému, że uznał go za znakomitą adaptację.
Użytkownik: czytacz 14.09.2006 21:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za informację. "Za... | sowa
W takim razie nie mam wyjścia, będę musiał się rozejrzeć za tym filmem. A w Twoim przypadku jaka była kolejność, pierwsza książka, czy film?
Tego dokumentu sam sobie gratuluję, bo natrafiłem na niego zupełnym przypadkiem, skacząc późnym wieczorem po kanałach. A Wieżę pokazano jedynie w charakterze ciekawostki. Z filmu wynikało, że one już nie są wykorzystywane. Teraz się zamyka okiennice, żeby nikt nie strzelił przez okno i siedzi w domu. Na zewnątrz wychodzą tylko kobiety. To nadal społeczność patriarchalna, więc, paradoksalnie, w takich sytuacjach kobiety są bezpieczne. Podawano przypadek człowieka, który kilka lat nie wychodził z domu, ale w końcu gospodarstwo zaczęło mu podupadać, więc, zdaje się, ugodził się z drugą stroną. No i cały czas modne są góry. Są jaskinie, jest gdzie się chować. Taki survival, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Użytkownik: sowa 15.09.2006 00:30 napisał(a):
Odpowiedź na: W takim razie nie mam wyj... | czytacz
Ciekawa jestem, jak Ci się spodoba brazylijska adaptacja. Podzielisz się wrażeniami, jeśli obejrzysz?
Ja zaczęłam od filmu - specjalnie nań polowałam, bo Sallesa; po "Central do Brasil" (uch, wrr, nie poważam osoby, która mu dała polski tytuł "Dworzec nadziei") miałam już trwale zakodowane to nazwisko. I, co się potwierdziło przy następnych trzech jego filmach - jak najsłuszniej; ten facet to potęga:-).
Użytkownik: czytacz 15.09.2006 18:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawa jestem, jak Ci si... | sowa
Czemu nie. Jeśli tylko go znajdę.
Jeżeli "Central do Brasil" jest o kobiecie piszącej ludziom listy i podania, to widziałem go.
Użytkownik: sowa 15.09.2006 21:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Czemu nie. Jeśli tylko go... | czytacz
Ukazał się i na DVD, i na kasetach VHS (przeprowadziłam krótkie rozpoznanie bojem;-D), więc masz spore szanse:-).

Tak, "Central do Brasil" jest o piszącej ludziom listy Dorze, która wbrew sobie pakuje się w opiekę nad osieroconym dzieciakiem. I co, podobał Ci się?
Dla mnie ten film ma zdumiewająco dużo wspólnego - w klimacie, w podejściu do ludzi, nawet (choć to może zabrzmi dziwnie) w codziennych realiach - z radzieckimi filmami (tymi naprawdę dobrymi) z lat 70. i początku 80. I jeszcze Fernanda Montenegro (Dora) - tak wspaniała aktorka, że nic, tylko gębę z podziwu otwierać i mówić "ach!" na wdechu:-))); i dzieciak - rewelacja! Naprawdę szkoda, że praktycznie nie mamy dostępu do współczesnego kina brazylijskiego. Jak sobie czasem poczytam, co tam kręcą, czego tu nie mogę obejrzeć, mam ochotę gryźć i kopać (polskich dystrybutorów); wyjątki od tej wkurzającej reguły uświadamiają boleśnie, co tracimy.
Użytkownik: czytacz 16.09.2006 16:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Ukazał się i na DVD, i na... | sowa
Ten film, który widziałem, podobał mi się. Musiał być dobry, skoro do dzisiaj błąka się po mojej pamięci. Tylko teraz nie jestem pewien, czy to był "Central do Brasil". W moim filmie, kobieta pisała ludziom listy na dworcu, inkasowała należność, ale ich nie wysyłała. Jeden z listów wzbudził w niej poczucie winy, pojechała więc do tej miejscowości, do której był adresowany i poznała dwóch braci. Żadnego dziecka nie kojarzę.
Nie trzeba odległej Brazylii, żeby wykazać ile tracimy. Wystarczy rozejrzeć się po sąsiadach. Taki "Rok diabła" Zelenki. Na szczęście udało mi się go obejrzeć w 50-osobowej sali. Dzięki temu, że jest taka sala, w ogóle się pojawił na ekranie.
Użytkownik: sowa 17.09.2006 16:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Ten film, który widziałem... | czytacz
Tak, to był "Central do Brasil", tylko pamiętasz wybiórczo:-). Dziecko było poniekąd elementem sprawczym całej eskapady.

Czeskie i słowackie filmy przynajmniej się u nas pojawiają, i jak człowiek ma trochę szczęścia i przytomnego kiniarza w okolicy, to się może załapać (jak na ten "Rok diabła" chociażby). A brazylijskie w naszej przyrodzie przeważnie w ogóle nie występują, najwyżej się jakiś pojawi z okazji przeglądu/festiwalu/czegoś-tam, na ogół tylko w Warszawie albo Krakowie, i choć się zastrzel...
Użytkownik: czytacz 18.09.2006 21:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, to był "Central do B... | sowa
Wybiórczo, mówisz? Tak zupełnie wyparłbym dziecko z pamięci? Chociaż...
Ostatnio, kiedy budzę się rano, słyszę w głowie jakieś takie szuranie, dreptanie, utykanie. Nawet poszedłem do lekarza, sprawdzić, czy to nie omamy słuchowe. Lekarz mnie zbadał i mówi: żadnych omamów nie masz, to po prostu skleroza postępuje.
A co do brazylijskiego kina. Było "Miasto Boga" w kinach i tym sposobem pewnie plan na pięć lat został wykonany.
Pozdrawiam i ciekawych lektur życzę.
Użytkownik: sowa 18.09.2006 22:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Wybiórczo, mówisz? Tak zu... | czytacz
1. Wygląda, że wyparłeś, no siły nie ma. A szkoda, bo dzieciak wspaniały.
2. Hm. Gdybyś w dziwnych okolicznościach usłyszał sugestywny odgłos kroków, też się nie przejmuj - to zazwyczaj po prostu przechodzi ludzkie pojęcie:-))).
3. Były jeszcze "Dzienniki motocyklowe" i "Carandiru" (to ostatnie słabiej dostępne, bo w ramach jakiegoś przeglądu); mam nadzieję, że to nie znaczy, że kino brazylijskie mamy "załatwione" na najbliższe trzy pięciolatki? (A tfu, tfu, tfu - odpukać!)

Życzę Tobie, sobie i wszystkim zainteresowanym dużo szerszego dostępu do filmów zbyt wąsko dostępnych;-))).
Użytkownik: czytacz 16.11.2006 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Wygląda, że wyparłeś, ... | sowa
No dobrze. Nie będę wchodził pod stół, bo i tak nie widać. Mogę powiedzieć, że istotnie, występował w tym filmie ktoś, kto spełnia w zupełności słownikową definicję dziecka. Pamięć czasami zaskakuje. Pamiętałem początek i pamiętałem dwóch braci na końcu, natomiast zupełnie wykreśliłem z pamięci dzieciaka. Mam nawet swoją teorię, dlaczego.

Bardzo mi się spodobała (i to, piszę zupełnie poważnie) scena spotkania się listów pod monidłem. Mnie przede wszystkim ciekawi życie innych ludzi, więc dla mnie najciekawsze było to, co pojawia się w filmach niejako przy okazji. Obyczaj i realia życia codziennego.

Pisałaś Sowo, że film kojarzy Ci się z radzieckim kinem lat 70. Możesz podać jakiś tytuł? Bo szukanie cieśli imieniem Jesus, nie było typowym zajęciem ludzi radzieckich.
Użytkownik: sowa 17.11.2006 00:04 napisał(a):
Odpowiedź na: No dobrze. Nie będę wchod... | czytacz
Hihi. To jest zagrywka typu "a u was biją Murzynów". Ale i tak od początku wszyscy wiedzieli, że będziesz się musiał przyznać do istnienia tego dziecka z filmu, nikogo nie zmącisz podstępnymi pytaniami.
"Central do Brasil" kojarzy mi się generalnie z dobrymi rosyjskimi filmami ze wspomnianego okresu, z tym, jak ich twórcy potrafili patrzyć na zwykłe życie zwykłych ludzi; i ta kolorystyka przygnębiająco-wypłowiało-wzruszająca; i te kobiety (Dora zwłaszcza); żaden konkretny tytuł nie przychodzi mi na myśl, tylko taka ogólna ogólność nastroju i podejścia do zagadnienia. I bardzo wysoka jakość artystyczna. No wiem, trochę to mętnie brzmi, ale przecież rozumiesz, co mam na myśli, nie?
"[...] scena spotkania się listów pod monidłem"? Nie łapię, o co chodzi?
Użytkownik: czytacz 17.11.2006 21:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihi. To jest zagrywka ty... | sowa
To nie była żadna zagrywka. Zaczynam się gubić. Mam do czynienia z Sową, czy z płetwonurkiem? Gdzie Ty w poprzednim komentarzu jakieś drugie dno znalazłaś? :-)

Wygląda na to, że powinienem wprowadzić Cię w moją metodę oddzielania informacji ważnych od nieważnych. Z całą świadomością, selekcję zwaliłem całkowicie na moją pamięć, robiąc założenie, które wszystko upraszcza, że jeżeli czegoś nie pamiętam, to widocznie nie było warte zapamiętania. W ogółe to jest część mojej szerszej strategii "na suchego liścia".

A z "Central do Brasil" zapamiętałem właściwie początek i koniec. Środek, który w sumie jest najważniejszy, skróciłem, bo do wczoraj byłem przekonany, że Dora dostała się do Bon Jesus w ten sposób, że wsiadła w autobus i przyjechała. :-) Chłopaka wykreśliłem z pamięci dokumentnie. Jeżeli więc zadziałała tu moja Metoda, to dlatego, że początek był najciekawszy. Zaskakująca i dobrze rokująca historia Dory, która według własnego uznania ingeruje w życie innych ludzi. Ale po chwili, ten wątek znika, ustępując miejsca historii chłopca. A dalej już zrobiło się typowo. Typowe kino drogi i typowy motyw, kompletnie niedobranych towarzyszy podróży. W wielu innych filmach droga dokonuje przemiany głównych bohaterów, którzy zmieniają również siebie nawzajem. Po co więc zapamiętywać akurat ten przypadek. ;-) A jak Ci się podobał, najbardziej chyba ekscentryczny film drogi: "Straight Story" Lyncha?

Wydaje mi się, że wiem o co Ci chodzi z podobieństwem do filmów radzieckich.

Podczas oglądania brakowało mi trochę wyjaśnień jakiegoś Brazylijczyka, albo przynajmniej osoby znającej portugalski, bo czasami miałem wrażenie, że coś mnie omija. Np. jest tam scena, w której Dora szminkuje się dla kierowcy cieżarówki. W tym momencie w ścieżce dźwiękowej pojawia się piosenka. Bardzo chciałbym poznać jej tekst. Albo scena, kiedy chłopak zostawia na krzyżu chusteczkę należącą do jego matki. To był taki zwykły przydrożny krzyż, jak w Polsce kapliczki wotywne, czy to miało znaczyć coś więcej?

W domu synów Jezusa jest portret ślubny, czyli, stosując nazewnictwo Himilsbacha, monidło. Opuszczając dom, Dora ustawia pod postacią kobiety list Anny do Jezusa, a pod mężczyzną, list Jezusa do Anny, który odczytała wieczorem. Zdaję sobie sprawę, że to taki thalbergowski chwyt, ale działa. :-)
Nawiasem mówiąc, kwestia na miarę pytania, co usłyszała Scarlett Johansson w ostatniej scenie "Lost in Translation", jest, co naprawdę było napisane w tym liście.

Z uwagi na troskę o moje prawice, spieszę poinformować (wiadomość z pierwszej ręki), że Filon wczoraj po prostu nie przyszedł. Żona mu zabroniła. A spektakl "światło i dźwięk" musiał się odbyć, bo w przeciwnym wypadku rezydenci gospodarstw agroturystycznych narzekają, że w Wydmuchowie nic się nie dzieje. Ktoś więc musiał wziąć sprawy w swoje ręce. A że ręce niewprawne...
Jednym słowem: donoszę panie naczelniku, że kiedy Filona gęba boli, życie nocne w Wydmuchowie zamiera.


Użytkownik: sowa 18.11.2006 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie była żadna zagrywk... | czytacz
* Jakie dno? O żadnym dnie w ogóle mowy nie było, ani jednym, ani (tym bardziej) drugim, nie rób z Sowy ptaka wodnego, bardzo proszę uprzejmie; ale dowcip o biciu Murzynów pamiętasz? (bo może ja niesłusznie założyłam, że tak).
* No widzisz. A dla mnie cały film był ważny (chociaż głównie ta cyniczna ze zmęczenia beznadziejnością Dora, no i szczegóły życia codziennego, które czasem coś znaczą, a czasem po prostu są, bo należą do tła i bez nich się nie da - w radzieckich filmach tym sposobem można się było dopatrzyć mnóstwa rzeczy dla nas niesłychanie interesujących i pełnych informacji, a dla tambylców - tak zwyczajnych, że niezauważalnych), ale widziałam go ostatnio dobrych parę lat temu i tych różnych scen, co je masz teraz na świeżo, nie pamiętam (zagubione w czasie, można powiedzieć). Sceny z listami pod monidłem - kompletnie; śladu ni popiołu. Film nadal Ci się podobał, jak wnoszę?
* To ładnie, że zastępujesz Filona (tylko dlaczego na niego donosisz? Chociaż żona i tak już wie, więc w zasadzie nie ma sprawy). Kultura regionu z pewnością na tym zyska (a przynajmniej nie straci). Kto w roli Laury?
Użytkownik: czytacz 19.11.2006 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: * Jakie dno? O żadnym dni... | sowa
Właśnie dlatego, że pamiętam ten dowcip, nic nie rozumiem. :-) Nie zastosowałem przecież taktyki z niego. Na wstępie złożyłem uczciwą samokrytykę, taką, że nawet towarzysze z KC nie mogliby niczego jej zarzucić. Więc tym bardziej nie widzę związku, proszę Szanownej. A jak Szanowna się orientuje, dla tamtych panów związek ze Związkiem był sprawą zasadniczą, do tego stopnia zasadniczą, że przez pewien czas nawet w ustawie zasadniczej był zapisany. Gdzie ten związek, proszę Szanownej? No naprawdę.

Oczywiście, że film wart był obejrzenia. (Ciekawe, czy ktoś z Milczącej Większości przytaknie. ;-)) Widzę, że oboje szukamy w filmach tego samego, a w nim tego było mnóstwo. A skoro moja pamięć potraktowała ten film bardzo selektywnie, próbuję dociec dlaczego. Do tego stopnia to wszystko jest dziwne, że od czasu pierwszego oglądania pamiętałem scenę, w której dzieciak opowiada Dorze o swoich bogatych doświadczeniach z kobietami. Ale, ponieważ chłopaka wykreśliłem całkowicie, nie mogłem skojarzyć z jakiego filmu pochodzi ten dialog. :-)
Straight Story, rozumiem, nie oglądałaś?

Kto był Laurą nie wiem, bo o ósmej na film poszedłem.
Użytkownik: sowa 20.11.2006 00:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie dlatego, że pamię... | czytacz
* Samokrytykę istotnie złożyłeś (oględną nader), ale zaraz potem skontrowałeś mnie podstępnym "Możesz podać jakiś tytuł? Bo szukanie cieśli imieniem Jesus, nie było typowym zajęciem ludzi radzieckich". Owszem, nie było (a już na pewno nie w filmach), ale też oboje wiemy, że nie dlatego "Central do Brasil" przypomina mi dobre radzieckie kino, więc co to jest, jeśli nie zagrywka odwracająca uwagę od innego problemu, czyli od wyrzucenia niewinnego dziecięcia z pamięci? No, chyba że wyraz czystej złośliwości, o co Cię wszakże nie podejrzewam. A propos, skoro tak dobrze pamiętasz tamten dowcip, czy mógłbyś mi, bardzo proszę, przypomnieć początek - tzn. kto z kim rozmawiał (dwóch dyplomatów? prezydent jednego kraju z first sekretarzem drugiego? dwóch zwyczajnych przedstawicieli niebratnich narodów?) i jakie dokładnie było wyjściowe pytanie? Puentę stosowało się u nas w domu w rozmaitych sytuacjach, a szczegóły wstępne jakoś mi się zatarły.
* Ależ oglądałam "Straigth Story", jak najbardziej (acz jednokrotnie). Był to film łagodny i miło go wspominam. Najlepiej pamiętam Richarda Farnswortha i tę ogrodową kosiarkę. I scenę rozmowy bohatera z bratem.
Użytkownik: czytacz 20.11.2006 22:51 napisał(a):
Odpowiedź na: * Samokrytykę istotnie zł... | sowa
Oj, Sowo, Sowo! Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz, przypisując mi jakieś niecne intencje. Więc skwapliwie skorzystam z okazji, żeby Ci to uzmysłowić. :-) Otóż od urodzenia mam pewien mały feler. Nie, nie taki. ;-) Mankament polega na tym, że nie wykształcił się u mnie woreczk żółciowy. Nie posiadając osobistego pojemniczka z żółcią, jestem człowiekiem gołębiego serca, dalekim od jakiejkolwiek złośliwości. Na żądanie mogę okazać zdjęcie rentgenowskie, dokumentujące dojmujący brak rzeczonego organu w przeznaczonym na niego miejscu. Za drobną opłatą dołączam zdjęcie mojego gołębiego serca w pełnej krasie. Za trochę większą opłatą wysyłam plik mpeg z zapisem sesji USG, kiedy to widać jak moje gołębie serce tłucze się jak szalone o klatkę (piersiową) ogarnięte jeskółczym niepokojem, że znów zostanę źle zrozumiany. Dla prenumeratorów mamy estetyczne plastikowe etui oraz nalepkę z logo KIZ (Klub Interesujacego Zdjęcia). A na stałych klientów, weteranów programu lojalnościowego, czeka segregator.

Treścią filmu było poszukiwanie cieśli imieniem Jezus. Część akcji toczyła się w miejscu będącym celem pielgrzymek, a wtedy kamera pokazywała rozmodlonych ludzi, piszących listy do świętego o tym, że są szczęśliwi, w przeciwieństwie do bywalców Central do Brasil. Potrzebne jest nieszablonowe myślenie, aby skojarzyć taki film z produkcjami kinematografii kraju, w którym twierdzono, że żadnego cieśli nie było, a nawet jeśli był, to nikim ważnym, bo nie należał do Centralnej Rady Związków Zawodowych: Sekcja pracowników przemysłu drzewnego; nie stał za nim żaden kolektyw, a jak wiadomo "jednostka niczym". Spytałem o tytuły, bo, najzwyczajniej w świecie, byłem ciekawy, jako że mnie po głowie, i to też tylko gdzieś tam z tyłu, synapsami ostatniej kolejności odśnieżania, błąkała się "Syberiada". Nie wiem, czy do końca słusznie.

Z dowcipem Ci nie pomogę. Najistotniejsza w nim jest puenta, charakteryzująca pewną mentalność, a okoliczności i cała otoczka, są drugorzędne. A wiesz już, co się u mnie dzieje z nieważnymi informacjami. Pamiętam, że pojawił się w "Alternatywach" Barei, ale czy wszystko zaczęło się od filmu, czy dowcip znany był już wcześniej, nie wiem.
Użytkownik: sowa 21.11.2006 01:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, Sowo, Sowo! Nawet nie... | czytacz
* Czy dostanę zniżkę, jeśli zamówię komplet dokumentów? Elementy gołębie i jaskółcze wskazują na ewidentną, a przy tym hybrydyczną ptasiość, bardzom jej (jak to sowy zwykle) ciekawa.
* No i tu się znów ujawniło, jak indywidualny (generalnie, nie tylko Twój i mój) jest odbiór sztuki (rzeczywistości nb. także); jak już wiesz, bośmy to sobie powyjaśniali w międzym czasie, z radzieckimi filmami skojarzyło mi się mnóstwo rzeczy, a te akurat detale w ogóle nie, bo, prawdę mówiąc, nie pamiętałam ani że to cieśla, ani że Jesus, tylko to, że celem podróży miało być odszukanie ojca chłopca (a po drodze odmieniało się życie Dory). Znaczy, skojarzenia nam poszły po torach niezbieżnych (może i dobrze, bo pomyśl tylko, zbieżne tory...! Chociaż, z drugiej strony, mogłaby to być bardzo piękna katastrofa).
* W "Alternatywach" dowcip musiał się pojawić jako cytat, na pewno jest skądinąd (z normalnego dowcipowego obiegu prawdopodobnie) i wcześniejszy. No nic, początek zawsze można sobie jakiś dośpiewać (wiem, mówię teraz jak ptak), grunt, że pamiętamy puentę i zasadę jej zastosowania.
* A teraz z zupełnie innej beczki: przypomniała mi się parafraza (autorstwa koleżanki mojej przyjaciółki) cudna laurowa, i nie mogę się oprzeć chęci zacytowania jej: "Nie będę sobie warkocz trefiła,/ Tylko włos zwiążę w nieładzie,/ Nie będę sobie schody schodziła, tylko se zjadę na zadzie".
Użytkownik: Czajka 21.11.2006 04:56 napisał(a):
Odpowiedź na: * Czy dostanę zniżkę, jeś... | sowa
Sówko Drogomiła!
Mam go w takiej formie pisanej:

Amerykański reporter do polskiego dygnitarza:
- Ile wynosi najniższa pensja polskiego robotnika?
Odpowiedź:
- A wy gnębicie Murynów.

I jeszcze odpowiedź radia Erewań gratis:

Pytanie: Dlaczego was ostatnio tak słabo słychać?
Odpowiedź (szeptem): Bo my już mówimy z Kamczatki.

Oba z Raptularza Zbigniewa Raszewskiego

Ps. Piękny wierszyk. :-)))
Użytkownik: Czajka 21.11.2006 05:16 napisał(a):
Odpowiedź na: * Czy dostanę zniżkę, jeś... | sowa
To była połowa lat sześćdziesiątych.
Użytkownik: sowa 21.11.2006 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: To była połowa lat sześćd... | Czajka
Dobra Czajko Wszystkowiedząca! Dziękuję Ci serdecznie za cytaty i wskazówki, ujawniające to, co było przede mną ukryte. Ja ten dowcip pamiętam, że był w realiach radzieckich - teraz już chyba nie uda nam się dojść, co jest wersją podstawową, a co mutacją, ale to nieważne, ważne to, że już wiem to, co wiem, a że wiem to dzięki Tobie, to jeszcze raz (dwa, trzy!) dziękuję Ci bardzo.
Użytkownik: czytacz 21.11.2006 22:18 napisał(a):
Odpowiedź na: * Czy dostanę zniżkę, jeś... | sowa
Sowo, pytałaś o zniżkę. Wyobraź sobie szczęśliwy traf, od pewnego czasu cały zestaw w gustownym plastikowym etui ozdobionym nalepką oferujemy po Cenie Dnia. Jeżeli złożysz zamówienie przed końcem promocji, otrzymasz dodatkowo "Ptasie radio" Tuwima. Wyjątkowość tego egzemplarza polega na tym, że wydrukowane w nim obrazki Jana Marcina Szancera poprawił własnoręcznie trzyipółletni ilustrator in spe, przy pomocy kredek świecowych. Ale to nie koniec przygotowanych dla Ciebie niespodzianek. Jeżeli zapłacisz przelewem z góry, dołączymy jednominutową empetrójkę rejestrującą moment, w którym prezes naszej korporacji, osobiście macha do Ciebie dłonią.
Wierszyk wspaniały. I zapisany. :-)

Czajko, przede wszystkim zaspokój moją ciekawość i wyjaśnij dlaczego jesteś ze znaczkiem. Czyżbyś była Czajką pocztową? Słyszałem ostatnio o cięciach wydatków na pocztę lotniczą, ale do tego stopnia?
A propos Radia Erewań i Kamczatki, mój ulubiony jest ten:
Słuchacz: Dlaczego nigdy nie krytykujecie rządu?
Radio Erewań: Bo wolimy mieszkać nad Morzem Czarnym i jeść biały chleb, niż odwrotnie.

emkawu, czy Ty także jesteś ptakiem? Bo powoli zaczynam się czuć jak św. Franciszek.
Co się tyczy Twojego pytania: tak wiemy, przyjmiemy linię obrony, że to była śmierć w efekcie. No tak - do obrony trzeba będzie wynająć papugę.
Użytkownik: emkawu 22.11.2006 01:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Sowo, pytałaś o zniżkę. W... | czytacz
A propos chleba:
Słuchacz: Dlaczego na rynku brakuje mąki?
Radio Erywań: Ponieważ zaczęto dodawać ją do chleba.

PS. Ja, ptakiem? Skądże znowu!

powiedziała, zatrzepotała skrzydełkami i odleciała.

Użytkownik: sowa 23.11.2006 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: A propos chleba: Słuchac... | emkawu
Mój ulubiony erewański dopwcip - przy czym wśród krewnych-i-znajomych w stałym użyciu jest początek odpowiedzi - to ten:
Słuchacz: - Drogie Radio Erewań, czy to prawda, że w Moskwie na placu Czerwonym rozdają samochody?
Radio Erewań: - Tak, drogi słuchaczu, to prawda. Tyle że nie w Moskwie, a w Leningradzie, nie na placu Czerwonym, tylko na placu Siennym, nie samochody, lecz rowery i nie rozdają, a kradną.
Użytkownik: Czajka 22.11.2006 04:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Sowo, pytałaś o zniżkę. W... | czytacz
Czytaczu, tuż obok rozgrywa się dramat konkursowy na poczcie. Zapaleńcy walczą tam ze swoją i cudzą sklerozą i bolesnymi metodami wydobywają przeczytane książki z mroków niepamięci. Bardziej zaangażowani w konkurs albo sklerozę czytaczą dolepiają sobie do nazwiska pocztowy gadżecik.
Jednym słowem toczy się konkurs pod tytułem "Listy w literaturze". Może zajrzysz i dasz się podłączyć do koperty? Tu:
http://tinyurl.com/yb8rdc

"Za czasów Stalina groziło za to [za opowiadanie kawałów] aresztowanie, nawet obóz koncentracyjny, co upamiętniono w osobnym kawale:

- Kto zbudował kanał Wołga-Don?
- Anegdotcziki."
Raptularz, Zbigniew Raszewski
Użytkownik: czytacz 22.11.2006 20:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytaczu, tuż obok rozgry... | Czajka
Niestety Czajko, moja skleroza nie stawi czoła wyzwaniu waszych. Jakaś taka mało bojowa jest. Próbowałem ją trenować przed nadchodzącym sezonem, jak Meksykanin koguta, ale odpowiedziała "słowem grubem i obelżywem". Tylko już nie pamiętam jak ono brzmiało.
Ja tu jestem tylko przejazdem. Wysiadłem na chwilę na Central do Brasil. Ale już chyba powoli czas na mnie.
Użytkownik: sowa 23.11.2006 14:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Sowo, pytałaś o zniżkę. W... | czytacz
Rzeczywiście, traf to nad wyraz szczęśliwy - trafił szczęśliwie w sam środek zapotrzebowania społecznego (a jeśli nawet nie społecznego, to przynajmniej indywidualnego, przy czym które to indywidua, dociekać nie będziemy, same się zgłoszą).
Ma się rozumieć, bardzo proszę o niezwłoczne przesłanie zestawu w oprawie z dodatkiem darmowych gratisów bez dopłaty*.

---
* Ciekawa jestem, kiedy całą tę końcową formułkę zaczną stosować twórcy reklam - są już niebezpiecznie blisko.
Użytkownik: sowa 23.11.2006 14:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Sowo, pytałaś o zniżkę. W... | czytacz
Czytaczu - zaapelowała Sowa o pomoc. - Pamiętasz może (mimo sklerozy - działa ona, jak wiem, dość wybiórczo, taka z niej cwana bestia i podstępna wielce), z jakiego utworu Boya pochodzi słynny fragment opisu pomnika Joanny d'Arc: "majtki blaszane, z przodu i z tyłu zalutowane"? Od dłuższego czasu bezskutecznie próbuję sobie przypomnieć, a skoro na własną pamięć liczyć nie mogę, to może chociaż na cudzą?
Użytkownik: emkawu 21.11.2006 12:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, Sowo, Sowo! Nawet nie... | czytacz
Czytaczu (i inne osoby wypowiadające się w tym wątku)

czy wiecie, że nawet nieumyślne powodowanie śmierci ze śmiechu jest groźnym przestępstwem ściganym z urzędu?
Użytkownik: sowa 21.11.2006 21:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, Sowo, Sowo! Nawet nie... | czytacz
O, wiesz, Czytaczu - teraz sobie uświadomiłam (to te synapsy ostatniej kolejności odśnieżania chyba mi się odśnieżyły samorzutnie pod wpływem powtórnej lektury Twojej wypowiedzi), że te rozmodlone tłumy itp. po prostu włączyłam odruchowo do segregatora "koloryt lokalny" (jak wspomniałam, zwykle zwracam uwagę na takowy), dlatego nie odłożyły mi się w pamięci osobno - natomiast traktowanie rzeczonego kolorytu jest w filmie Sallesa takie jak w tych, z którymi mi się skojarzyło - no i dlatego m.in. tak mi się skojarzyło to wszystko pospołu razem do kupy zusammen.
Użytkownik: librarian 14.11.2006 02:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, to był "Central do B... | sowa
A ja ten film pamiętam dobrze Sowo kochana, i mało pamiętam o listach, za to właśnie dziecko mi się kojarzy od razu. Ten film bardzo mi się podobał, ma w sobie jakąś prawdę, jakby nie był zrobiony dla pieniędzy, li tylko.
Kojarzę parę innych filmów z dzieckiem w roli głównej, które mnie się nadzwyczajnie podobały, na przykład "Kolya", albo "Księga wielkich życzeń" (z Gustawem Holoubkiem) albo "Martha" (niemiecki, u nas pod tytułem Mostly Martha)- świetne są takie filmy, w których dzieci docierają jakby do dorosłych, coś prawie jak u Makuszyńskiego.

A tytuły filmów i ich tłumaczenie to materiał na oddzielną rozprawkę. Ja na przykład po polskich tytułach nigdy nie wiem o jaki film chodzi, taki na przykład Spacer po linie, to im się udało (tłumaczom znaczy). Pozdrawiam Cię Sówko, nocny ptaku.
Użytkownik: sowa 14.11.2006 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja ten film pamiętam do... | librarian
O, to ja się mogę podpisać pod tym, co mówisz, całą sową. A jeszcze był "Tate, mały geniusz" ("Little Man Tate"), dzieciak, który tam grał (widziałam go jeszcze w kilku filmach, jako dziecko i później - wtedy i nadal znakomity), zapamiętał mi się na absolutne zawsze. Oj, długo by tak można - jeśli reżyser potrafi pracować z dziećmi, efekty są zdumiewające.
Użytkownik: librarian 15.11.2006 00:08 napisał(a):
Odpowiedź na: O, to ja się mogę podpisa... | sowa
O a z Tatem to mi się skojarzyła Tatum O'Neil z Papierowego księżyca, toż to była jej życiowa rola, potem już nic tak fajnego nie zagrała. :)
Użytkownik: sowa 15.11.2006 00:50 napisał(a):
Odpowiedź na: O a z Tatem to mi się sko... | librarian
Rzeczywiście, rewelacja. Ale mnie zawsze było żal jej filmowego ojca, że taki niezaradny sierota;-). I ciekawa jestem, czy jej rzeczywisty ojciec (w obu rolach, filmowej i życiowej - Ryan O'Neal), był dumny czy wściekły, że dziecko "zabrało" mu film.
Użytkownik: reniferze 12.09.2006 21:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Dodałem tę książkę na poc... | czytacz
Ciekawe, czy znajdę gdzieś tę książkę. Zapowiada się świetnie, dziękuję za zwrócenie mojej uwagi.
Użytkownik: czytacz 16.09.2006 16:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawe, czy znajdę gdzie... | reniferze
Gdybyś ją znalazła, miałbym do Ciebie prośbę. Albo do kogoś innego, kto ma egzemplarz. Kadare podaje specjalną formułkę, którą ofiara powinna usłyszeć przed śmiercią, żeby wszystko odbyło się zgodnie z zasadami. Z powodu tej formułki, Kanon zabraniał strzelać do ludzi, znajdujących się przy wodospadzie, bo łoskot wody zagłuszyłby słowa. Zapomniałem, jak ona brzmiała. Czy można ją przytoczyć?
Potrzebuję ją, bo mam na pieńku z właścicielem warzywniaka. ;-)
Użytkownik: Czajka 22.11.2006 04:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybyś ją znalazła, miałb... | czytacz
Kupujesz zieleninę w tym warzywniaku przy wodospadzie?
Użytkownik: czytacz 24.11.2006 22:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Kupujesz zieleninę w tym ... | Czajka
> Kupujesz zieleninę w tym warzywniaku przy wodospadzie?

Ładny haczyk. ;-) Czajki żerują na wodzie? Muszę sprawdzić. :-)

Sowo, z majtkami niestety nie pomogę. To na pewno jest Boya?
Użytkownik: sowa 25.11.2006 14:57 napisał(a):
Odpowiedź na: > Kupujesz zieleninę w ty... | czytacz
Tak mi się zapamiętało, że to Boy (jeśli nie on, to kto? ewentualnie jeszcze by Gałczyński mógł wchodzić w grę); indagowanym (i niezasugerowanym przeze mnie) krewnym-i-znajomym też cytat kojarzy się natychmiast z Boyem, pod górkę robi się dopiero przy próbach bliższej lokalizacji.
Użytkownik: wila 28.10.2006 15:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawe, czy znajdę gdzie... | reniferze
Jest tutaj :)
http://www.allegro.pl/item135743073_ismail_kadare_​krew_za_krew_albania_wydanie_i.html#photo
Użytkownik: sowa 26.02.2007 17:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Dodałem tę książkę na poc... | czytacz
Uwaga! => Wiadomość dla wszystkich zainteresowanych: we wtorek 27.02. (czyli jutro) na Dwójce o 22.40 - "W cieniu słońca" Sallesa!!! Nie przegapcie.
Użytkownik: Javero 30.03.2008 00:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Dodałem tę książkę na poc... | czytacz
Witam serdecznie, właśnie zakończyłem lekturę tej książki i kilka uwag odnośnie powyższego opisu jak i dołączonej do niego dyskusji.

1) Gjorg nie mścił śmierci ojca, lecz brata. Ojciec jego był wspominany np. przed jego wyjściem w góry (dawał mu pieniądze).
2) Prilli i thyer to w roztrzaskany kwiecień. Prill,i - kwiecień; thyer pochądzoce od thyj oznaczającego roztrzaskać. (od początku tego roku akademickiego uczę się języka albańskiego).
3) Kanun nie określał żadnej frazy, którą należy ostrzec ofiarę przed śmiercią, a jedynie to, że trzeba ją ostrzec. Aczkolwiek ostatnie słowa jakie usłyszał nasz bohater przed strzałem to: "Gjorg, pozdrawia cię Zef Krue..." (cyctat z książki leżącej teraz przede mną). Przyczym należy pamiętać, że pełne nazwisko zabójcy głównego bohatera to Zef Krueciuć (pisownia za przekładem Anny Mencwel).

Pozdrawiam.
Użytkownik: Carmen_Izabel 18.05.2009 23:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Dodałem tę książkę na poc... | czytacz
Tak, tytuł oryginalny to "Prilli i thyer", co dosłownie ozancza "Połamany kwiecień". "Krew za krew" to tylko chwyt marketingowy. Polecam również inną książkę Kadarego: "Generał martwej armii" (Gjenerali i ushrisë së vdekur)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: