Dodany: 19.09.2006 09:37|Autor: aniaposz
Trudna przyjaźń i angielska magia
Wielka Brytania, początek XIX w. Magia jest elementem historii tego kraju i ma status nauki. Kiedyś, dawno temu, istnieli potężni magowie, którzy potrafili wedle swojej woli kształtować rzeczywistość. A potem... stało się coś, co sprawiło, że magia przestała istnieć. Można było oczywiście studiować historię magii, teorię magii, życie wielkich magów i dyskutować na temat genezy zaklęć. Ale przestano magię praktykować. Jeden z magów-teoretyków tak w rozmowie z kolegą po fachu określa istniejący stan rzeczy: "Nonsensem jest założenie, że magowie mają obowiązek praktykować magię. Chyba nie sugeruje pan, że botanicy powinni wymyślać kwiaty, a astronomowie przestawiać gwiazdy? Magowie, szanowny panie, studiują magię praktykowaną w dawnych czasach"[1]. Zgoła odmiennego zdania jest pewien samotnik z Yorkshire, o którym do tej pory nikt z szacownego Towarzystwa Magów Yorku nie słyszał, niejaki pan Norrell. Pan Norrell stawia sobie za cel doprowadzenie do triumfalnego powrotu angielskiej magii praktycznej. W tym celu najpierw daje błyskotliwy popis swoich umiejętności na oczach zdumionych członków Towarzystwa, a następnie jedzie do Londynu, by przekonać polityków, że magia może być niezwykle pomocna, choćby jako skuteczny oręż w walce z Napoleonem. A potem pojawia się Jonathan Strange, naturalny rywal Norrella, uczeń, partner. I robi się jeszcze ciekawiej. Fabuła zbudowana jest wokół wątku trudnej przyjaźni obu magów oraz skutków, jakie w dłuższej perspektywie powodują różnice w ich poglądach na kształt angielskiej magii.
Bardzo podoba mi się to, że powieść nie jest historią alternatywną. Nie w tym rzecz, że nie lubię historii alternatywnych, ale rozwiązanie, jakie stosuje tutaj Clarke, jest dla mnie strzałem w dziesiątkę. Magia, która splata się z dziejami Wielkiej Brytanii (ergo - ma także wpływ na dzieje Europy), jest tak umiejętnie wkomponowana w ogólnie znane fakty, że nie zmienia nic w naszym postrzeganiu przeszłości. Pewne wydarzenia i sytuacje kreowane za sprawą magii, czasem bardzo spektakularne, nie pozostawiają śladu rozumianego jako zmiana biegu historii z naszej perspektywy. Tak jak w przypadku "poprzestawiania" Hiszpanii przez Strange'a. Ostatecznie nie wiemy, jakie było pierwotne położenie przesuwanych elementów, możemy więc przypuszczać, że obecny kształt tego kraju to właśnie dzieło praktyk magicznych Strange'a. Dokładnie ten sam mechanizm działa przy okazji spotkania króla Jerzego z dżentelmenem o włosach jak puch ostu. Na kartach powieści pojawia się zresztą sporo postaci historycznych, choćby świetnie sportretowany lord Byron.
Pierwszy tom podobał mi się, choć mogłabym wskazać na kilka mankamentów: dość chaotyczna narracja, nie zawsze można się było zorientować w motywacjach bohaterów, nieco zaniedbane portrety psychologiczne. Ale począwszy od tomu 2. wszystko nabiera kształtów: rozstrzelone do tej pory wątki zaczynają się splatać, coraz lepiej rozumiemy działania bohaterów, którzy - zyskując cechy indywidualne - coraz wyraźniej odcinają się od tła i daje się już rozpoznać główne rysy ich osobowości: mizantrop i neurotyk Norrell (mnie nieodparcie kojarzył się z Ellingiem, bohaterem filmu Pettera Neassa) i ujmujący sposobem bycia Strange, którego osobowość w dodatku zmienia się na naszych oczach na skutek życiowych doświadczeń. Coraz łatwiej uchwycić także specyficzne poczucie humoru Clarke. Dla mnie dodatkowym bonusem był fakt, że książka traktuje o Anglii, a ja do tego kraju i narodu mam słabość, pomimo wszystkich tych przywar, które z taką swadą opisuje autorka. Łapałam się na tym, że przy takich właśnie fragmentach i ironicznych uwagach uśmiechałam się z czułością niczym anielsko cierpliwa matka niesfornego, lecz wciąż kochanego urwisa.
Jedną z najciekawszych postaci, prócz dwóch głównych bohaterów, jest tajemniczy, nigdy niewymieniony z imienia, dżentelmen o włosach jak puch ostu. To czarny charakter tej powieści, elf, przedstawiciel starożytnej rasy, która od wieków dla własnej rozrywki porywa ludzi i zmusza ich m.in. do uczestnictwa w upiornych, niekończących się balach. Dżentelmen o włosach jak puch ostu to świetnie skonstruowana postać. Jego niezrównoważenie psychiczne i chwiejność emocjonalna są wręcz namacalne. Skrajny egotyzm, okrucieństwo, które w jego własnych oczach jest zupełnie obojętne moralnie, całkowity brak empatii, nieufność i zmienność nastrojów - toż to znakomicie uchwycony obraz psychotyzmu. Zresztą opisów takich patologicznych lub co najmniej graniczących z patologią stanów umysłu jest u Clarke więcej. Reakcja Strange'a po wypiciu wywaru szaleństwa jest niemal jak modelowy opis omamów klasycznego schizofrenika w ostrym stadium choroby.
Wiarygodności graniczącej z kronikarską dokładnością przydają tej opowieści także przypisy, które przybliżają czytelnikowi historię magii. W pierwszym tomie, gdzie przypisów jest najwięcej, czytałam je z równym, a czasem nawet większym zainteresowaniem niż wątek główny.
I jeszcze skojarzenia literackie, które nasunęły mi się błyskawicznie: Neil Gaiman! A zwłaszcza "Gwiezdny pył". I tu, i tu mamy subtelne, wręcz naturalne wplecenie magii i niezwykłości w zwyczajne życie, niekonwencjonalne pomysły i zaskakujące rozwiązania (u Clarke np. szalenie podobała mi się "szkatułka koloru rozpaczy", którą to barwę właściwie nazwać i rozpoznać mogą tylko ci, którzy przeżywali już prawdziwą rozpacz).
Podsumowując - niech żałują ci, którzy nie czują magii w tej książce! A znalazłam sporo opinii, że "nuuuda, nic tylko chodzą i gadają, czarów tyle co kot napłakał, humoru zero, wszystko mdłe i bez sensu". Mnie ta proza urzekła.
---
[1] Susanna Clarke, "Jonathan Strange i pan Norrell", tom I, tł. Małgorzata Hesko-Kołodzińska, wyd. Wydawnictwo Literackie, 2004.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.