Dodany: 24.12.2010 10:15|Autor: Meszuge

Książka: Szepty zmarłych
Beckett Simon

4 osoby polecają ten tekst.

Cienka gnijąca linia


Dawno, dawno temu, w czasach Agaty Ch., Dashiella H., Raymonda Ch., Conana D. i paru innych, równie wybitnych postaci, żeby pisać dobre powieści kryminalne, wystarczył warsztat pisarski na niezłym poziomie i pomysł na ciekawą intrygę. Niestety, dziś to o wiele za mało. Książek dobrze napisanych, z odpowiednio skomplikowaną fabułą, wydaje się pewnie na świecie po kilka dziennie, a pisze - po kilkaset. Żeby się na tym rynku wybić, zaistnieć, trzeba czegoś więcej, jakiegoś indywidualnego rysu, wyjątkowości, zdolności autora do odnalezienia i pokazania tego, czego współcześni czytelnicy łakną i pożądają, nie zawsze zdając sobie z tego sprawę, a czym nie nakarmili ich jeszcze – do przesytu – inni autorzy.

Czy jesteśmy ciekawi? Jak najbardziej! Kryminalne zagadki od wieków stanowiły rozrywkę milionów czytelników. Czy lubimy się bać? Pewnie, że tak! Stąd spore powodzenie horrorów, które dawkują czytelnikowi lub widzowi dokładnie odmierzoną dawkę strachu. A przynajmniej jego pozorowanej i kontrolowanej wersji, bo przecież to nie czytelnika goni wilkołak, wampir czy pożeracz trupów. Może jest w tym nawet odrobina przewrotnej ulgi, że to nie mnie coś grozi? Ale to już inna sprawa…
I wreszcie, czy lubimy dreszcz obrzydzenia? Oczywiście „my” jest tu jedynie figurą stylistyczną, ja może i nie, wielu ludzi pewnie też nie, ale przecież nie będę tych retorycznych pytań zadawał w formie „wy”, czy „oni”. A więc, czy pożądany może być dreszcz obrzydzenia, wstręt, odraza? Wbrew pozorom, może. O, tak. Jak najbardziej. A dowodzą tego tłumy gapiów gromadzące się w miejscach katastrof, wypadków itp., w których – być może – będzie można zobaczyć trochę krwi, urwaną kończynę, a jak szczęście dopisze, to nawet i zwłoki ofiary.

Simon Beckett poszedł jeszcze dalej, choć może właściwszym określeniem byłoby: posunął się jeszcze dalej. W „Szeptach zmarłych” tym czymś szczególnym, wyjątkowym, clou programu, powiedziałbym, są trupy. Jednak nie takie zwykłe, w końcu w thrillerach nie są one właściwie niczym nadzwyczajnym. Beckett znalazł swój szlagier, a są nim trupy w stanie rozkładu, gnijące zwłoki, resztki ciał ludzkich cuchnące i rojące się od larw.

„Szepty zmarłych” to oczywiście fikcja literacka, ale Ośrodek Badań Antropologicznych w Tennessee ponoć istnieje naprawdę. Jest to miejsce – w powieści odgrywa ono rolę niezwykle istotną – w którym na sporym obszarze, stąd nazwa: Trupia Farma, napotkać można ludzkie zwłoki w różnym stadium rozkładu. W bagażnikach, w rurach kanalizacyjnych, w piasku, w bagnie, w słońcu, na drzewie, pod drzewem… Na tych zwłokach uczą się fachu, to jest medycyny sądowej, policjanci śledczy, patolodzy, antropolodzy.

Kiedyś pobierał tu nauki Anglik, lekarz i antropolog sądowy, doktor Hunter. Teraz, po latach, wraca na Trupią Farmę, goniony przez demony własnej makabrycznej przeszłości, licząc, zdaje się, na odzyskanie spokoju i równowagi (w takim miejscu?!). To oczywiście się nie udaje, bo wplątany zostaje w koszmar jeszcze większy, w polowanie na niezwykle przebiegłego, brutalnego, bezwzględnego psychopatę i seryjnego mordercę.

Pytanie podstawowe i zasadnicze brzmi: czy Simon Beckett przekroczył linię dobrego smaku, cienką linię dzielącą prawdziwą sztukę od prymitywnego epatowania czytelnika odrażającymi opisami (a przyznam od razu, że niektóre z nich mogą wywoływać odruchy wymiotne)? Na to pytanie czytelnik musi znaleźć własną odpowiedź, bo dla każdego ta linia może przebiegać w odrobinę innym miejscu. Nie ulega natomiast wątpliwości, że „taniec” odbywa się na naprawdę bardzo cienkiej, może nawet nieco nadgniłej linie, a wszystko właściwie sprowadza się do uczciwej odpowiedzi na pytanie: czy lubię czuć dreszcz obrzydzenia i rzygowiny podchodzące do gardła?

Dobry, może nawet bardzo dobry warsztat. Nietuzinkowa fabuła. Jednak ze względu na wyjątkową… hm… drastyczność opisów, radzę się bardzo poważnie zastanowić przed rozpoczęciem lektury.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4998
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: male_czarne 17.07.2012 14:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Dawno, dawno temu, w czas... | Meszuge
Dziękuję Ci za tę recenzję, jest bardzo trafna i ciekawa. Jak dotąd jestem po lekturze dwóch książek Simona Becketta ("Chemia śmierci" i "Szepty Zmarłych") i to, co odróżnia tego pisarza od innych zajmujących się tematyką zwłok w różnej postaci (np. Katy Reichs) to właśnie wspomniane przez Ciebie odrażające opisy. Ewentualni czytelnicy muszą pogodzić się z faktem iż zwłok, ich pochodnych, ich części jest tutaj dużo. Warto jednak zwrócić uwagę, iż tak w istocie wygląda pozostawione naturze ciało człowieka, szczególnie, gdy ante mortem zadane zostały mu jakieś obrażenia. Wydaje mi się czasami, iż autorzy kryminałów - szczególnie w wydaniu telewizyjnym czy kinowym - zapominają o tym aspekcie. Niestety, odnaleziony denat będzie wyglądać nieciekawie, tak samo nieciekawy będzie jego zapach oraz "żyjątka" odnalezione na i w ranach. Prawdopodobnie jeżeli minęło kilka dni od śmierci śledczy nie będą mieli przed sobą finezyjnie ułożonego, bladego ciała, które będzie wyglądać jak pogrążone we śnie. O nie, będzie to prawdopodobnie ciało dość "żywotne", tyle tylko, że już nie swoim życiem. Fabułę "Szeptów Zmarłych" Beckett osadził w Tennessee, co też wpływa na stan badanych przez Davida Huntera denatów. W tym regionie ciepło i wilgotność sprawia, iż badane ciała szybko stają się obrzydliwe.

Być może zarzut zbytniego epatowania jest słuszny. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Na pewno "Szepty zmarłych" nie jest przeznaczone dla osób o wrażliwym żołądku, może nawet bardziej, niż pierwsza książka Becketta. Mnie "Szepty zmarłych" krążyły po głowie przez kilka dni po zakończeniu lektury, poniekąd z powodu wyrazistych, soczystych (chociaż może to nie jest odpowiednie słowo w tym przypadku) opisów ale także przez wywołany smutek z powodu tych wszystkich wyrwanych, zabranych siłą tożsamości, których koniec końców nie sposób zwrócić.

Tak zwana "Trupia farma" nie ponoć, lecz naprawdę istnieje :) Jest to bodajże pierwszy taki ośrodek szkoleniowy na świecie, chociaż już nie jedyny. Wydaje mi się, że nieoceniony jest jej wkład w rozwój nauk sądowych, w szczególności antropologii sądowej. Dziwne ulokowanie zwłok (rury? bagażniki?) ma odzwierciedlać możliwe miejsca, w których śledczy mogą znaleźć ciała i sprawdzać wpływ środowiska na postępujące procesy. Bardzo ciekawa jest także sprawa, która sprawiła, iż dr William Bass postanowił uruchomić taki ośrodek (pomyłka, którą popełnił przy wydawaniu ekspertyzy pokazała, jak wielu rzeczy nie wiedziano w latach siedemdziesiątych). Można o tym poczytać w niedawno wydanej książce dr Bassa "Trupia Farma. Sekrety legendarnego laboratorium sądowego, gdzie zmarli opowiadają swoje historie", zobaczyć w dokumencie Planete "Trupia farma" (dostępny na YouTube), wspominała też o tym chyba Emily Craig w "Tajemnicach wydartych zmarłym".
Użytkownik: Meszuge 17.07.2012 15:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci za tę recenzj... | male_czarne
Planujesz czytać coś jeszcze tegoż autora?
Użytkownik: male_czarne 17.07.2012 15:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Planujesz czytać coś jesz... | Meszuge
Tak, mam w planach teraz czwartą część cyklu. Chciałabym zobaczyć, w jaki sposób kształtuje się jego warsztat pisarski,pomysłowość i czy kolejna część nie będzie przypadkiem przekroczeniem "gnijącej linii", jak to nazwałeś czy może kawałkiem niezłej lektury. "Chemię śmierci" przeczytałam prawie do końca (sama końcówka mnie znużyła), natomiast za drugą część się nie zabieram, bo niestety z trzeciej wiem "kto zabił" (a wydawca na okładce zapewniał, że książki można czytać w dowolnej kolejności ;))
Użytkownik: policzdobraczas 14.08.2012 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Dawno, dawno temu, w czas... | Meszuge
Twoja recenzja zdecydowanie zachęciła mnie do lektury "Szeptów...". Jestem świeżo po dwóch poprzednich książkach i rozważałam zakup następnych, ale zastanawiałam się też, jak długo Beckett będzie trzymał poziom.

Dziwne, że to co Ciebie odstręcza dla mnie jest największą zaletą książki. Te opisy, choć niezaprzeczalnie dość drastyczne, są jednak niezwykle dokładne i naturalistyczne. Zastanawiasz się, czy Beckett w końcu nie przesadzi. Tylko jak w tej dziedzinie można przesadzić? Ludzie umierają w brzydki sposób, ładnymi słowami się tego nie opisze.

Zapewniam, że nie jestem jednym z wspomnianych przez Ciebie powyżej gapiów, czerpiących dreszczyk emocji z ludzkiego bólu. Mnie to po prostu nie rusza, takie jest życie i takie jest umieranie. Dobrze jest o tym wiedzieć, dobrze się o tym czyta, a Simon przedstawia to w sposób niezwykle rzeczowy i przystępny.

Może to kwestia wrażliwości, na mnie jednak jego opisy z dwóch poprzednich książek nie robiły aż takiego wrażenia. Nie zdarzyło mi się też mieć odruchów wymiotnych przy jakiejkolwiek innej książce.

Nawiązujesz do "wybitnych pisarzy", a mnie taka Agatha na przykład wynudziła. Przeczytałam jakieś trzy jej książki i nie mam pojęcia, co ludzie w nich widzą. Pisze ładnie, ale cóż poza tym? Współcześni autorzy, jeśli tak musi być, niech dalej starają się wybić. Niech sobie będą aż nadto kreatywni, niech przesadzają i karmią nas na przymus drastycznymi opisami... Jednak dopóki będzie im to wychodzić tak dobrze jak Beckettowi, ja będę je pochłaniać.
Użytkownik: Meszuge 15.08.2012 08:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Twoja recenzja zdecydowan... | policzdobraczas
Różnica jest mniej więcej taka, jak pomiędzy erotyką, a pornografią. Ludzie kopulują (umierają) "od zawsze", zawsze też kopulować (umierać) będą. Tyle tylko, że można to pokazać na różne sposoby i na różnym poziomie.
Użytkownik: policzdobraczas 15.08.2012 10:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Różnica jest mniej więcej... | Meszuge
Ponieważ na różne sposoby się kopuluje (tj. umiera). I jeśli już trzymamy się tych porównać, to erotyka dotyczy raczej miłości, jest bardziej sensualna, a pornografia to seks w czystej postaci.
W książkach Becketta jednak zwłoki nie są opisywane tylko na zasadzie obrzydliwości, które się z nimi działy po śmierci czy też sposobu w jaki zginęły. Dr Hunter zazwyczaj użala się nad nimi, nawiedzają go nawet w snach.
Myślę, że troszkę przesadzasz. Porównywanie Becketta do pornografii też jest naciągane, bo nie oszukujmy się - umieranie i kopulowanie odrobinę się od siebie różnią.
Być może jego opisy zawierają w sobie więcej niż chciałbyś wiedzieć, ale gdyby nie to, co obrzydza Cię najbardziej, byłyby niekompletne. Książki Becketta to kryminały, ale przede wszystkim kryminały o antropologu sądowym. Te okropności są więc niezbędne.
To tak jakbyś czytał książkę pisaną z punktu widzenia psychopatycznego mordercy, ale z pominiętymi opisami jego dokonań. Zanudziłbyś się.
Użytkownik: aleutka 15.08.2012 09:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Dawno, dawno temu, w czas... | Meszuge
Ja czytalam tylko pierwsza czesc i to po niemiecku. Musze przyznac ze te wszystkie larwy itp nie robily na mnie jakiegos obrzydliwego wrazenia, byc moze dlatego ze w przypadku postaci takiej jak David Hunter jest to po prostu w pelni uzasadniony element charakterystyki - dla niego to praca, w ktorej jest dobry, ktora jest dla niego wazna. Dlatego nie mialam wrazenia ze Beckett epatuje. Widzimy to oczami Davida a on jest patologiem, naukowcem, w pewnym sensie patrzy jak przez lupe. Kieruje sie naukowa checia zrozumienia i checia odnalezienia zabojcy - oba motywy wydaja mi sie zrozumiale.

Jesli sie nad tym zastanowic to u Conan Doyle'a tez to jest - kiedy poznajemy Holmesa slyszymy o jego "dziwacznych upodobaniach" - takich jak bicie trupa kijem w prosektorium (zeby sprawdzic jakiego rodzaju siniaki powstaja post mortem). Ta najnowsza adaptacja BBC (przenosi Holmesa w dzisiejsze czasy, bardzo dobra) tez to wykorzystuje - Holmes ciagle przechowuje w lodowce jakies dziwne rzeczy w ktore Watson woli nie wnikac.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: