Dodany: 23.07.2007 18:43|Autor: norge

cytat z książki


Hassan – chłopiec z latawcem i z zajęczą wargą... Usiadłem na ławce pod wierzbą. Przypomniało mi się, co pod koniec naszej rozmowy powiedział jakby od niechcenia Rahim Chan: że znowu można być dobrym. Jeszcze raz spojrzałem w górę, na latawce. Pomyślałem o Hassanie. O Babie, Alim, Kabulu. O moim życiu sprzed zimy roku 1975, gdy wszystko się zmieniło. I gdy stałem się tym, kim jestem.

W naszym wspólnym dzieciństwie wspinaliśmy się z Hassanem na topole rosnące wzdłuż alejki prowadzącej do domu mojego ojca i dręczyliśmy sąsiadów puszczanymi lusterkiem zajączkami. [...] Ciągle widzę Hassana na drzewie; słońce sączy się przez liście na jego niemal doskonale okrągłą twarz, twarz chińskiej lalki wyrzeźbionej z twardego drewna, na jego płaski, szeroki nos, na oczy wąskie jak liście bambusa – oczy, które w zależności od oświetlenia były albo złote, albo zielone, albo nawet szafirowe. Wciąż jeszcze widzę jego maleńkie, nisko przytwierdzone uszy i wystający, mięsisty podbródek, który wyglądał jak doczepiony. I przerwę w wardze, trochę na lewo od linii nosa – może dłuto twórcy chińskiej lalki obsunęło się po drewnie, a może po prostu się zmęczył i przestał się starać.

Czasem, gdy tak siedzieliśmy na drzewie, udawało mi się namówić Hassana, by orzechem strzelił z procy w jednookiego wilczura naszego sąsiada.

Hassan nigdy nie miał na to ochoty, ale jeśli go poprosiłem, tak naprawdę, wtedy mi nie odmawiał. Hassan nigdy mi niczego nie odmawiał. A z procy strzelał jak nikt. Czasem przyłapywał nas na tym Ali, ojciec Hassana, i złościł się – o ile ktoś tak łagodny w ogóle mógł się złościć. Groził nam palcem i ściągał nas z drzewa, i odbierał nam lusterko. Powtarzał to, czego nauczyła go jego matka, że diabeł też puszcza zajączki, by przeszkadzać muzułmanom w modlitwie.
– I się śmieje – dodawał zawsze, surowo patrząc na syna.
– Tak, ojcze – mamrotał wtedy Hassan, wbijając wzrok w ziemię. Ale nigdy nie naskarżył, że to wszystko moje pomysły: i zajączki, i strzelanie orzechami w psa sąsiada. [...]

Niektóre z mniejszych dzieci z naszej dzielnicy bały się twarzy Alego i jego chodu. Gorzej jednak było z dziećmi starszymi, bo te goniły za nim po ulicy i drwiły z niego, gdy przechodził. Nazywały go Babalu, straszydło.
– Ej, Babalu, kogoś dzisiaj zjadł? – wołały ze śmiechem. – Kogoś dzisiaj zjadł, płaskonosy Babalu?
Nazywały go „płaskonosym” z powodu charakterystycznych dla Hazarów mongoloidalnych rysów, widocznych i u Alego, i u Hassana. Przez wiele lat wiedziałem o Hazarach tylko tyle, że są potomkami Mogołów i że wyglądają trochę jak Chińczycy. Szkolne podręczniki prawie o nich nie mówiły – czasem tylko mimochodem wspominały o ich pochodzeniu. Aż któregoś dnia, gdy w gabinecie Baby oglądałem jego rzeczy, znalazłem stary podręcznik historii po mojej mamie. Autorem był Irańczyk o nazwisku Chorami. Zdmuchnąłem kurz z okładki, ukradkiem zabrałem książkę ze sobą do łóżka i ze zdumieniem znalazłem w niej cały rozdział o historii Hazarów. Cały rozdział o plemieniu Hassana! Przeczytałem w nim, że mój naród, Pasztuni, uciskał i prześladował Hazarów. I że w XIX wieku Hazarowie usiłowali powstać przeciw Pasztunom, ale ci „stłumili powstanie w niewyobrażalnie okrutny sposób”. [...]

Następnego dnia podszedłem po lekcjach do nauczyciela, pokazałem mu książkę i rozdział o Hazarach. Przerzucił kilka stron, uśmiechnął się z przekąsem i oddał mi książkę.
– No, jedną rzecz szyici potrafią doskonale – powiedział, zbierając swoje papiery. – Potrafią robić z siebie męczenników. – Wymawiając słowo „szyici”, zmarszczył nos, jakby mówił o paskudnej chorobie*.


---
* Khaled Hosseini, "Chłopiec z latawcem", tumaczył Jan Rybicki, Wydawnictwo Amber, 2005.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2197
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: