Dodany: 29.02.2012 17:47|Autor: Urodzony 31 czerwca

Ambiwalentnie o jesieni


Poniższy tekst poległ w potyczce z cenzurą działu recenzji. Sprawdźmy, czy tu się utrzyma, czy też będzie raził w regulaminowe oczy...


Wstęp do "Niemieckiej jesieni" to absolutny falstart. Autorka wstępu - Elfriede Jelinek użyła jako wątpliwej zachęty do dalszej lektury, totalnego bełkotu, który dotknął zarówno formę jak i treść. Język jest niepotrzebnie zawiły i niezrozumiały. Treść natomiast to wydumana filozofia frazesu. Prawdy typu, że jeśli się nie rozumie świata, to nie rozumie się czym jest istnienie, które i tak jest na ogół niewiele warte (!). Pani Jelinek męczy się z materią tekstu, a jej wstęp w nieporadny, nachalny sposób stara się zaistnieć jako samodzielny, oderwany stylistycznie twór. Niewykluczone, że w kwestii zawiłości, tłumacz ma tu również coś na sumieniu.

Sam autor zaczyna swój reporterski wypad do świeżo poległej III Rzeszy od analizy przyczyn masowego poparcia dla Adolfa. Na pierwszych stronach pisze o oskarżaniu Niemców o posłuszeństwo wobec władzy "ad absurdum", czyli nawet w sytuacji, kiedy opór jest jedynym, godnym zachowaniem, po czym zaraz stawia pytanie: "Ale czy w gruncie rzeczy takie posłuszeństwo nie jest typowe dla stosunków jednostki z władzą we wszystkich krajach na świecie?"[1] i chwilę potem dochodzi do uniwersalnych historycznie wniosków: "Na dobrą sprawę istotą rzeczy jest zgoda na przymus posłuszeństwa"[2] oraz "Posłuszeństwo wobec państwa jest niepodzielne"[3]. Szokujące! Czemu ma służyć ta pochwała służalczości? Dlaczego tak bardzo stara się usprawiedliwić przeciętnego, sfaszyzowanego Niemca? Na jego tezy muszę postawić pytanie: czy autora nie należy przypadkiem zaliczyć do licznego grona użytecznych idiotów, tym razem w służbie nazistów? Czy nie słyszał o Rewolucji Francuskiej? Czy nie czytał o Wiośnie Ludów? Ileż to niezliczonych systemów politycznych, ile absolutów, ilu dyktatorów upadało w historii ludzkości właśnie dzięki nieposłuszeństwu? To właśnie nieposłuszeństwo stawiało kamienie milowe w historii cywilizacji.

Może ten wyrozumiały wobec Niemców Szwed, relatywizując winy niemieckie, prosi podświadomie o przebaczenie dla Szwecji za jej winy rasizmu (pierwszy na świecie Instytut Biologii Rasowej założono w Uppsali w Szwecji w 1922 roku), za inżynierię genetyczną w typie eugeniki negatywnej, której ofiarami były 62 tys. osób poddanych przymusowej sterylizacji (rekordowy wskaźnik ilościowy w rekordowo długim czasie - do 1976 roku!), a przede wszystkim za grzech spolegliwości wobec hitlerowskiego i stalinowskiego ekspansjonizmu. Spolegliwości, która kazała otwierać drogi lądowe, morskie i powietrzne dla armii Hitlera, która łakomie liczyła wpływy ze sprzedaży rudy żelaza hitlerowcom od początku zbrojeń aż do zakończenia wojny, i która, w imię dobrze skalkulowanej "neutralności", nakazywała odmawianie jakiejkolwiek pomocy Polakom, Finom, Duńczykom i Norwegom, kiedy ci tracili po kolei swoją niepodległość.

W kwestii będącego osią książki współczucia wobec pokonanych, mam całkowicie odmienne zdanie od autora. Według mnie mamy tu do czynienia z winą i karą. Z pewnością było tak, że w 1946 roku Niemcy cierpieli na niedostatki egzystencji na poziomie zbliżonym do Polaków, Białorusinów, Rosjan i części pozostałych Słowian, których kraje zostały niemal całkowicie unicestwione przez niemieckich bandytów i ich sojuszników przy biernym współudziale sympatyków (Szwecja). Jednakże grzech Dagermana polega na szukaniu współczującego usprawiedliwienia dla tych, którzy winni byli wyniesieniu Hitlera do nieograniczonej władzy. Winni byli entuzjastycznemu poparciu, aktywnemu współdziałaniu, akceptacji chorych idei zmierzających do eliminacji całych narodów (Polacy, Żydzi), wreszcie tchórzliwej pasywności, brakowi istotnych działań antyhitlerowskich, strachowi i apatii. Dla jasności: nie umniejsza to winy Europy i Ameryki, które obojętnie (atak na Polskę - 1939) lub aktywnie (Układ Monachijski - 1938) przyglądały się temu szaleństwu. Otóż, każdy Niemiec jest winny zbrodniom hitlerowskim, podobnie, jak każdy z nas jest winny zbrodni, która toczy się na naszych oczach, a której nie mamy odwagi przeciwdziałać. Można to nazwać "współwiną" ale wciąż, "wina" jest w tym zawarta. Ta właśnie zasada sprawiła, że nawet Sołżenicyn czuł się winny stalinowskim gułagom. Zapisał swoje poczucie winy w pięknym wierszu: "Ta mi oto przypadła kraina/I chce Bóg, bym w milczeniu tu żył/Za ten grzech, że widziałem Kaina,/Ale zabić nie miałem go sił". Czy to nie te cztery wersy powinni powtarzać sobie codziennie wszyscy Niemcy po zakończeniu piekła tej wojny?

Warto zadać sobie pytanie, co mógł wiedzieć o okrucieństwach, które miały miejsce w Europie Środkowej i Wschodniej, szwedzki dwudziestotrzylatek? Jakie doświadczenia mógł wywieźć z kraju nietkniętego nawet jedną bombą. Co ten człowiek wiedział o wojnie? Tej prawdziwej, na wschód od Odry. Kiedy pisze o zniszczonych ulicach Hamburga jawi mu się obraz "...najbardziej może przerażającego obszaru ruin w Europie..."[4]. Tu znowu odzywa się w nim użyteczny idiota. A Warszawa? A Wrocław? A Stalingrad? Można tego rodzaju niewiedzę wybaczyć młodzikowi ze Szwecji, ale wobec autora reportażu, który czytała cała Europa Zachodnia (w naszym Bloku lektura „Niemieckiej jesieni” była zakazana), taka ignorancja staje się niewybaczalna.

W wielu miejscach, jakby wchodząc w konflikt ze swoją wyrozumiałością, Dagerman daje przygnębiające świadectwo świadomości politycznej powojennych Niemiec. Resentymenty nazistowskie są odczuwalne niemal na każdym kroku. Zamiast poczucia winy, dominuje poczucie krzywdy (tak dobrze nam, współczesnym znane z wystąpień Eriki Steinbach), goryczy z niewykorzystanej szansy na dominację w Europie, niesprawiedliwości za zbyt surowe traktowanie przez aliantów. Daje się odczuć, że Niemcy, przynajmniej wtedy jeszcze, nie przeżyli wstydu za swoje zbrodnie. Nie nabrali jeszcze pokory. Esesman, który na zebraniu w Spruchkammer broni idealizmu młodych Niemców wstępujących wcześniej do SS dla "walki o nasze Niemcy" nie dostrzega prawdziwego, barbarzyńskiego charakteru tej "walki". Dr Schumacher, szef socjaldemokratów głosi na wiecu przedwyborczym populistyczno - nacjonalistyczne hasła, m. in. o zwrot zabranych Niemcom ziem. Wyalienowani antyfaszyści niemieccy, porównywani są do najpiękniejszych ruin w Niemczech. W kilku celnych zdaniach jak w soczewce opisuje opozycję antyfaszystów do reszty społeczeństwa niemieckiego i aliantów zbytnio ustępujących nazistom, a także ich niewiarę w swój udział w zwycięstwie.

Na szczęście dla książki, irytująca naiwność w poglądach autora ma swoją przeciwwagę w niezwykle poetyckim stylu. Zdania są pięknie i bogato skonstruowane. Skrzą się od perełek słownych. Co prawda, często są niemiłosiernie długie, tak, jakby w każdym z nich chciał zawrzeć jakąś złożoną ale jednocześnie kompletną prawdę. Dzięki tej lingwistycznej umiejętności oddaje bardzo sugestywny obraz rzeczywistości, zdarzeń i ludzi, których opisuje. Czuć, że dobrze sobie radzi z językiem i to zachęca mnie do sięgnięcia po jego inne książki, choćby "Wyspę skazańców". Nie bez kozery został uznany w swoim kraju za jednego z najwybitniejszych literatów. Szwedzi utworzyli stowarzyszenie Stiga Dagermana, które przyznaje nagrody literackie (m. in. dla wspomnianej wyżej Jelinek i Le Clezio). Moje pierwsze, silnie ambiwalentne spotkanie z Dagermanem, pozostawia niesmak wywołany jego poglądami i jednocześnie szacunek za umiejętności literackie. Postaram się powalczyć z tym dysonansem czytając jego inne utwory.

------
[1] Stig Dagerman "Niemiecka jesień Reportaż z podróży po Niemczech", przeł. Irena Kowadło-Przedmojska, wyd. Czarne, 2012, str. 17
[2] Tamże, str. 17
[3] Tamże, str. 17
[4] Tamże, str. 25
Wyświetleń: 1265
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: