Jak umiera miłość (
Nikt (pseud.))
Ta książka zaintrygowała mnie już dawno. Taki pseudonim, prawdziwa, życiowa historia... Teraz, kiedy mam chwilkę czasu i w końcu udało mi się tę książkę zdobyć z biblioteki (jak się okazało - na szczęście, bo nie dałbym za nią 2óch złotych), postanowiłem przystąpić do lektury... To był błąd.
Ręczę Wam, że przeczytałem dopiero 15 (słownie: piętnaście) stron i jak wiecie rzadko książka mnie wyprowadza z równowagi do tego stopnia, żebym miał przysłowiową pianę na ustach (ostatni raz to się chyba zdarzyło przy "Domu nad rozlewiskiem" Kalicińskiej). "Jak umiera miłość" zostało wydane przez jedno z tych wydawnictw, w którym płacisz - i wydają ci książkę. Żeby nie było, że jestem uprzedzony nie widzę w tym nic złego. Niemniej już teraz wiem, czemu żadne z wydawnictw, w których nie trzeba wpłacać pieniędzy, aby wydało książkę nie chciało jej opublikować. Co więcej nie dziwię się, że autor nie chciał podać własnego nazwiska i ukrywa się za pseudonimem "Nikt". Czegoś tak koszmarnie napisanego już dawno nie czytałem. Czy wspomniałem już, że jestem na 15 (słownie piętnastej) stronie? Aż się boję pomyśleć, co mnie czeka na następnych 215. Chciałem wykrzesać z siebie nieco empatii - ja naprawdę rozumiem, że faceta opuściła żona i szkoda mi go, ale mógłby o tym napisać nie tyle ciekawiej (bo trudno, żeby dopowiadał coś do prawdziwej historii), ale składniej, z poszanowaniem dla przeciętnego czytelnika...
A teraz garść cytatów.
"Wróciłem do domu jeszcze oszołomiony: co się dzieje, jesteśmy już razem ponad dwadzieścia lat, znam moją żonę i wiem, że dzieje się coś niedobrego, widzę to po jej zachowaniu, spojrzeniu, po tym, co mówiła ostatnio" (strona 3, a właściwie pierwsza jeśli odejmiemy tytułowe) pomijając wątpliwy artystycznie styl, powtórzenie w jednej wypowiedzi "co się dzieje" - takie coś świadczy jak dla mnie o językowym niechlujstwie, przynajmniej w książkach.
"Dzwoniliśmy do siebie, ale coś niepokojącego było w głosie, rozmowach; przykładowo w poniedziałek, 13 sierpnia, zadzwoniłem do żony, porozmawiałem z synem i nagle żona oznajmia, że jej koleżanka nie daje sobie rady, więc jak ja przyjadę to zostanę z Marcinkiem, a ona wraca.
Byłem w szoku... przez chwilę milczałem i oznajmiłem, że w takim razie ja nigdzie nie jadę, bo mnie bardzo zależy, abyśmy razem spędzili tych kilka dni. Rozmowa przestała się już kleić. Co prawda Dorotka powiedziała, że nie nie miała zamiaru wracać, że to nieporozumienie, że to tylko tak powiedziała, aby podkreślić, jak jej brakuje pracy, ale niesmak pozostał.
Po godzinie napisałem do niej jeszcze SMS, nawiązujący do naszej rozmowy, "Do kogo lub do czego ci się tak spieszy, że chcesz przerwać urlop?", odpisała, "Dlaczego czujesz się taki zagrożony? Moje zachowanie jest być może dziwaczne, ale nie ma nic wspólnego z moją miłością do ciebie - to, że chcę być trochę swoja".
Zadzwoniłem po otrzymaniu tego SMS-a, płakała... mówiła, że źle ją zrozumiałem i że naprawdę... (strona 4)
i tak dalej bla bla bla! Panie Nikt, co to jest? Raport? Pomijając mieszanie czasów i styl średnio wprawnego gimnazjalisty, co pan chce przekazać? Szkoda że nie podał Pan jeszcze godziny wysłania smsa.
"Po tym wydarzeniu w domu była ze mną jeszcze córka, miała następnego dnia wyjechać. Nie wytrzymałem i powiedziałem o moich obawach, chciałem ją zapytać, czy nie widzi w mamy zachowaniu w ostatnich dniach nic dziwnego. Odpowiedziała, że nie, pytała, co mnie składnia ku takim stwierdzeniom. Odrzekłem, że boję sie o mamę i mam obawy, czy czasem mama się z kimś nie spotyka. Była zaskoczona, powiedziała, że nie wydaje jej się, aby mama coś takiego zrobiła, jednak ja uparcie twierdziłem, że mama jest kimś zauroczona albo i nawet zakochana..." ple ple ple!!!!! Strona 5 Boże co za bełkot! I ta składnia! "czy nie widzi nic w mamy zachowaniu". Phi
"Jestem już w pociągu, niestety to początek weekendu, no i wiadomo, wakacje, więc pociąg jest mocno zatłoczony, ale co tam, jadę przecież do mojego kochanego synka i kochanej żonki, jutro rano już będę z nimi" (s. 4 - tak, naprawdę wypadałoby przepisać całą książkę...)
"Wystraszyłem się na dobre, zacząłem bać się o nasz związek, byłem pełen obaw" (strona 8 - może jeszcze więcej określeń?)
"Zapytałem - czy jest zakochana, zauroczona kimś, czy spotyka się z innym mężczyzną, odpowiadała, że nie, nie jest zakochana, zauroczona, z nikim mnie nie zdradziła i z nikim się nie spotyka". (strona 9) - gratuluję wspaniałego stylu.
"O tyle to było ciekawe stwierdzenie, i niepokojące, że zawsze moja żona mówiła mi o każdej próbie poderwania jej, czy to przez obcych, czy też przez naszych znajomych, bo i takie sytuacje miały miejsce. Nagle się okazuje, że nie widzi nic w tym złego, jeśli dwoje ludzi ma chwilę wolnego czasu: to już nie tylko zachowanie, ale i sposób myślenia uległ zmianie" (s. 9) - czy Panu panie Nikt nie wstyd napisać coś takiego?
"Wierność i miłość oznacza traktowanie partnera jak najważniejszego na świecie, ale nie nakazuje zachowywać się tak, jakby wszyscy pozostali stracili nagle walory seksualne" (s. 9) co Pan nie powie, zapiszę sobie w zeszyciku z aforyzmami. To co Pan pisze powieść czy poradnik dobrych manier?
"Postanowiłem poszukać jej miałem nadzieję, że jest gdzieś blisko" - składnia! (s. 10)
"Piątek - mam głowę nabitą myślami z wczorajszej rozmowy. Co się dzieje? Czemu się boję skąd wziął się strach? Strach dla duszy jest tym, co ból dla naszego ciała. Strach ma zadanie ostrzegać nas, że dzieje się coś niedobrego.
Właśnie znalazłem się w szponach strachu, lęku, więem, że coś się dzieje podejrzanego, ale nie bardzo wiem co w takiej sytuacji zrobić" (s. 11) - Pan chyba też nie wie jak pisać. I nie ma Pan choćby słownika wyrazów bliskoznacznych.
"Po powrocie do domu prowadzimy dalsze rozmowy o nas, niewiele dobrego wnoszą, dalej jest niepokój, który wlewa w me serce tok rozumowania mojej żony" (s. 11) me serce za to się złości jak czyta tego rodzaju frazy.
"Na wszelki wypadek z telefonem żona postanowiła nie rozstawać się" (s. 13) - czy muszę to komentować?
"Siedząc na ławeczce, wdychając świeże morskie powietrze i podgrzany coraz mocniej świecącym słoneczkiem poczułem się po nieprzespanej nocy bardzo senny" (s. 14) - jak ja uwielbiam takie spieszczenia. Takie jak te:
"Popołudnie spędziliśmy nad morzem później spacerek po miasteczku. (...) Na plaży były rozstawione dwa bary, leciała muzyczka. Usiedliśmy przy stoliku, zamówiliśmy napoje - cudownie, wpatrywaliśmy się w morze słuchaliśmy muzyczki i sączyliśmy zimne piwko" (s. 15-16).
Przepraszam bardzo, ale Was już nie będę tym męczył.
Pozostawiam Wam komentarze...
PS. Z dalszych odkryć:
"[Zazdrość] jest to najprostszy sposób na okazanie, jak bardzo nam na partnerze zależy. Jednak nie należy z zazdrością przesadzać"
"W tym czasie, korzystając z chwili przerwy w podróży, napisałem SMS do mojej żony, jak im idzie w podróży, czy już dojechali. Odpisała, że są prawie na miejscu. Po paru minutach dostałem od niej telefon (!), że dojechali, syn przespał całą pozostałą drogę i że do końca mieli pusty przedział w pociągu"
Nie doceniłem naszego Pana Nikta, który para się również poezją... Oto jeden z jego wierszy:
"Niby go nie ma a jest
Wciąż rozmyślasz o nim uparcie i skrycie
Patrzysz w okno i smutek masz w oku...
Miłość choćby najgłębiej skryta
Jest jak ogień - i zdradził Cię dym
Notowałem w kartce spostrzeżenia
Co innego mówiłaś, robiłaś, myślałaś
W kłamstwo się wplątałaś
Mówiłaś, że tysiąc procent serca Twego jest moje
I co się okazało
Żeby kochać serce to jeszcze za mało (...) itd. itp.
Komentarz żony: "Zadzwoniła do mnie po otrzymaniu poczty i powiedziała, że docenia moje starania, ale żebym tego nie robił w taki sposób, bo to jest skrzynka pocztowa firmy i mógłby ktoś to przeczytać".
Albo te dalsze kwiatki:
"Przecież była o mnie taka zazdrosna, a teraz każe mi znaleźć sobie inną kobietę... oj, coś mi się wydaje, że już doszło do zdrady... o rany, nie mogę uwierzyć"
O i jeszcze taki kawałek poezji:
"Nie znam Ciebie, nie wiem, kim jesteś
Znam Twe imię - Dorotka, masz moje nazwisko
Znamy się już tyle lat ale ja Cię nie znam
Z obcym mężczyzną (nic nieznaczącym) pisałaś
Na jego telefony i SMS-y czekałaś
Do niego tęskniłaś, dla niego mnie okłamałaś (...)
Kochaliśmy się jednak przez tak długi czas
Wystarczył wygląd "playboya"
I jego okazane zainteresowanie
By nie spać, jeść, myśleć
Rozum i serce na me listy i słowa nie reagowało
Wszystko przepadało (...)" ple, ple, ple.
I jeszcze komentarz od zdradzającej żonki:
"Po przeczytaniu żona powiedziała do mnie:
- Dlaczego nazywasz go playboyem, dlaczego go obrażasz?
Załamka, tylko tyle zdołała powiedzieć na temat tego listu na dodatek go broni. [kogo? Listu broni?] Jej obecne zachowanie jest dziwne, a może nie dziwne, a typowe dla zdradzającego, unikać tematu, nie ruszać problemu czyli śmieci pod dywan i nie widać"
"Czwartek 13 grudnia, zaczynam pisać książkę. Jeszcze nie wiem jak się to wszystko potoczy, ale już teraz moje przeżycia wydają mi się tak ciekawe, że postanawiam je zapisać - sam jeszcze nie wiem w jakim celu. [chyba czytelnikom ku uciesze:D]
Już przed wyjazdem nad morze zacząłem wszystkie wydarzenia notować, jakbym miał przeczucie, że to wszystko , co przeżywamy, okaże się niezwykle ważne. Żona (...) widziała przed wyjściem, że coś piszę: po powrocie zasiadła przed komputerem i przeczytała to. Zapytałem, co o tym sądzi. Był tam opisany moment znad morza, gdy wysyłała swoje zdjęcie temu człowiekowi; napisałem, że na zdjęciu siedziała na ławce w stroju bikini.
- Dlaczego piszesz nieprawdę? - zapytała.
- Co masz na myśli?
- Zdjęcie, czy ty wiesz co to jest strój bikini? (...) Dlaczego robisz ze mnie taką zdzirę, nie byłam w stroju bikini.
- Nie byłaś to jest na razie szkic pewnej sytuacji. Później dokładnie opiszę jak byłaś ubrana."
"Serce mi krwawi, duszę rozdziera krzyk rozpaczy, a moja żona jakby nic sobie z tego nie robiła, żartuje, jest wesoła."
"Nie ma nic gorszego niż rozpustna i bezwstydna żona. Jest mi wstyd, potworny wstyd. Kobieta... żona... to strój domowego ogniska, powinna pokazać pazury, gdy ktoś chce zagrozić jej rodzinie. ... a ona chwali się "swoim nowym znajomym" koleżankom, że to ten, co zwrócił na nią uwagę.. teraz kobieta już nawet nie chce ukrywać faktu posiadania kochanka... teraz się chwali."
I jeszcze kilka żenujących fragmentów:
"Nie mogę się nadziwić, że dorosła kobieta daje się nabierać na piękne słówka i inne bzdety, które prawią panowie przeżywający drugą młodość, gdy chcą poderwać ładną dupcię. Myślałem, że to tylko małolaty dają się nabrać na takie coś."
"Są pewne zasady w życiu, jeśli je łamiesz, lecisz na dno. Wiem, że do tanga trzeba dwojga, ale jeśli żonaty mężczyzna podrywa kobietę, do tego mężatkę, to znaczy, że jest zerem i na pewno nie jest cudownym, świetnym człowiekiem, tylko wyrachowanym draniem!"
"Pierwszy dzień roku, próbowałem rzucić palenie... ale wytrzymałem tylko do wieczora, ostatnio z rzeczy na literę "p" zostały mi papierosy, jeśli i to rzucę, to zostaie mi na "p" pierdzenie i przepraszanie" - P-anie P-rzezabawny Żartownisiu zapomniał pan o p-isaniu i p-ajacowaniu i p-łodzeniu (grafomanii)
I absolutny as, którego w całości nie chce mi się przytaczać (ciągnie się toto przez 40 stron), gdy nasz bohater odsłuchuje nagranie z dyktafonu, który podrzucił żonie. I tak sobie słucha, co mówi żona i jej towarzysz i komentuje, pluje jadem to w jedną to w drugą stronę, załatwia osobiste porachunki... i... to jest po prostu tragikomiczne...
Ograniczę się do jednego fragmentu, w który Narrator zwraca się do swego rywala:
"Jest tyle pięknych kobiet, samotnych kobiet, dlaczego takich nie podrywasz, jeśli już tak musisz to robić? Zaoszczędziłbyś bólu i cierpienia innym, a tak, zobacz co zrobiłeś, i jeszcze śmiesz wygadywać takie rzeczy. Przesadziłeś i to bardzo, wypowiadając takie słowa". - no, przesadziłeś wstrętny kochanku! Powiało grozą...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.