Dodany: 25.09.2006 17:52|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Mansfield Park
Austen Jane

2 osoby polecają ten tekst.

Siedź w kącie, a znajdą cię...


Gdybym czytała „Mansfield Park” nie znając chronologii powstawania poszczególnych dzieł Austen, byłabym przeświadczona, że jest to jedna z wcześniejszych jej powieści, pisana z obawą, by nie urazić czytelników nadmierną śmiałością i nadmiernym krytycyzmem – a przez to z powściągliwością, uniemożliwiającą rozwinięcie całego pisarskiego potencjału.

O ile bowiem w „Rozważnej i romantycznej” czy „Dumie i uprzedzeniu” bez trudu odnajdziemy wyraźną dezaprobatę dla zastarzałej i niesprawiedliwej – zwłaszcza w kwestii stwarzania możliwości decydowania o sobie i realizacji szans życiowych potomstwa różnej płci i w różnym wieku – obyczajowości brytyjskich klas posiadających, a równocześnie pochwałę młodych kobiet pracujących nad rozwojem swojej osobowości i niepozwalających narzucać sobie określonych wyborów, o tyle w „Mansfield Park” napotykamy na niemal całkowitą odwrotność tych postaw, zaprawioną pokaźną dozą moralizatorstwa. Do tego stopnia, że chwilami powieść sprawia wrażenie instruktażu dla szlachetnie urodzonych panien, jak należy wieść życie skromne i pracowite, by zostać nagrodzoną aprobatą bogatych krewnych i ze wszech miar odpowiednim mariażem, a ogólne jej przesłanie daje się streścić popularnym porzekadłem: „siedź w kącie, a znajdą cię”.

Fanny, bohaterka „Mansfield Park”, wychyla się z tego kąta tylko raz i na krótko, przy okazji dawania kosza akceptowanemu przez wujostwo i gorąco popieranemu przez zaprzyjaźnione damy kandydatowi. Czyni to przy tym nie dlatego nawet, że serce oddała już innemu (bowiem ten inny, przynajmniej w danej chwili, wydaje się beznadziejnie nieosiągalny), i nie dlatego, by uważała poślubienie niekochanego człowieka za szczególnie naganne moralnie (tym bardziej że byłoby to w pewnym sensie sposobem okazania wdzięczności za wyświadczone jej bratu dobrodziejstwo) – ale dlatego, że ów kandydat popełnił kilka wykroczeń dyskwalifikujących go jako przyszłego partnera dla prawdziwie skromnej panienki: entuzjastycznie odniósł się do projektu wystawienia przez grupę amatorów zbyt frywolnej, zdaniem Fanny, sztuki - i gorzej jeszcze, podczas prób otwarcie i nazbyt śmiało flirtował z cudzą narzeczoną...

Postawa Fanny, tak samo zresztą jak Edmunda i sir Thomasa, może śmieszyć dziś, gdy niemal każda nastolatka pół życia oddałaby za przywilej wystąpienia w jakiejkolwiek roli na jakiejkolwiek scenie (a jeszcze lepiej, przed kamerami), byle przed jak największą publicznością, a rodzice czy starsze rodzeństwo nie dość, że nie zgłaszają sprzeciwu, to przeważnie są skłonni wręcz popychać dziewczę w stronę domniemanej kariery. Pamiętajmy jednak, że przed dwustu laty nie tylko w straszliwie konserwatywnej Anglii, ale i w Polsce aktor uważany był dość powszechnie za człowieka „drugiej kategorii”, niekwalifikującego się do bywania w tzw. „towarzystwie”, zaś kobieta uprawiająca ten zawód stała w hierarchii społecznej tylko oczko wyżej niż pracownica domu uciech... Patrząc więc z perspektywy tamtych czasów, kuzynostwo Fanny i ich znajomi wykazują się niepojętą i wręcz nieprzystojną ekstrawagancją, chcąc występować – choćby tylko we własnym gronie – w rolach upadłej niewiasty, nieślubnego syna czy zatwardziałego uwodziciela, i ten punkt widzenia zdaje się autorka podzielać bez zastrzeżeń. O wiele też bardziej krytyczna jest wobec panny Crawford, dziewczyny niegłupiej, pomysłowej i energicznej, ale cokolwiek obcesowej i nieumiarkowanej w języku, czy wobec Toma i Yatesa, „złotych młodzieńców” zażywających w nadmiarze wszelakich rozrywek (przy czym główną ich przewiną wydaje się nie tyle pozerstwo, lenistwo i rujnowanie ojcowskich majątków, ile sianie zgorszenia wśród młodszych) – niż wobec lady Bertram, kobiety rozpaczliwie bezmyślnej i gnuśnej, ale przecież ze wszech miar przyzwoitej.

Zbyt wiele jest w tej powieści morałów, na dodatek cokolwiek łopatologicznie wyłożonych, jak choćby historia matki Fanny, która zaryzykowawszy małżeństwo z nieodpowiednim moralnie człowiekiem musiała znosić przy sobie gburowatego i niechlujnego ochlaptusa, zatraciła wszelkie ewentualne zalety charakteru (choć, sądząc po jej siostrach, wątpliwe, czy jakieś w ogóle posiadała...), i stopniowo popadała w coraz większy niedostatek – a gdyby nie nadzwyczajna dobroczynność szwagra, byłaby niechybnie wraz z licznym potomstwem uległa jeszcze głębszej deklasacji.

Zbyt dużo jest także fragmentów nadmiernie ckliwych, jak choćby te wylewne opisy bratersko-siostrzanej miłości po powrocie Williama z długiego pobytu na morzu, i nadmiernie patetycznych, jak opowieść Edmunda o finale jego znajomości z Mary – a pomiędzy nimi gubią się świetne scenki rodzajowe, takie jak dyskusja wyżej wspomnianej pary na temat kapłaństwa albo ustępy eksponujące skąpstwo pani Norris czy tępotę i inercję lady Bertram.

Nienajlepszym też pomysłem było podsumowanie losów bohaterów w formie lapidarnej informacji, sprawiającej wrażenie, że autorce znudziło się dopracowywanie poszczególnych wątków od chwili, gdy już wskazała czytelnikom, że niepoczciwi prędzej czy później zostaną ukarani, a dobrzy i skromni – nagrodzeni.

Dlaczego będąca w pełni sił twórczych pisarka stworzyła powieść nie złą wprawdzie, ale wyraźnie słabszą od poprzednich, zarówno pod względem konstrukcji fabuły, jak i przesłania – pozostaje zagadką, na którą odpowiedź dałaby może wnikliwa analiza jej biografii. Tak czy inaczej, cieszę się, że przygody z jej twórczością nie zaczęłam od „Mansfield Park”, lecz od utworów pozwalających w pełni docenić jej talent obserwatorski i zmysł krytyczny.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 15393
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: Czajka 27.09.2006 08:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym czytała „Mansfield... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, przeczytałam z zainteresowaniem Twoją recenzję i tak sobie myślę teraz, jak to jest dziwne, że można odbierać tę samą książkę w tak różny sposób.
Po dwóch i pół roku w Biblionetce nie powinno mnie to dziwić, a jednak. A dopiero dziś rano wybrzydzałam na Andę z Godziny pąsowej róży, że dziwi się gorsetom przez całą książkę zamiast w końcu przywyknąć. :-)

Mnie "Mansfield park" bardzo się podobał, nie odebrałam go jako moralizatorskiego, a postać Fanny jest dla mnie w pełni zrozumiała. Żeby ocenić jej postępowanie i siedzenie w kącie, należy wziąć pod uwagę jej zależność finansową wobec wujostwa, co przy jej delikatności ustawiało ją w roli wdzięcznej biednej kuzynki.
Z tego co pamiętam, to zarzuty wobec brata panny Crowford nie dotyczyły flirtu i udziału w próbach, ale ogólnie jego niestałości uczuciowej, co zresztą świadczyło o jej dużej przenikliwości, bo naciski, przyznasz sama, były tak silne, że nawet ja przez chwilę miałam wrażenie, że on się nawróci, jak, i znowu, w prawdziwym romansie. A filtr łączył się, o ile pamiętam z bardzo poważnym łamaniem serc kobiecych. W każdym razie, ja mam jego obraz dosyć obrzydliwy po tej lekturze.

Natomiast jeżeli chodzi o moralizowanie w przypadku matki Fanny, to uważam że właśnie taki jej los był bardzo przewidywalny i dziwnym byłoby gdyby stało się inaczej. Rodem z ckliwego romansu.
Czy nie sądzisz, Dot, że wszystkie trzy siostry właściwie uległy degrengoladzie, mimo różnych dróg? To moim zdaniem prowadzi do całkiem innego ogółnego wniosku, mianowicie, coś więcej niż dobre czy złe zamążpójćcie ma wpływ na naszą kondycję moralną. Zauważ, że ani świetne małżeństwo pani Bertram nie uchroniło jej przed kompletną bezmyślnością, ani małżeństwo z pastorem nie uchroniło pani Norris przed rozwijaniem skąpstwa i głupoty, a więc nie stawiałabym takiego uproszczonego morału, że nieodpowiedni związek rujnuje życie kobiety.

Nabokov uważał tę książkę Austen za jej szczytowe osiągnięcie, aż muszę zajrzeć po południu co on ma na obronę swojej tezy. :-)

Pozdrawiam Cię.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.09.2006 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, przeczytałam z zaint... | Czajka
Rzeczywiście masz rację, wnioskując, że "coś więcej niż dobre czy złe zamążpójćcie ma wpływ na naszą kondycję moralną" - bo chyba wszystkie trzy siostry miały od początku mało ciekawe charaktery; być może gdyby zamieniły się miejscami, czyli np. późniejsza pani Bertram wydała się była za pana Price'a, a pani Price za pana Bertrama, to ta pierwsza ze swoją gnuśnością i brakiem prawdziwej uczuciowości byłaby nieporządną i gderliwą babą, zaś ta druga -rozleniwioną damulką - ale w dalszym ciągu każda z nich nie miałaby się czym chwalić:).
A flirt Crawforda z Marią...no, może użyłam zbyt łagodnego słowa, bo w istocie były to dość śmiałe jak na owe czasy zagrywki, w dodatku niemal na oczach przyszłego małżonka panny...ale z drugiej strony, jakoś wydawało mi się dziwne, że Fanny go tak nieodwracalnie za to skreśliła. Zwłaszcza po "Dumie i uprzedzeniu", gdzie Elżbieta nabrała tak strasznych uprzedzeń do Darcy'ego, mając przecież ku temu jakieś powody - a potem okazało się, że pod jej wpływem pozbył się swojej pychy i wielkopaństwa. I tu byłam do pewnego momentu przekonana, że Crawford naprawdę szczerze zakochał się w Fanny, a jeśli swym późniejszym postępowaniem nie dawałby jej powodów do zgorszenia - czyż nie powinna była choć trochę przezwyciężyć uprzedzeń? Dlatego wydało mi się ciut naciągane, że autorka w taki sposób pokierowała jej myśleniem.
Z opinią Nabokova nie miałam do czynienia; domyślam się, że można ją znaleźć w "Wykładach o literaturze" - ale niestety, wiem tylko, że istnieją, natomiast nie widziałam ich na oczy. Niemniej jednak, nawet gdyby miał na poparcie tej tezy niezbite argumenty - faktem jest, że ja "Mansfield Park" odebrałam znacznie chłodniej, niż dwie wymienione na wstępie powieści. Muszę sobie jeszcze przypomnieć "Emmę", bo czytałam ją tak dawno, że gdyby nie niedawna ekranizacja, nie pamiętałabym żadnych szczegółów...
PS. Czy znasz "Klub miłośników Jane Austen" K.J.Fowler? Nasza wymiana zdań skojarzyła mi się z gorącymi dyskusjami klubowiczów z tej właśnie powieści.
Użytkownik: Czajka 01.10.2006 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzeczywiście masz rację, ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, musiałabym sięgnąć do książki, ale wydaje mi się, że uprzedzenie Elżbiety były w pewnym stopniu bezpodstawne, a Darcy w rzeczywistości nie był aż tak zły, jego pycha to była w dużej mierze poza, natomiast Crawford moim zdaniem w ogóle dobrze nie rokował, był zepsuty w środku, a na zewnątrz tylko się maskował. Trochę jest to sprawa osobistych przekonań, ja z ostrożnością podchodzę do możliwości takich cudownych nawróceń w małżeństwie, chociaż słyszałam o pojedyńczych przypadkach. Chociażby Artur Rubinstein, niepoprawny kobieciarz i utracjusz do czterdziestki, a potem wzorowy mąż i ojciec. Przynajmniej w wersji oficjalnej. ;-)
W związku z tym dla mnie zawsze będzie prawdziwsza i dojrzalsza decyzja odrzucenia go przez Fanny, niżby miała liczyć na mało prawdopodobne jego ustatkowanie się. Zresztą ona chyba go nie kochała?

Oczywiście, że nawet najmocniejsze argumenty kogokolwiek nie są w stanie (na ogół) zmienić naszego odbioru, a już zwłaszcza naszych upodobań, tak samo jak świadomość, że szpinak zawiera żelazo w ilościach choćby najzdrowszych, nie jest w stanie mnie przekonać, że smakuje lepiej niż zwykła trawa.
Zresztą dlatego napisałam, co on ma na swoją obronę, a nie, czym mógłby Cię przekonać.

"Powieść miss Austen nie jest tak oszałamiająco żywym arcydziełem, jak inne omawiane tu książki. Powieści taki jak Pani Bovary czy Anna Karenina są zachwycającymi, cudownie kontrolowanymi eksplozjami. Mansfield Park natomiast jest dziełem damy i dziecięcą grą. Ale z koszyka do robótek wyłania się urocza wyszywanka, majstersztyk misternego haftu, a w dziecku wyczuwamy olśniewający talent."
Wykłady o literaturze, Vladimir Nabokov
Polecam je zresztą, gdyby udało Ci się je gdzieś zdobyć - bardzo wnikliwe.

Ps. Nie, nie znam "Klubu miłośników...", a samą Austen odkryłam niedawno, dopiero rok temu i na razie przeczytałam "Dumę i uprzedzenie" i "Manfield Park", ale mam w planie resztę. Lubię te stare powieści.
"Emmy" nie udało mi się obejrzeć w całości, tak mnie znudziła, ale może najpierw powinnam przeczytać? Albo miałam nieodpowiedni nastrój.


Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.10.2006 14:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, musiałabym sięgnąć d... | Czajka
No pewnie, że Fanny nie kochała Crawforda - natomiast ja odnosiłam wrażenie, że ponieważ zdawała sobie sprawę z niedostępności Edmunda, byłaby skłonna się wydać za innego bez miłości - w końcu jak na tamte czasy było to rzeczą dość powszechną - ale Henry był u niej przegrany na starcie, zanim jeszcze zaczął swoje koło niej zabiegi...
Ale oczywiście mogę się mylić, tym bardziej, że nie mam talentu do interpretacji ludzkich zachowań (niedawno robiłam sobie testy dla poszukujących pracy, nie dlatego, żebym poszukiwała, ale z ciekawości, i m.in. tego właśnie się o sobie dowiedziałam).
"Klub miłośników..." polecam, m.in. dlatego, że właśnie w nim widać, jak różnią się oceny postaw poszczególnych bohaterów przez różnych czytelników.
A szpinak jest pyszny, nie dlatego, że zawiera żelazo (którego to więcej jest w zielonej pietruszce i... w suszonych morelach), ale od samości ;)
Użytkownik: anndzi 25.12.2006 20:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym czytała „Mansfield... | dot59Opiekun BiblioNETki
Podobnie jak Czajka zastanawiam się jak różnie można odebrać tą samą powieść. Mnie "Mansfield Park" zachwyciło. Jest to wg mnie najlepsza powieść Jane Austen. Najprzyjemniejsza pozostanie "Duma i uprzedzenie", ale największy talent pisarski rozwinął się właśnie w "Mansfield". Piękne uczucie zarysowane na tle społeczno-obyczajowym ówczesnej epoki, interpretacja psychologiczna zachowań ludzkich na przykładzie każdego z bohaterów- to, co cechuje dzieła Austen, tutaj ukazane zostało naszczególniej i najszerzej. Również austenowski styl- swobodny, ale kunsztowny- jest tutaj najwyższych lotów.
"Mansfield Park" to powieść inna od pozostałych z dorobku angielskiej pisarki. Nie ma w niej zbyt dużo humoru i ironii. Jest za to mądra, wzruszająca historia, w której odnaleźć można poglądy i refleksje samej autorki na temat moralności, wychowania, spokoju sumienia, rodziny i wielu innych wartości.
Jedyną wadą jest właśnie to owo krótkie podsumowanie losów bohaterów. Miłość Edmunda do Fanny wydaje się sztuczna i wymuszona. Ten wątek został spłycony, ale tak przecież było także w "Rozważnej i romantycznej". We wszystkich utworach Austen zakończenia bywają lapidarne, niemniej podoba mi się w nich to, że wszystko jest dopowiedziane do końca. A to, że "dobrych" najczęściej spotyka nagroda, a "złych" kara, mnie nie przeszkadza, bo lubię happy endy. Tak rzadko zdarzają się w dzisiejszym świecie...
Użytkownik: misiak297 25.12.2006 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Podobnie jak Czajka zasta... | anndzi
Do Dot: świetna recenzja. Dobrze tę książkę podsumowałaś. Ja najpierw widziałem ekranizację (polecam), ale książkę też przeczytać musiałem (jak to ja). Podobno Austen uważała ją za najlepszą swoją powieść. Dla mnie za dużo w niej tego moralizatorstwa, a miejscami była po prostu przegadana... a jednak czuje się w niej ten wspaniały klimat Anglii sprzed wieków... Bo dla mnie Jane Austen i zła książka - na zawsze pozostanie oksymoronem. PS I mimo wszystko pani Bertram jak przyszło co do czego potrafiła się zachować jak matka (chociaż nią wcale nie była) - gdy dawała Fanny rady.

Do Anndzi: łamiesz mi serce!!! A nasze wspólne, ukochane "Perswazje"? Ja uważam Mansfield Park za najtrudniejszą lekturę (pod względem odbiru) w dorobku Austen. Przede wszystkim dlatego, że humor jest dosyć ograniczony. Ale do bohaterów sie przywiązałem, klimat wspaniały... Nie wiem czy czytałaś Opactwo Northanger polecam, można umrzeć ze śmiechu, ale tam też końcówka jest dosłownie taka "napisałabym jeszcze jak pan X i panna Y czekali na siebie, jak musieli się przebijać przez przeszkody, ale zbliżamy się już do końca".

I tak moją ukochaną powieścią Austen pozostaną "Perswazje".
Użytkownik: anndzi 26.12.2006 11:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Dot: świetna recenzja.... | misiak297
Misiak! "Perswazje" są nadal moim ukochanym utworem, podobnie jak "Duma..."(moja ulubiona), ale mimo to uważam, że najlepszą powieścią jest "Mansfield Park". Po prostu uważam, że talent pisarski Jane Austen rozwinął się w pełni podczas pisania tej powieści. Moralizatorstwa tam nie widzę, przeciwnie, świetne spostrzeżenia. Może postać Fanny była mniej interesująca od Elżbiety Bennet czy Anny Elliot, często jest krytykowana przez czytelników za ogromną nieśmiałość i brak wiary w siebie, ale to przecież wynikało z jej sytuacji życiowej. Była trudna i smutna. Dlatego książce brak humoru, ale przecież to dobrze, że Jane Austen nie popadła w schemat. Była pisarką wszechstroną. Umiała wzruszać i bawić. "Opactwo..." czytałam i niedawno Ci o tym pisałam:)- jest zupełnie inne, niż "Mansfield...", ale również świetne. Może założymy w biblionetce Klub Miłośników Jane Austen? Co ty na to??
Użytkownik: misiak297 26.12.2006 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiak! "Perswazje&q... | anndzi
Jasne z tym klubem to doskonały pomysł!!! Ja się na to piszę. Byłby rozbudowany:) Może jakiś temat na forum, gdzie wpisywaliby się miłośnicy Kochanej Austen?? Hm??
No tak, nie dziwię się, że Fanny w porównaniu z Lizzie czy Emmą wypada dosyć blado. Anna też wyłamuje się ze schematu a jednak nie jest taka... blada. Jedynie Fanny może pobić Katarzyna z "Opactwa" (za głupotę:).
Użytkownik: anndzi 26.12.2006 11:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Jasne z tym klubem to dos... | misiak297
Ja tam Katarzynę lubiłam. A Fanny może była trochę nudna, ale mądra. Dam Ci znać co i jak z naszym klubem na gg, bo mam ciekawe pomysły:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: