Dodany: 10.02.2011 15:55|Autor: kocio

Darwinizm (jednak) obowiązuje


Książce popularnonaukowej, która dotyczy znanego w sumie tematu, trudno wywołać wielkie wrażenie. Niemniej "Ewolucja jest faktem" w miarę czytania nabierała rumieńców i ostatecznie sprawiła mi dużą satysfakcję.

Coyne napisał ją z wyraźną myślą, żeby udowodnić kreacjonistom różnego rodzaju, że ewolucja życia na Ziemi to nie jest "tylko teoria". Oczywiście nie jest kompletna i zawiera wiele wątpliwości, ale dotyczą one detali - zasadnicze twierdzenia ostały się od czasów samego Darwina (choć nie miał on jeszcze pojęcia np. o genetyce)! W dodatku te liczne niejasności nie są groźnymi pęknięciami - to naturalne, że nasz horyzont poznania przesuwa się za każdym razem, gdy się patrzy, a ta teoria jest nadal żywa, więc patrzy się dużo i w wielu kierunkach.

Szczęśliwie światopoglądowa polemika jest tylko pretekstem do powiedzenia o wielu szczegółach, więc temperatura sporu została ledwie zasygnalizowana. Większość to fascynujące tropy ukazujące poznane mechanizmy ewolucyjne w różnych postaciach - tak przez badanie skamieniałości, jak rozwój płodowy czy działalność hodowców (nie zdawałem sobie sprawy, że banan, będący krzyżówką dzikich bananów, jest bezpłodny!).

Coyne nigdzie się nie spieszy i o konsekwencjach opowiada na tyle sposobów, że trudno sarkać, że czegoś zaniedbał. Przeciwnie - miałem wrażenie, że materiału jest aż za dużo, a to dobry znak - wolę, gdy książka pozwala mi czasem rozciągnąć wyobraźnię.

Przypomina mi się przeczytana wcześniej Nasza wewnętrzna menażeria: Podróż w głąb 3,5 miliarda lat naszych dziejów (Shubin Neil H.) - obie książki są podobne zarówno jeśli chodzi o temat (ewolucja), jak i sprawność narracji. Widzę jednak taką różnicę, że o ile Shubin pokazywał pewne skutki mechanizmów ewolucyjnych, to Coyne postarał się przybliżyć same te mechanizmy, skutki traktując tylko jako dowody pewnych ogólniejszych koncepcji.

Ciekawy jest passus, w którym rozbraja niektóre potoczne wyobrażenia na temat darwinizmu - przetrwanie "najbardziej dostosowanych" to wcale nie znaczy "najbardziej brutalnych". Strategie społeczne opierające się na współpracy, a nie konkurencji, także pełnią istotną rolę w życiu i równie dobrze mogą się kopiować w kolejnych pokoleniach.

Inne interesujące spostrzeżenie, jakie wyniosłem z tej książki, to że w ewolucji biologicznej liczą się tylko te cechy, które prowadzą do wydania potomstwa w wieku rozrodczym (bo tylko wtedy geny się propagują), a zatem jeśli te same geny powodują dowolnie katastrofalne skutki po tym okresie, to także się utrzymają! Jaskrawym dowodem na to mogą być modliszki (choć Coyne o nich nie wspomniał), ale dotyczy to każdego gatunku.

Warto też uświadomić sobie, że ewolucja jest tylko próbą dostosowania się organizmów do środowiska, co nie zawsze się udaje. W rzeczywistości większość form życia wyginęła, a te, które zostały, to bardzo drobny ich ułamek. Nic dziwnego - ewolucja polega na prawach wielkich liczb, więc choć zbywa jej na inteligencji, nadrabia z nawiązką pracowitością. Po milionach lat to naprawdę przynosi efekty, choć okazuje się też, że procesy zmian mogą zachodzić o wiele szybciej niż to zwykle obserwujemy, tylko widocznie środowisko nie zmieniało się wcale tak gwałtownie i te zmiany nie przyniosłyby więcej korzyści niż względna niezmienność.

Z kolei nie trzeba być kreacjonistą, aby mieć wątpliwości co do możliwości wykształcenia się z prazupy tak skomplikowanych struktur, jakie obecnie obserwujemy, ponieważ można przecież sądzić, że po drodze byłyby bezużyteczne. Tymczasem autor dowodzi kontrintuicyjnie, że każde stadium ewolucja coś poprawia, bo inaczej by nie zaistniało w ogóle. Ciekawy jest przykład z cyfrowym modelem ewolucji oka - stosując proste, niedeterministyczne zasady ewolucji, udało się całkiem szybko osiągnąć taką właśnie strukturę złożoną!

A choć ewolucja jest procesem stopniowym, polegającym na małych mutacjach i przypadkach mieszania, to jednak da się wyróżniać gatunki. Z czasem różnice genetyczne między poszczególnymi formami życia narastają do tego stopnia, że nie mogą wydawać wspólnego potomstwa. Po zmianach zostają wprawdzie "nieczynne" geny, ale tu ostrożnie - nie należy sobie wyobrażać, że wystarczy je "włączyć", żeby zaczęły odpowiednio działać. Ponieważ przestały być one wykorzystywane (nie były korygowane na bieżąco przez dobór i stały się obojętne), mogą się na nie nałożyć dowolnie duże mutacje, a więc nie są to te same geny co na początku procesu oddzielania.

Osobne rozdziały pod koniec zostały poświęcone ludziom i to one są kluczem do zrozumienia, dlaczego ewolucję trzeba tłumaczyć już przez drugie stulecie. Oto bowiem w jej świetle trzeba uznać, że również człowiek powstał w wyniku tych samych przypadkowych reguł doboru naturalnego, których cel nie zawsze jesteśmy w stanie uzasadnić. To przeczy nie tylko stworzeniu człowieka ex nihilo, ale też każe zastanowić się poważnie, jaki sens ma nasze życie, a takie myślenie boli jeszcze bardziej niż myślenie w ogóle.

Coyne pokazuje, że jak darwinizm nie jest wcale jednoznaczny z okrucieństwem, tak też nie jest powiedziane, że nasze życie powstałe w sposób przypadkowy przez przystosowania do środowiska jest nic nie warte. Przeciwnie - możemy mu nadawać sens niezależnie od ewolucji, ponieważ nie tworzy ona nas automatami.

Nie sposób zresztą nie zauważyć, że faktycznie - jak kreacjoniści mają to w tyle głowy - jesteśmy wyjątkowi, niezależnie od przyczyn, dla których istniejemy w obecnym kształcie. Choć inne zwierzęta też korzystają czasem z narzędzi i mają własne kultury, kultura ludzka jest od nich nieporównanie bogatsza. Nie ma więc żadnego zasadniczego sporu co do faktów, chodzi tylko (sic!) o wyjaśnienie przyczyn. Na marginesie - ewolucja języków została przez Coyne'a wykorzystana przez analogię jako jeden z dowodów na ewolucję biologiczną, choć oczywiście obie nieco się różnią.

Zaciekawiło mnie tu liczenie pokrewieństwa między ludźmi i szympansami. Okazało się, że powszechnie znane 1,5% różnicy w genach jest dość oszukańcze, bo w rzeczywistości przekłada się to na dużo większe różnice w białkach, które powstają za ich pośrednictwem. To tak, jakby porównywać dwie kartki tekstu licząc jedynie, ile w nich użyto liter...

Podsumowując: duży plus za ogromną liczbę sposobów sprawdzania teorii ewolucji, za stonowane i rzeczowe komentarze na temat sporu z kreacjonizmem oraz za wykazanie, że dający się dość prosto opisać mechanizm ma mnóstwo zaskakujących subtelności. Jeśli ktoś nie nawykł do naukowej skrupulatności i nie imponuje mu stosowanie metody naukowej do dowodzenia, polecam raczej książkę Shubina, jednak ta wcale nie jest trudniejsza, a tylko daje dodatkową satysfakcję z dużego porządkowania popularnej wiedzy na temat ewolucji.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3015
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Sznajper 11.02.2011 08:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Książce popularnonaukowej... | kocio
Sprawdziłem, że nie czytałeś Najwspanialsze widowisko świata: Świadectwa ewolucji (Dawkins Richard). Ale może ktoś mi podpowie, czy opłaca się czytać książkę Coyne'a po książce Dawkinsa? Znajdę tam coś nowego?
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: