Dodany: 12.06.2011 16:06|Autor: ulf

Pieśń fantazji i melancholii


George R.R. Martin osiągnął szczyt swojej sławy. Jego znakomita seria powieści fantasy, „Pieśń Lodu i Ognia”, pełna niesamowitych zwrotów akcji, wspaniale wykreowanych postaci i niezapomnianych, wgniatających w fotel scen, zdobyła ogromna popularność, spotykając się zazwyczaj z bardzo entuzjastycznymi ocenami. HBO właśnie emituje świetną „Grę o tron”, serial nakręcony na podstawie pierwszej powieści bestsellerowego cyklu. Niebawem nareszcie ukaże się jakże długo i niecierpliwie wyczekiwana kontynuacja książkowej serii - „A Dance with Dragons”. W najbliższych dniach współczesny mistrz fantasy zaszczyci swymi odwiedzinami Polskę. To doprawdy jest czas Martina i doskonały moment, aby - oczekując, aż znów będziemy mogli powrócić do cudownego świata Westeros - zapoznać się z resztą twórczości amerykańskiego pisarza.

Z uwagi na rosnącą popularność Martina dziwić może, iż stosunkowo niewiele osób sięga po jego inne książki. W przypadku „Retrospektywy”, będącej antologią jego opowiadań, odstraszać może sposób wydania i wynikająca z niego cena. Ponad 1500 stron zostało rozbitych na trzy tomy, za zwartą całość płacimy więc poniekąd trzykrotnie. Jednak po trzech latach od wydania zbioru w Polsce cena spadła na tyle, że można już nabyć „Retrospektywę” za bardziej przystępną i rozsądną cenę. A warto, bo naprawdę jest co poczytać.

„Retrospektywa” została podzielona na dziewięć części odpowiadających kolejnym okresom kariery pisarza, z których każda poprzedzona została bardzo interesującym odautorskim komentarzem. Śledząc literacki rozwój Martina, poznajemy jednocześnie kolejne etapy jego życia. Pisarz przedstawia swoje wspomnienia, przywołuje sukcesy i rozczarowania. Dowiadujemy się, jakie dzieła, jacy pisarze, ale i jakie niepowtarzalne chwile życia inspirowały go do tworzenia. Martin wyjawia wiele interesujących informacji na temat tego, co ukształtowało go jako pisarza i człowieka. Zdradza też historię powstawania każdego z opowiadań, odsłania szczegóły pozwalające lepiej zrozumieć jego twórczość. Przedstawia też pokrótce swoją teorię literatury fantastycznej, kładąc nacisk na grę ludzkich emocji jako podstawowy element czyniący opowiadanie interesującym dla czytelnika. Fenomenalnym fragmentem „Retrospektywy” jest tekst napisany przez niego do książki „The Faces of Fantasy”, odpowiadający na pytanie „dlaczego kocham fantasy?”. Jest to odpowiedź doprawdy doskonała, napisana poetyckim językiem, po której przeczytaniu człowiek staje się tak dumny, jako czytający fantasy, że jak nigdy pragnie chwycić za miecz i pod smoczym sztandarem ruszyć na podbój światów niedostępnych dla ludzi pozbawionych wyobraźni i preferujących przyziemne sprawy. „Mogą sobie zatrzymać swoje niebo. Kiedy umrę, chcę pójść do Śródziemia”[1].

„Retrospektywa” zaczyna się wolno i słabo, ale jest to efekt koncepcji zbioru. Pierwsze opowiadania Martina, jakie poznajemy to zaledwie wprawki, jego początkowe dzieła, które dla kogoś, kto zna jego prozę tylko z „Pieśni Lodu i Ognia”, mogą być niemałym szokiem, o tak wiele są słabsze. Opowiadanie „Tylko dzieciaki boją się ciemności” będzie jednak niesamowitym kopniakiem motywacyjnym dla każdego początkującego pisarza – nawet zaczynając z tak niskiego poziomu, można ciężką pracą dojść do mistrzostwa, jak zrobił to Martin. „Forteca” to kolejne młodzieńcze opowiadanie, którego zaletą jest przybliżenie interesującej historii znajdującej się we współczesnej Finlandii twierdzy Svaeborg, ale raczej nic poza tym. „I śmierć jest jego dziedzictwem” to raczej kiepski manifest poglądów politycznych autora, członka pokolenia ’68, onegdaj hippisa, zagorzałego Demokraty i przeciwnika Republikanów. „Bohater” kontynuuje tę linię, będąc tym razem krytyką wojska i sprzeciwem wobec wojny. „Zjazd do San Breta” jest przeciętnym opowiadaniem o duchach, które nie zapada na dłużej w pamięć.

Ktoś spyta: to po co w ogóle kupować „Retrospektywę” i czytać Martina, skoro wymieniłem tu już pięć opowiadań i ciągle tylko „słabe” i „nieciekawe”? Otóż warto to zrobić, by być świadkiem, jak Martin z przeciętności wybił się na mistrzostwo. Jest to zaprawdę coś niesamowitego, gdy po słabych początkowych opowiadaniach nagle wskakuje na zupełnie inny poziom i już z niego nie schodzi(mając później, oczywiście, momenty lepsze i gorsze). Naprawdę, jeśli możliwość zobaczenia takiego progresu nie zmotywuje początkującego autora do chwycenia za pióro i pracy nad sobą, to cóż innego zdolne będzie to uczynić? „Drugi rodzaj samotności”, historia pracującego przez długi czas w pojedynkę na odległej stacji kosmicznej człowieka, stanowi punkt graniczny, po którym Martin staje się tym Martinem znanym z „Pieśni Lodu i Ognia”, chwytającym za serce i jaja kreatorem odległych światów, powołującym do życia niezapomniane postaci, snującym pieśni pełne tęsknoty i melancholii bardem.

Po „Drugim rodzaju samotności” następuje dziesięć kolejnych świetnych opowiadań fantasy i science fiction, napisanych w podobnym stylu, w których emocje płoną mocno, a fantastyczne światy zachwycają swą niezwykłością. „Mgły odpływają o świcie” to znakomity manifest romantyzmu Martina, w którym przekonuje nas, że jakkolwiek nauka, postęp i wiedzą są wartościami niezwykle cennymi, to ludzie potrzebują w życiu także tajemnic, rzeczy niewyjaśnionych i nieodkrytych, legend przywołujących tęsknotę za pięknem i inspirujących do wielkich marzeń i czynów. „Pieśń dla Lyanny” jest z kolei jednym z najlepszych opowiadań Martina w ogóle, melancholijną i poruszającą historią niezwykłej kobiety, obdarzonej telepatycznymi umiejętnościami, poszukującej upragnionego szczęścia pośród smutnych światów rozległego kosmosu.

„Wieża popiołów” to smutna historia miłosna, pełna poświęcenia, tęsknoty i niespełnienia, umieszczona na niezwykłej planecie, zamieszkanej przez cudownie obce formy życia. „Nie wolno zabijać człowieka” natomiast stanowi skłaniające do myślenia zestawienie kontrastujących ze sobą filozofii życia społeczeństw, kolejny protest autora przeciw militaryzmowi i fanatyzmowi. W „Kamiennym mieście” Martin ukazuje zagubienie i desperację ludzi znajdujących się w sytuacji bez wyjścia na obcej, groźnej planecie, wśród nieprzyjaznych ras kosmitów. Ciężki klimat beznadziei i tęsknoty za utraconym szczęściem wciąga w niesamowity sposób. „Mroźne kwiaty” są znakomitym, melancholijnym opowiadaniem o słodkich kłamstwach, marzeniach zasypanych przez śnieg i konfrontacji rzeczywistości z iluzją. „Droga krzyża i smoka” to z kolei ponura wizja przyszłości Kościoła katolickiego w kosmosie wśród setek planet zamieszkanych nie tylko przez ludzi.

Zamykają pierwszy tom „Retrospektywy” trzy opowiadania, w których Martin przechodzi z gatunku science fiction do fantasy, nie zmieniając jednak klimatu i nastroju, sugerowane choćby przez tytuł opowiadania „Pieśń samotności Larena Dorra”. Jest to świetny tekst na wskroś przepełniony charakterystyczną dla Martina melancholią i tęsknotą do tego, co było, co mogłoby być oraz do marzeń, które nigdy się nie spełnią. „Lodowy smok” to poruszająca historia dziewczynki, która była dzieckiem zimy i z niej czerpała siłę, by przeciwstawić się okrutnemu losowi, nieszczędzącemu jej tragicznych doświadczeń. „Na odłączonych ziemiach” jest smutnym, klimatycznym opowiadaniem o wilkołakach.

Część piąta „Retrospektywy”, otwierająca drugi tom polskiego wydania książki, poświęcona jest horrorom. Podejście Martina do tego gatunku jest ciekawe i wyjaśnione w odautorskim komentarzu, w którym przekonuje on, iż dobry horror to nie drastyczne opisy i przerażające potwory, ale nade wszystko podejście psychologiczne, gra emocji i poruszanie ludzkich lęków śpiących głęboko w duszy każdego z nas. „Trupiarz” jest raczej przeciętnym opowiadaniem o podłym, pełnym żalu i beznadziei życiu na jednej z powstałych w głowie Martina ponurych i bezlitosnych planet, gdzie bohater opowieści poszukuje miłości. „Pamiątka po Melody” to klasyczny horror i jako taki jest dobrym opowiadaniem. Bardzo udani są „Żeglarze nocy”, obok elementów horroru dostajemy tu dodatkowo świetny klimat statku kosmicznego oraz kapitalną historię przemierzających przez wieki wszechświat wolkrynów. „Małpia kuracja” i „Człowiek w kształcie gruszki” to dwa dobre opowiadania, w których Martin epatuje obrzydliwością, ohydą i plugastwem, znakomicie wykorzystując do tego celu… jedzenie i ludzkie lęki z nim związane.

I wreszcie znajduje się w tej części książki także najlepsze chyba opowiadanie napisane przez Martina, słynne „Piaseczniki”. Kto nie czytał, może kupić „Retrospektywę” dla samej historii Simona Kressa, który nabywa w niezwykłym sklepie mrówkopodobne, inteligentne stworzenia, tworzące w będącym ich domem akwarium rywalizujące ze sobą kolonie, aby budować zamki i prowadzić między sobą wojny. Piaseczniki, bo tak nazywają się te niesamowite zwierzęta, tworzą jednocześnie silną więź z Kressem, czcząc go jako bóstwo w zamian za karmienie i opiekę. Co jednak stanie się, gdy człowiek bawiący się w boga okaże się okrutny i podły? Opowiadanie zachwyca i skłania do refleksji, trudno przejść wobec niego obojętnie i nie da się go zapomnieć, tak silnie wali po głowie czytelnika, zmuszając do refleksji nad postępowaniem ludzkości.

W szóstej części „Retrospektywy” dostajemy „Próbkę Tufa”, to jest dwa opowiadania z serii przygód rzeczonego inżyniera-ekologa, podróżującego przez przestrzenie kosmosu na pokładzie ogromnego statku kosmicznego „Arka”, dysponującego możliwościami reprodukcji wszelkich niezwykłych zwierząt znanych ludziom. Muszę przyznać, że chociaż w opowiadaniach o Havilandzie Tufie Martin zachwyca inwencją w tworzeniu niesamowitych zwierząt oraz różnorodnych planet i obcych ras, to okazały się dla mnie ciężkostrawne z powodu samego głównego bohatera. Zarozumiały i wszystkowiedzący, wyposażony w statek dający mu tak ogromną przewagę i możliwości, Tuf nie wzbudził we mnie szczególnej sympatii, raczej irytował swoim zachowaniem i cechami charakteru.

„Mniej uczęszczana droga” i „Nie z tego świata” to dwa scenariusze seriali pochodzące z „hollywoodzkiego” okresu życia Martina, dwie solidne historie, z których „Nie z tego świata”, opowieść o dziewczynie podróżującej między światami, jest jednak bardziej interesująca i wciągająca. „Mniej uczęszczana droga”, napisana na potrzeby serialu „Strefa mroku”, to kolejny tekst Martina na temat konsekwencji wojny w Wietnamie i widać, że sprzeciw wobec niej był dla niego ważnym wątkiem w życiu, skoro pojawia się tyle razy w jego twórczości (poza opowiadaniami także choćby w niezłej powieści „Rockowy Armagedon”).

Najsłabszą częścią „Retrospektywy” były dla mnie dwa opowiadania z serii „Wild Cards”, świata superbohaterów, o którym teksty pisał tak sam Martin. jak i liczna grupa znajomych autorów. Przyznam, że „Bohater w skorupie” i „Z dziennika Xaviera Desmonda” były jedynymi opowiadaniami w całej „Retrospektywie”, które niespecjalnie chciało mi się czytać do końca. Zdziwiło mnie to o tyle, że seria „Wild Cards” w USA doczekała się już dwudziestu jeden książek, napisanych przez wielu znanych autorów. Oczekiwałem więc czegoś znacznie lepszego, a tylko zrozumiałem trochę geeków, którzy, w uwielbieniu pomieszanym z rozgoryczeniem, wściekle atakują Martina za „marnowanie czasu” na inne literackie projekty, podczas gdy mógłby skończyć wreszcie „Pieśń Lodu i Ognia”. Faktycznie byłaby to dla literatury ogromna strata, gdyby po Martinie, niech mu starzy bogowie dadzą długie i owocne życie, pozostały liczne przeciętne (tak zakładam na podstawie próbki, którą przeczytałem, być może grubo się mylę) antologie z serii „Wild Cards” zamiast kompletnej, ukończonej, genialnej i niepowtarzalnej „Pieśni Lodu i Ognia”.

„Retrospektywę” zamyka pięć opowiadań z późniejszego okresu twórczości Martina i po rozczarowaniu „Wild Cards” to powrót do wysokiego poziomu. Co prawda „W oblężonej twierdzy” jest tylko przeciętną przeróbką młodzieńczego opowiadania „Forteca”, ale już „Obrót skórą” to znakomita historia o wilkołakach, z mrocznym klimatem i interesującą fabułą. „Słabe warianty” z kolei są ciekawą, refleksyjną opowieścią o życiu jako partii szachów, z której przebija znów tęsknota za niezrealizowanymi marzeniami, ale i nadzieja, że „życie jest pełne możliwości”. Bardzo spodobało mi się to opowiadanie, jedyne w dorobku Martina traktujące o sporcie (jeśli za takowy uznajemy szachy). Swoją drogą szkoda, że Martin, fan futbolu amerykańskiego („zamiast oglądać głupie mecze, mógłby skończyć wreszcie »Pieśń Lodu i Ognia«! I przestać jeść ciągle niezdrowe, tłuste pizze!” – krzyczy, także i we mnie, geek latami pozbawiony świeżej porcji Martinowskiej fantasy), nie napisał nigdy o nim opowiadania science fiction.

„Wędrowny rycerz” jest opowiadaniem, na którego przeczytanie najbardziej czekałem, kupując „Retrospektywę” („Piaseczniki” czytałem wcześniej w innej antologii), bowiem to powrót do fantastycznego świata Westeros (akcja rozgrywa się przed wydarzeniami z „Pieśni Lodu i Ognia”). Martin nie zawiódł, opowiadanie okazało się kapitalne, świat równie barwny, wspaniały i bezlitosny jak w powieści. Po przeczytaniu i zachwycie ogarniają jednak człowieka głód, furia i niecierpliwość na myśl o czekaniu na „A Dance with Dragons” i upragniony powrót do Westeros na dłużej. Czapki z głów przed Martinem, zrobić ze swojej prozy silnie uzależniający, cudowny narkotyk to prawdziwe mistrzostwo. „Retrospektywę” zamykają „Portrety jego dzieci”, bardzo ciekawe opowiadanie o pisarstwie. Martin, sam bezdzietny, często określa postaci swych książek jako własne potomstwo i w tym opowiadaniu w interesujący sposób bawi się tym pomysłem.

Trzydzieści opowiadań i dwa scenariusze, ponad tysiąc stron tekstów George’a R.R. Martina: „Retrospektywa” jest znakomitą pozycją nie tylko dla fanów pisarza (dla takowych przeczytanie jest obowiązkowe). Świetne opowiadania, takie jak „Piaseczniki”, „Pieśń dla Lyanny”, „Pieśń samotności Larena Dorra”, „Mroźne kwiaty”, „Obrót skórą”, „Wędrowny rycerz” i wiele innych dostarczają wielu emocji, są świetnie napisane, po Martinowsku wciągające i przesycone charakterystyczną melancholią. Fani fantasy, horroru i science fiction - każdy znajdzie tu coś dla siebie. Naprawdę warto przeczytać, nieliczne słabsze momenty zbioru giną w zapomnieniu, zmiecione wysoką falą widowiskowej prozy Martina. Ja sam jestem pewien, że jeszcze nie raz przeczytam niektóre z opowiadań zamieszczonych w „Retrospektywie”, bo nieuchronnie i szybko zatęsknię za odległymi, cudownymi światami wykreowanymi przez znakomitego pisarza.



---
[1] George R R. Martin, „Retrospektywa” t. 1, tłum. Michał Januszewski, Danuta Górska, Arkadiusz Nakoniecznik, Ewa Witecka, wyd. Zysk i S-ka, 2007, s. 449.


[Recenzję zamieściłem wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2568
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: