Mongolia kontra autyzm
Niedawno wydana w Polsce powieść Ruperta Isaacsona jest zdecydowanie niebanalna. To historia autobiograficzna napisana przez twórcę wielu przewodników turystycznych. Jego ułożone życie prowadzone u boku buddystki Kristin zostało przewrócone do góry nogami, gdy urodził się Rowan. Jak się okazało, cierpi on na zespół upośledzenia rozwoju zwany zespołem Kannera. Para młodych rodziców cudem radziła sobie ze sprawiającym nie lada problemy dzieckiem. Tak zaczęła się podróż na mongolskie lądy, gdzie Rupert i Kristin mieli nadzieję znaleźć pomoc u tamtejszych szamanów…
Trudno jest oceniać książkę wiedząc, że powstała ona jako prezentacja prawdziwych zdarzeń. Zwłaszcza że historia przedstawiona w tej pozycji jest pełna wyrzeczeń, poświęceń i niegasnącej nadziei, która przecież umiera ostatnia. Kiedy czytałem fragment, w którym przedstawiony był obrzydliwy posiłek składający się z najróżniejszych składników – z odchodami renifera włącznie – byłem pełny podziwu dla determinacji i altruizmu rodziców chłopca. Ten przywołany przeze mnie przykład jest tylko jednym wśród wielu występujących w opowieści, a wszystkie one wywarły na mnie niesamowite wrażenie.
Zasługującym na uwagę elementem jest, moim zdaniem, towarzysząca opowieści narracja prowadzona przez Isaacsona. Fakt faktem, książka napisana została językiem raczej nieciekawym (suchym, mało obrazowym, takim, który nazywam naukowym) – na pierwszy rzut oka widać, że "Opowieść ojca" napisał ktoś z niewprawioną do tego ręką. Na szczęście mimo tego czytelnik z łatwością może obserwować towarzyszące tytułowemu ojcu uczucia i nieodstępujące go na krok sprzeczne emocje. Jest to z pewnością bardzo duża zaleta w utworach, które mają pokazywać reakcję otoczenia na nietypowe sytuacje. Dzięki temu łatwiej można zrozumieć motywy, którymi kierowało się strudzone małżeństwo. Ze stylu autora nietrudno również wywnioskować, czym naprawdę się on zajmuje. Bo oprócz opowieści na temat Rowana, w książce odnaleźć można wiele ciekawych wskazówek i ciekawostek dotyczących Mongolii i jej mieszkańców – sam miałem momentami wrażenie, że czytam przewodnik, a nie poruszającą historię autystycznego dziecka.
Myślę, że ta książka powinna spodobać się większości czytelników – bez względu na wyznawane poglądy czy religię. Bo co z tego, że znaczącą rolę odegrali tutaj szamani i ich (momentami) zabawne, pogańskie rytuały, skoro główną rolę i tak gra ogromna, wzruszająca zawziętość w poszukiwaniu – nie boję się powiedzieć tych słów – lepszego życia? Co ja mówię? W poszukiwaniu cudu, właśnie!
[Recenzja została opublikowana na mojej stronie internetowej]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.