Dodany: 06.04.2012 17:01|Autor: A.Grimm

...a ludzie pragną żyć


Zapytajmy tubylca i przeciętnego użytkownika polskiej mowy o Jamesa Joyce'a, Virginię Woolf albo Witkacego. Gwarantuję, że tubylec zareaguje żywo, przytaknie i powie, że nie czytał. Takich twórców - znanych i nieczytanych - jest wielu, ale są też nieznani i nieczytani. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kiedyś cieszyli się oni ogromną popularnością. Weźmy na przykład takiego Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego, który przed wojną zjadał na śniadanie Henryka Sienkiewicza i kilku innych pisarzy, a którego nazwisko brzmi obecnie w uszach pierwszego lepszego autochtona tylko trochę mniej egzotycznie niż nazwisko Shikiego Masaoki albo Lajosa Kassáka. Ale Ossendowskiego z pamięci wydrapała czerwonymi paznokciami historia, poza tym wątpliwości może budzić wartość artystyczna jego dzieł. Na pewno nie była to grafomania, ale też nie wyżyny literackiego parnasu. Krytycy mieli mu sporo do zarzucenia. Co innego Anatol France, który cieszył się nie tylko popularnością, ale również uznaniem elit intelektualnych Starego Kontynentu. France'a czytano, słuchano, na jego dzieła czekano. W dobrym tonie było snobowanie się na znajomość jego utworów. A dzisiaj? Zgasł kompletnie. I o ile w przypadku Ossendowskiego można to zapomnienie logicznie wytłumaczyć, to w przypadku francuskiego pisarza sprawa jest kłopotliwa. Uległ wprawdzie lekkiemu zboczeniu ideologicznemu w pewnym momencie życia, ale nigdy nie wplątał swoich dzieł w publicystykę, półpublicystykę, ani nawet ćwierćpublicystykę. Zawsze podstawową wartością był dla niego humanizm i to w guście bardzo wyrafinowanym, subtelnym, a nie wykrzywionym ideami. Przykładem tego jest dzieło "Bogowie łakną krwi" - które z każdym kolejnym odczytaniem wspina się w moim osobistym rankingu coraz wyżej i wyżej.

Pod niezwykle sugestywnym tytułem kryje się wycinek z historii Rewolucji Francuskiej, a dokładniej mówiąc, czas przejęcia władzy przez jakobinów i Robespierre'a. Nie zabraknie więc w powieści terroru, za którego pomocą heroicznie próbowano wprowadzić równość, wolność i braterstwo. Ale nie Robespierre jest tu główną postacią, Dantonowi dostała się bodajże wzmianka w jednym zdaniu, a Maratowi - kilka akapitów. "Bogowie łakną krwi" mają za to kilku bohaterów fikcyjnych. Za pierwszoplanowego można uznać Ewarysta Gamelina, malarza, fanatycznego jakobina. W powieści będziemy obserwować stale rosnące opętanie ideologią, które zaprowadzi tego idealistę na stołek sędziowski w Trybunale Rewolucyjnym, a przy okazji zmusi do wyboru między służbą idei a życiem rodzinnym (miłość do matki i stosunek do siostry, która uciekła z emigrantem) i prywatnym (miłość do narzeczonej, Elodii). Historia Gamelina krzyżuje się z wątkami poświęconymi Brotteaux, dawniejszemu panu des Ilettes, oraz ojcu Longuemare'owi. Dzielą ich światopogląd i doświadczenie; ten pierwszy jest wolteriańskim ateistą, ale bez tendencji do zjadliwości i agresji słownej, podczas gdy drugi jest wierzącym człowiekiem Kościoła. Obu Rewolucja wyrzuci na margines; połączy ich los, a także konfrontacja z zagrożeniem i śmiercią.

Już to krótkie streszczenie pozwala się zorientować, że nie mamy do czynienia z powieścią historyczną. Nie w guście France'a było pisanie takowych, natomiast z całą pewność da się zobaczyć w "Bogowie łakną krwi" dzieło o mechanizmie rewolucji i jego opresyjnych właściwościach, historię zniewolonego umysłu i traktat humanistyczny (właśnie "humanistyczny", a nie "moralistyczny", bo moralizowania tu nie ma za grosz). Wszystkie trzy wątki łączy perspektywa zwyczajnego człowieka, a nie czołowych rewolucjonistów - na tych, jak już wspomniałem, bądź to patrzymy z oddalenia, bądź w ogóle nie jesteśmy o nich informowani. W powieści France'a Rewolucja z uporem zawłaszcza bądź niszczy starą rzeczywistość, zarówno w sferze religii, sztuki, języka, jak i stosunków międzyludzkich. Jej opresyjność bierze się oczywiście z chęci przemienienia człowieka i ta konfrontacja ludzkiej natury z ideologią jest w powieści wielokrotnie akcentowana. France nie postawił naprzeciw Rewolucji przeszłości, ale niezmienną ludzką naturę. Na osi: człowiek - ideologia autor wyraźnie podpisuje się pod słowami jednego z bohaterów utworu, Blaise'a, który w następujący sposób tłumaczy Gamelinowi swój stosunek do Rewolucji:

"- Ty tkwisz w marzeniu, mój kochany, a ja w rzeczywistości, w życiu. Wierz mi, mój przyjacielu, Rewolucja nudzi: trwa za długo. Pięć lat zapału, pięć lat ucisku, rzezi, przemów, »Marsylianki«, bicia w dzwony, »arystokratów na latarnię«, głów obnoszonych na dzidach, kobiet jadących na armatach, drzew Wolności wieńczonych czerwoną czapką, starców i dziewic w białych szatach na ukwieconych wozach, pięć lat więzień, gilotyny, niedostatku, afiszów, kokard, pióropuszy, szabel, karmanioli - to dużo, bardzo dużo! Zresztą zaczynamy już nic nie rozumieć. Za dużo widzieliśmy tych wielkich obywateli, których powiedliście na Kapitol, po to tylko, by ich strącić ze Skały Tarpejskiej"*.

O intencjach wpisanych w ten utwór mówi oczywiście nie tylko przytoczony fragment, wszak można by go wziąć za jednostkową wypowiedź. Zasadnicze znaczenie ma tu splecenie losów Gamelina z losami Brotteaux (w którym można dostrzec alter ego autora) i ojca Longuemare'a. Ten pierwszy jest wzorowym przykładem zniewolonego umysłu, który ideologię przedkładał ponad całą resztę. Skutkiem tego była śmierć talentu, życia rodzinnego, a także jego samego jako człowieka. Nie bez przyczyny matka nazwie go w pewnym momencie potworem, a Brotteaux - "przedmiotem". Ewaryst jawi się nam jako postać tragiczna, człowiek, który siłą stłamsił swoje uczucia i usunął je na margines, aby tylko nie zdradzić Rewolucji, Robespierre'a i "Świętej gilotyny". Na antypodach jego postawy znajdują się losy pozostałej dwójki. Właśnie w scenach ukazujących Brotteaux i ojca Longuemare'a widzę największą siłę i piękno tej powieści. Dorzućmy do nich jeszcze prostytutkę Atenais, której udzielają schronienia, a otrzymamy ludzi o diametralnie różnych światopoglądach i doświadczeniach, znajdujących jednak wspólną płaszczyznę i nawiązujących nić porozumienia. To oni są wyrazicielami ideałów rewolucyjnych: wolności, równości i braterstwa, podczas gdy sama Rewolucja tym ideałom zaprzecza. To w spotkaniu z drugim człowiekiem France widzi szansę na ziszczenie tych wartości, a nie w zideologizowanej formule narzucanej drogą instytucjonalną. W tym wymiarze "Bogowie łakną krwi" stają się głębokim traktatem humanistycznym, konfrontacją postaw i zachowań, świadectwem człowieczeństwa w rzeczywistości sztucznej i odczłowieczonej.

Są w tej powieści sceny, obok których nie da się przejść obojętnie. Nie z powodu ich brutalności czy jaskrawego naturalizmu, bo takich tu nie uświadczymy. Może to wyglądać na wybieg, ale trudno mi określić, skąd bierze się ten czar, ta niezwykła sugestywność niektórych fragmentów. Czasami jest to odbicie akceptacji człowieka z jego wadami i zaletami; czasami bycie razem, trochę mimo woli i w sytuacji wyjątkowej, a jednak do końca; a czasem cichy akt heroizmu, który rozlega się jednak echem w powieści, jak wtedy, kiedy Atenais krzyczy "Niech żyje król!" (aby zamanifestować nie tyle swój rojalizm, co raczej solidarność z Brotteaux) albo gdy Julia pluje swojemu bratu, Gamelinowi w twarz, aby wyrazić ból i nienawiść. Tych fragmentów przybywa z każdym kolejnym odczytaniem. Za pierwszym razem przeszedłem w dużej mierze obok tej powieści, za drugim zaczynałem dostrzegać jej wartość, a za trzecim urzekła mnie do tego stopnia, że nie wiem, czy nie będę jej nosić przy sobie, jak Brotteaux swojego Lukrecjusza. Jedno jest pewne: żadne z kolejnych odczytań nie będzie stratą czasu.



---
* Anatole France, "Bogowie łakną krwi", przeł. Jan Sten, wyd. Czytelnik, Warszawa 1985, s. 37-38.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3117
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Anastazja Kura 08.04.2012 21:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapytajmy tubylca i przec... | A.Grimm
Ta recenzja uzmysłowiła mi, że muszę jeszcze raz przeczytać tę powieść. Może zmienię zdanie na jej temat po kolejnym odczytaniu.
Odnośnie małej popularności France'a, mam wrażenie, że powodem może być niestety to, że jego książki nie pozostawiają na czytelniku dużego wrażenia właśnie przez wspomniany brak pewnej brutalności opisu. Dla mnie to elegancka proza o wydźwięku mocno humanistycznym, ale to wszystko. "Bogowie łakną krwi" przeczytałam jakieś trzy lata temu i przyznaję, że nie pamiętałam wcale o co chodziło w książce. Inne powieści też pamiętam jak przez mgłę, co jest tym bardziej dziwne, że każda z powieści zaraz po przeczytaniu wydawała mi się dziełem sztuki. Zastanawiam się czego konkretnie brakuje tym powieściom.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: