Dodany: 05.11.2011 20:55|Autor: ettariel

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Melancholia niewiniątek
Milovanoff Jean-Pierre

Szeherezada „à la française”


Czytelnikowi powieści Milovanoffa, który ma w pamięci „Baśnie tysiąca i jednej nocy”, to porównanie z pewnością nie będzie obce. Wiktoryn jest francuską Szeherezadą; wprawdzie jego opowieść nie rozciąga się na tysiąc i jedną noc, nie uświadczymy w niej także dżinnów w butelce i tym podobnej egzotyki, nie znaczy to jednak, że „Melancholia niewiniątek” pozbawiona jest magii. Bohater-narrator określa sam siebie mianem „artysty wspomnień”, ja jednak nie waham się nazwać go czarodziejem. Jego mocą są słowa, zaklęcia, które przywołują przed oczy czytelnika paradę duchów przeszłości. Dla człowieka przykutego do wózka ta podróż w czasie to jedyna wyprawa, na jaką może sobie pozwolić. Jego tożsamość to jednak daleko więcej niż schorowany kaleka; rozciąga się ona na całe pokolenia wstecz, aż do początków XX wieku, tworząc żywą i barwną sagę rodzinną, którą poznajemy na kartach powieści.

„Nie chodzi o to, by utrwalić życie, lecz ożywić fotografię”[1] – słowa jednego z bohaterów można uznać za przewodni motyw opowieści Wiktoryna. Zakurzony album, który narrator otwiera przed czytelnikiem, staje się magiczną księgą, wyblakłe zdjęcia nabierają barw, a przed naszą wyobraźnią rozpościera się cała tęcza emocji. Powieść jest głęboko intymna; z pewnością nie zadowoli poszukiwaczy przygód i miłośników czytelniczej wspinaczki; nie w tym również celu, jak mniemam, została napisana. Bohaterowie są jak my sami: przeciętni, a zarazem wyjątkowi, a ich przeżycia, choć często nie mniej dramatyczne od dylematów postaci z antycznych tragedii, są daleko bardziej powszednie. I to właśnie pociąga w historii każdego z nich: ta zwyczajność, ta uniwersalność. Wiele par, jak Wiktor i Baptystyna, zmaga się z niemożnością poczęcia potomka, niejeden mężczyzna, podobnie jak słaby i niezdecydowany Paulin, miota się rozpaczliwie między żoną a kochanką, a niejedna kobieta mogłaby w burzliwych romansach Rozalii dojrzeć odbicie swoich własnych problemów.

Jak przystało na czarodzieja, narrator wodzi czytelnika za nos. Bawi się chronologią i perspektywą, łata dziury w pamięci za pomocą własnej wyobraźni, a czasem nawet… przedstawia dwie wersje wydarzeń i mówi: wybierzcie sobie! Czytelnik dostaje do ręki magiczną różdżkę i nagle to, czy przedstawione wydarzenia są zgodne z prawdą, przestaje być istotne. Nasza więź z bohaterami jest tak mocna, że sami możemy snuć przypuszczenia, jak mogliby postąpić w danej sytuacji. Wiktoryn niczego nie narzuca, zaprasza nas jedynie do refleksji nad swoim albumem rodzinnym. Tym bardziej więc zachwyca i wpisuje się w tę konwencję jego delikatność wobec scen erotycznych, niezwykle rzadka we współczesnej literaturze. Zdaniem narratora, twórca jest w takiej sytuacji bezsilny, a przekonanie, że uda mu się zbliżyć do realizmu w opisie czegoś tak intymnego, jak zbliżenie kochanków, świadczy tylko o naiwności. Nie bez humoru zatem (i nie bez nutki przekory), skupia się na szczegółowym opisie wystroju sypialni. Jako czarodziej może także pozwolić sobie na tworzenie równoległych światów; rozmyśla nad rolą przypadku w życiu i zastanawia się, „co by było, gdyby”, doskonale zdając sobie sprawę z wpływu, jaki losy przodków wywarły na jego własne. Podróżuje w czasie (znów magia!) i obserwuje minione wydarzenia tak, jakby toczyły się tu i teraz, przed jego oczami: „Maurycy nie odwiedziłby Rozalii w jej pokoju o niebieskich zasłonach, nie poświęciłby trzech kwadransów na przeprosiny i sześciu minut na pierzynce na poczęcie mojej matki. Byłem uratowany!”[2].

Nie brakuje tu melancholii, refleksji nad tym, co utracone i żalu za tym, co nie miało miejsca. Jest to jednak melancholia pogodna, nieuchronnie związana z ulotnością życia, melancholia człowieka, który z dumą pokazuje nam swoje pamiątki z podróży w czasie. Wszak ta opowieść to dla Wiktoryna kolejna okazja, by owe pamiątki odkurzyć i przyjrzeć im się na nowo, okazja, by znów przeżyć swoje wspomnienia.

A niewiniątka – kim są? Czy to dobra i łagodna Baptystyna, zagubiony Paulin, żywiołowa Rozalia, czy może beztroski, zakochany w przyrodzie Leoncjusz? Każde z nich próbuje na swój sposób oswoić los i naiwnie oddaje się pragnieniu szczęścia. A może niewiniątka to my wszyscy – pisarz, narrator, czytelnik…? Przykuci do swych słabości i niesieni marzeniami, słuchamy opowieści Szeherezady i przekraczamy próg naszej własnej krainy czarów, licząc, że tysiąc i jedna noc nie dobiegnie końca…



---
[1] Jean-Pierre Milovanoff, "Melancholia niewiniątek", przeł. Krystyna Sławińska, wyd. Noir sur Blanc, 2003, s. 136.
[2] Ibidem, s. 112.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3195
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: kot 20.11.2011 17:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytelnikowi powieści Mil... | ettariel
Bardzo ciekawa recenzja. Gdybym nie czytała tej książki, na pewno znalazłaby się w schowku. Co do samej powieści, to muszę przyznać, że do mnie kompletnie nie przemówiła, przeczytałam ją "z marszu", ale jakoś kompletnie nie mogłam zaangażować się w losy bohaterów i znaleźć tam czegoś wartościowego dla siebie, tak że teraz, wiele miesięcy po lekturze w pamięci został jedynie tytuł.
Użytkownik: ettariel 21.11.2011 21:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ciekawa recenzja. ... | kot
To prawda, że historia sama w sobie nie jest szczególnie oryginalna. Mnie porwał głównie styl i sposób jej przedstawienia :) Dziękuję za komentarz.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: