Dodany: 03.11.2011 12:09|Autor: epikur
Czytać każdy może, jeden lepiej, a drugi...
Czasami nachodzą mnie głębokie myśli jak to fajnie byłoby skończyć studia mające związek z literaturą. Może filologia, może bibliotekoznawstwo. Jednak na myślach się kończy. I w tym akurat przypadku, to raczej dobrze. Nie chodzi tylko o kwestie perspektyw czy innych priorytetowych wartości dzisiejszego świata: pieniędzy i pieniędzy. Chodzi o sam szacunek dla czytania. Obawiam się, że tym podobne studia mogłyby mnie wyleczyć nie tyle z czerpania radości z błądzenia wzrokiem po zdaniach kryjących się w książkach, ile z czytania na własny sposób. Oczywiście dowiedziałbym się bardzo wielu istotnych informacji, zajęcia byłyby ciekawe i inspirujące. Na cóż mi jednak ta cała wiedza o teorii literatury, historycznym rozwoju polszczyzny czy językoznawstwie, kiedy pochłanianie wzrokiem literek jest tylko i aż przyjemnością. Jednak najcenniejsze jest w czytaniu to, że robię to na swój sposób. Nikt mi nie mówił jak czytać, na co zwracać największą uwagę. To czy zwrócę uwagę na formę czy treść, jest moją sprawą. To czy będę zwracał uwagę na narrację, przypisy i poprawny język, to moja wola. Nie myślę stereotypami i w głowie kołaczą mi się różne mysli. Co najważniejsze, wolne. I tak sobie czytam.
A propos stereotypów. Utrwaliłem sobie pewien stereotyp względem książek Wiesława Myśliwskiego. Po przeczytaniu (a raczej przemęczeniu) "Pałacu", miałem jak najgorsze skojarzenia. Że za trudny, że za bardzo abstrakcyjny, że nie na moje oczy. Nie mój klimat i już. Jednak niedawno wpadła mi do rąk książka naznaczona piętnem nagrody NIKE- "Traktat o łuskaniu fasoli". Jak już kiedyś zaznaczyłem, nie wierzę NIKE. Mając do czynienia z książką Stasiuka "Jadąc do Babadag" i "Gnojem" Kuczoka, wartość tej nagrody mną nie wstrząsnęła. No i pamiętam o nagrodzie dla Masłowskiej. Jednak patrząc na półkę z książkami pomyślałem, że będę czytelnikiem samcem, jak pisał Cortazar, stoczę na słowa i myśli pojedynek z Myśliwskim.
I stoczyłem. Pora na kolejny stereotyp. To że Bohumil Hrabal był jednym z pierwszych pisarzy, którzy ujawnili przede mną magię literatury, jest zapewne przypadkiem. No i czytając kolejne książki, zawsze kiedy spotykam się z podobnym stylem pisania, porównuję go z pisarstwem tego czechosłowackiego pisarza. Gdyby na mojej drodze wcześniej stanął Myśliwski, może porównywałbym teraz Hrabala do naszego pisarza. A tak musi być odwrotnie. I stereotypowo. Znowu porównania do Hrabala. Nic oryginalnego. Zresztą nie wiem czy tak jest naprawdę, jednak gawędziarska forma "Traktatu..." bardzo upodobnia ją w moich oczach do niesamowitych opowieści autora "Wesel w domu".
Pisałem o "Pałacu". Teraz nie przypomnę sobie treści tamtej książki, jednak pamiętam, że bardzo mnie zniechęciła. Coś kojarzy mi się z dziwnym językiem i pewnego rodzaju sztucznością. Tak jakby pisarzowi nie udało przekonać się mnie do swojej wersji wizji świata, jakby przesadził z formą. Nie chcę wymyślać na siłę, ale "Pałac" bardzo źle mi się kojarzył. Jednak jak tu nie sięgnąć po kolejne książki, kiedy trzeba łamać stereotypy. Ten złamałem bez problemu. Złamał się w pół i można go odesłać do diabła.
Zatem co zmieniło mój pogląd na twórczość Myśliwskiego? Oprócz zdecydowanie dostępniejszej formy, zapewne moja słabość do zwykłości, do szarych ludzi i ich uczuć. Do najzwyklejszego piętnowania nieprzyzwoitości i wychwalania dobra tkwiącego w człowieku. Prosty człowiek (czyż istnieją inni ludzie?) przedstawia swoją wizję świata w niezwykły sposób. Analizuje każdą sytuację, uwypukla barwność ludzi. Szarość może i tkwi w człowieku na zewnątrz, ale przebijając się przez te zewnętrzne formy, można dostrzec paletę innych kolorów. Wiele w życiu zależy od przypadku, przeznaczenia. W "Traktacie o łuskaniu fasoli" wszystko jest zrodzone z przypadku. A przypadek zamienia się w przeznaczenie.
Forma książki też jest pewnie nietypowa. Coś tam jest oryginalnego w narracji, narrator popada w monolog (który w żadnym przypadku nie staje się nudnawy). Zresztą nie wiem, nie znam się. Nie skończyłem odpowiedniej szkoły, nie czytałem fachowych podręczników, by na te tematy się wypowiadać. Jednak dobrą książkę można poznać i bez takiej wiedzy. "Traktat o łuskaniu fasoli" dostanie ode mnie piątkę w biblionetkowej skali ocen. Czyż to nie wartość sama w sobie? :)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.