Dodany: 18.12.2006 13:37|Autor: 00761
Co wolno Wojewodzie, co Najjaśniejszemu Panu?
Waćpanie i Waćpanowie!
Posłuchajcie mej opowieści o okrutnym i srogim Wojewodzie, o małżonce jego, cnotliwej i pięknej Amelii, jego synu Zbigniewie, młodzieńcu rycerskim i czystym, o królu Janie Kazimierzu, któren żądzą owładnięty wszelkie parole złamać zamiarował, wreszcie o paziku Mazepie, serc niewieścich pogrążcy. Posłuchajcie historyi, która, krwią obficie zbroczona, przemawia do nas głosem jasnem i czystem, choć półtora wieku z okładem minęło, jak mistrz Słowacki był ją spisał. A z dzieła tego nieszczęściem takowym wionie, jako z tragedyj imć Szekspira, owego maga sceny, zaklinacza serc ludzkich, co wiecznie żywie w pamięci naszej.
Kto przeszedł próbę mojej grafomańskiej stylizacji, nie zniechęci się zapewne lekko archaicznym językiem "Mazepy" Juliusza Słowackiego. A dzieło to godne uwagi, chyba zdecydowanie bardziej, niż najpopularniejszy dramat poety, "Kordian", na którym całe pokolenia licealistów ćwiczą swe umiejętności interpretacyjne (nie powiem przecież, że zęby zjadły).
Słowacki podejmuje w nim kwestie uniwersalne: miłości, lojalności, honoru, zazdrości, władzy. Nazwisko Szekspira pada tu nie przypadkiem, bowiem utwór polskiego romantyka przypomina mrocznym klimatem i skalą napięcia dramatycznego największe jego dzieła – z "Otellem" na czele.
Akcję zawiązuje przybycie do zamku Wojewody króla wraz ze świtą, w której wyróżnia się znany z urody i reputacji uwodziciela paź Mazepa. Amelia, druga żona Wojewody, starego i butnego magnata, młodziutka i prostolinijna kobieta, platonicznie (choć z wzajemnością) kocha Zbigniewa. Uczucie to jest powodem zgryzot i wyrzutów sumienia obojga. Ona traktuje go powściągliwie, z uczuciem macierzyńskiej niemal tkliwości. On widzi w niej anioła, którego nie wolno splamić – gdzież tam pocałunkiem! – myślą. Jednak zupełnie inaczej przedstawiają się poglądy na temat kobiet i miłości Mazepy i króla. Obaj, owładnięci chęcią uwiedzenia ślicznej Amelii, nie zawahają się przed rozsnuciem sieci komplementów i intryg. Ani Wojewoda, ani Zbigniew, ani tym bardziej Amelia nie mają w sobie krzty dworactwa, które mogłoby sprawić, że będą umieli zdystansować się czy uniknąć pułapki. Tutaj zderzą się: świat klarownych, niezłomnych, może już nieco trącących myszką stabilnych wartości i powierzchowny, dwuznaczny, amoralny światek dworskiego blichtru. Nie znajdą, bo nie mogą znaleźć, wspólnego mianownika i skutek ich konfrontacji będzie tragiczny.
Słowacki doskonale maluje emocje swoich bohaterów – zazdrość dotkniętego do żywego Wojewody, który przechodząc wewnętrzne piekło urażonej miłości i dumy karze – wg niego - winnych, nie wahając się przed stosowaniem metod barbarzyńskich. Męki Zbigniewa, przeżywającego katusze podejrzeń, że jego anioł to sprytna kokietka pozbawiona czci i zdolna do krzywoprzysięstwa; cierpienie zaszczutej i bezbronnej Amelii, której jedyną "winą" jest młodość i uroda.
"Mazepa" to także utwór o honorze, który okazuje się być cechą nie tylko Zbigniewa i Amelii, obudzi się on także w Mazepie. Na ich tle król jawi się jako szczególnie odrażająca persona – cyniczny, pozbawiony honoru, nielojalny, wreszcie bigot i tchórz. Aż się wierzyć nie chce, że to ten sam Jan Kazimierz, którego w tak idealnych barwach skreślił Sienkiewicz na kartach "Potopu"!
Dynamiczna akcja, ciekawe portrety ludzkie i tło obyczajowe, to niejedyne atuty tragedii Słowackiego. Kolejnym jest język, czerpiący nie tylko obficie z zasobów barokowej stylistyki (kapitalna opowieść dworzanina Chrząstki), ale również sięgający do pokładów polszczyzny potocznej. Postacie są zróżnicowane językowo, co świetnie dopełnia ich charakterystykę.
Dzieło Juliusza Słowackiego, pomijając siedemnastowieczny sztafaż, jest nad wyraz aktualne. I dziś przecież "wielcy" tego świata frymarczą ludzką godnością, za nic mają uczucia, zasady, ukrywają się za parawanem władzy, szermując patriotycznymi czy religijnymi sloganami. I dzisiaj mamy ludzi pozbawionych kręgosłupa, gnących się w pokłonach i kalających usta pochlebstwem czy potwarzą. I zdarzają się jeszcze straceńcy potrafiący bronić tych, których racje zakrzyczano bądź opluto.
Waćpanie i Waćpanowie! Wybrańcy, którym udała się sztuka wysłuchania mej gawędy do końca, baczcie, to początek jeno. Teraz wszak rychło kroki swe skierować trza do książnic, byście, opatrzywszy się w cenne woluminy dzieła mistrza Juliusza, poznali tę historyję, która Waćpaniom pierś westchnieniem wielekroć uniesie i łzą jagody różane skropi, Waćpanom zaś lico w powagę oblecze i wzrok smętkiem zasnuje...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.