Dodany: 21.12.2011 15:36|Autor: polter

Czarnoksiężnik z krainy Chicago


Akta Dresdena to seria odnosząca niemałe sukcesy za granicą – w końcu trzynaście wydanych powieści i czołowe miejsca na listach bestsellerów oraz oparte na motywach cyklu serial i system RPG o czymś świadczą. Dziwi zatem, że twórczość Jima Butchera podobnej sławy nie zdobyła w Polsce – niby Amber wydał kilka pierwszych tomów, ale jakoś nie zawładnęły wyobraźnią czytelników. Ten stan rzeczy może się wkrótce zmienić za sprawą MAG-a, który zapowiedział wydawanie kolejnych powieści co trzy, cztery miesiące. Póki co, otrzymujemy część pierwszą.

Harry Dresden jest magiem do wynajęcia, który próbuje związać koniec z końcem i zarobić na czynsz jako detektyw. Od czasu do czasu zdarza mu się też pomagać chicagowskiej policji w sprawach mających związek z czarnoksięskimi sztukami. Tak jest też i w tym wypadku, gdy znajoma policjantka wprowadza go w tajniki śledztwa dotyczącego osób, którym wyrwano serca za pomocą czarów. Pech chce, że Harry jest jedynym w okolicy magiem zdolnym do rzucenia takiego zaklęcia, toteż staje się głównym podejrzanym bezlitosnej Białej Rady, która pilnuje, aby żaden adept sztuk nadprzyrodzonych nie nadużywał swoich umiejętności. Tym samym Dresden staje przed koniecznością odnalezienia prawdziwego sprawcy, zanim zostanie osądzony i skazany, bądź sam padnie ofiarą mordercy, który cały czas depcze mu po piętach.

Fabuła nie poraża oryginalnością, ale też nikt tego od niej nie wymaga. Butcher bierze motywy charakterystyczne zarówno dla kryminałów, jak i fantastyki, po czym miesza je ze sobą, tworząc interesujący miks typowy dla urban fantasy: elfy przywołuje się za pomocą pizzy, wampirzyca prowadzi dom publiczny, nowoczesna technika zawodzi w pobliżu czarowników, funkcję internetu pełni zamieszkujący czaszkę duch o kudłatych myślach, a po ulicach krążą narkotyki wytwarzane przy użyciu mrocznych rytuałów. Dzięki takiej otoczce nawet zużyte już klisze fabularne nie przeszkadzają, a wręcz uatrakcyjniają lekturę. Bohaterowie również reprezentują dobrze nam znane archetypy. Harry to cyniczny detektyw o złotym sercu i niewyparzonej gębie, a także tajemniczej i obfitującej w traumatyczne wydarzenia przeszłości. W rolach głównych występuje też nieugięta, ale sympatyczna policjantka, dziennikarka gotowa zrobić wszystko dla dobrego reportażu, budzący podziw i strach boss mafii czy też szukająca zaginionego męża zrozpaczona kobieta, która wie więcej, niż chce przyznać. Ich kreacje nie są nowatorskie, ale ponownie, nie muszą takimi być: wystarczy tylko, że postaci są na tyle barwne, że budzą emocje i nie zapomina się o nich pięć minut po zamknięciu książki. Zresztą, bardzo trudno jest nie polubić kogoś takiego jak Harry – faceta ironicznego, zdeterminowanego i rycerskiego.

Jako że mamy do czynienia dopiero z pierwszym tomem dłuższego cyklu, nie dowiadujemy się zbyt wiele o dresdenowskim uniwersum – poznajemy tylko podstawowe reguły działania magii i kilka mniej lub bardziej istotnych szczegółów dotyczących świata paranormalnego. Zasady są proste: to wiara i siła woli są w stanie czynić cuda, a oczy są dosłownie oknami duszy, przez które można dostrzec naturę swego rozmówcy. Zostaje za to poruszonych kilka tematów, które zapewne staną się istotne w kolejnych powieściach Butchera – mam tu na myśli głównie przeszłość Harry'ego i Białą Radę.

Styl autora jest prosty i surowy, nie obfituje w wyszukane opisy otoczenia, a skupia się na rozmyślaniach głównego bohatera i dialogach. Akcję śledzimy z perspektywy Harry'ego, który rzuca ironicznymi komentarzami na każdy temat, a niebezpieczeństwu śmieje się w twarz, nawet gdy w bliskiej przyszłości czeka go cios w nos w ramach nagrody za własną błyskotliwość – ale taki właśnie jest jego urok. Trzeba jednak przyznać, iż autor miejscami przesadza przy próbach rozbawienia czytelnika – niemal każdy rozdział kończy się sardonicznym jednolinijkowcem Dresdena, co za którymś razem po prostu irytuje. Mimo dużej ilości humoru książka posiada raczej mroczną atmosferę: trup ściele się gęsto, a niektóre opisy wywołują nieprzyjemne wyobrażenia. Butcher pisze też w bardzo filmowy sposób i łatwo można sobie zobrazować w głowie sceny walki.

Front burzowy nie zapewni raczej wysublimowanych doznań, ani też nie poruszy głębokich tematów egzystencjalnych. Należy się z tego powodu tylko cieszyć, gdyż inaczej zapewne nie otrzymalibyśmy tak zabawnej i przyjemnej w odbiorze książki. Dialogi są żywe i dowcipne, bohaterowie wzbudzają sympatię już po kilku kwestiach, a nieliczne wzmianki na temat świata przedstawionego dają nadzieję na interesujący rozwój sytuacji w kolejnych tomach. Książka Butchera to idealny odpoczynek między bardziej wymagającymi lekturami, pozostaje tylko czekać na następne części, aby się przekonać, czy wszechobecne pochwały pod adresem cyklu są usprawiedliwione.



[Autorem recenzji jest Tomasz "Asthariel" Lisek.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2290
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Astral 21.11.2012 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Akta Dresdena to seria od... | polter
"Fabuła nie poraża oryginalnością, ale też nikt tego od niej nie wymaga." No właśnie. A gdybyśmy dostali po polsku 50 podobnych cykli? To tylko sympatyczna masówka. Uwaga: nie czytajmy przekładów Ambera - są nędzne!

"w końcu trzynaście wydanych powieści i czołowe miejsca na listach bestsellerów oraz oparte na motywach cyklu serial i system RPG o czymś świadczą." -- w sumie świadczą i nie świadczą. Fabryka Słów wydała 1 tom cyklu "Siły Gwiezdne" B. V. Larsona pt. "Rój" i reklamuje go tak:

"Larson jest prawdziwym królem Amazona. Na czym polega fenomen self-publishera ze słonecznej Kalifornii? Receptą na jego sukces jest prosta i czysta zasada – autor daje czytelnikowi nie to, o czym sam chciałby napisać, ale to, czego potrzebuje jego czytelnik i o czym chce czytać. Właśnie z tego powodu jego książki sprzedają się w niebywałych ilościach. (...) W ciągu pierwszego półrocza od publikacji sprzedał ponad 100 tys. własnych ebooków, z czego 26 tys. już w pierwszym miesiącu, a 38 tys. w miesiącu następnym."

Otóż nie dajmy się zwariować. Rynek amerykański (czy niemiecki, francuski) - to rynki bardzo chłonne, a najlepiej sprzedają się tam tasiemcowate seriale romansowe czy sensacyjne (i pseudodokumentalne) na poziomie brukowym. Amerykański rynek e-booków rożni się jeszcze czymś od polskiego - tamte e-booki są często kilkakrotnie tańsze od książek papierowych, to nowy, gigantyczny i stale rozwijający się rynek (no cóż, papierowy też pęka w szwach, rocznie wychodzi tam już pewnie jakieś 400 tysięcy tytułów, w Anglii najpewniej jest co najmniej tak samo) - a amerykański czytelnik e-booków jest bardziej tolerancyjny i mniej wymagający. Czy czeka nas zalew tej masówki? No niekoniecznie, chyba że spadną ceny e-booków (jakoś w to nie wierzę), ale z drugiej strony ilość czytających Polaków stale spada, więc oferta nie będzie rosła ani b. szybko, ani w nieskończoność.

Ale wydawcy książek papierowych w Polsce już zwietrzyli ten e-bookowy trend i będą nam oferować (z krzykliwą reklamą!) owe nieprawdopodobnie wysokonakładowe bestsellery z najbogatszego rynku czytelniczego na świecie (być może japoński jest nie gorszy, ale pewnie więcej na nim komiksów, których oferta jest tam nadzwyczaj obfita i zróżnicowana, ale może dotyczy to bardziej grubych magazynów niż książek)... więc niekoniecznie będą to ciekawe i dobre książki, nawet jeśli mają być czytane tylko dla zabicia czasu i relaksu...
Użytkownik: Astral 21.11.2012 17:29 napisał(a):
Odpowiedź na: "Fabuła nie poraża orygin... | Astral
Rozwijam myśl. "50 podobnych cykli?"
Prawdę mówiąc ja bym się tylko cieszył, gdyby u nas mogło być wydanych 50 cykli powieściowych z okultystycznym detektywem w roli gł. W końcu uwielbiam ten podgatunek fantasy. Tylko ciekaw jestem, czy wtedy Akta Dresdena nadal byłyby tak wysoko notowane. Ale to tylko marzenie. Inne cykle (no fakt, mamy jeszcze cykl z Felixem Castorem Mike'a Careya) mogę sobie czytać po angielsku, ograniczony głównie możliwościami czasowymi... bo po polsku nigdy ich nie będzie (albo kolejny wydawca narazi mnie kolejny translatorski i redakcyjny niewypał!). Po prostu, znając dość dobrze ofertę brytyjsko-amerykańską w zakresie fantastyki (w satysfakcjonującym zakresie ze względu na gigantyczną produkcję książek jest to w zasadzie niemożliwe!), doskonale widzę, jak ubożuchny jest polski rynek (mimo pozorów obfitości), zarówno tematycznie, jakościowo, jak i czasowo (prawie wyłącznie najświeższa produkcja!)....
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: