Dodany: 10.04.2012 22:26|Autor: erkagie

Książka: My, topielcy
Jensen Carsten

1 osoba poleca ten tekst.

Ja, topielec


O książce Jensena mogę z czystym sumieniem mówić nawiązując do jej tytułu. Zatopiłem się w niej i dryfowałem tak przez dłuższy czas, nie znajdując niczego równie wciągającego pośród innych tytułów. Może nie jak prawdziwy Marstalczyk, bo ostatecznie porzuciłem tę tematykę na rzecz obszarów mi bliższych, ale sztorm, jaki zapanował w mojej wyobraźni, utkwił mi w pamięci i szybko nie ucichnie.

Powieść, choć chyba epopeja marynistyczna jest tu lepszym określeniem, wpadła w moje ręce przypadkiem. Kupiłem ją tylko ze względu na olbrzymią promocję i to dopiero za namową sprzedawcy. Nigdy, i piszę to bez przesady, nie pociągały mnie klimaty historyczne, snucie opowieści na kanwie wydarzeń sprzed setek lat, choćby nawet i autentycznych. Podziwiałem jednocześnie tych pisarzy, których stać na stworzenie takich właśnie dzieł, bo przyznać należy, że to nie lada wyzwanie.

Dość zachowawczo zabrałem się do lektury. Następne, co pamiętam, to moment, kiedy z wielkim rozczarowaniem i z wciąż powracającymi pytaniami zamknąłem tylną część okładki: Dlaczego tak szybko? Czy naprawdę nie ma nic dalej?

Jensen nie bawi się w gawędziarza. Od pierwszych stron uderza nas opisem wojny morskiej tak pięknym w całej swej brutalności (książki zdecydowanie nie należy czytać maluchom na dobranoc), że czytelnik czuje, jakby był obecny na pokładzie atakowanego statku i musiał walczyć o swoje życie. Otuchy dodają pełne rubasznego i autentycznego humoru dialogi bohaterów, których nie brakuje, ale prawdziwym i jedynym ratunkiem jest oczywiście przewracanie kolejnych kartek. I zostaje tak już do samego końca.

Historia mieszkańców Marstal, duńskiego miasta portowego, jest oczywiście głównym elementem fabuły i nie ma w niej miejsca na zbyt daleko idące rozważania. Jensen nie filozofuje o życiu marynarza, o wszystkich wzlotach i upadkach swoich bohaterów. Nazywa rzeczy po imieniu i trzyma się tego przez wszystkie 800 z górą stron. Czego można się zresztą spodziewać po opowieści o mężczyznach z krwi i kości oraz kobietach, które osamotnione przez ciągłe podróże swoich mężów, przejmują ich role? To historia kilku pokoleń ludzi silnych i żadne inne określenie nie jest tu potrzebne. Bez zbędnego patosu, bo i po co. W naszych czasach tematy tabu zostały już dawno obalone, a język nieliteracki w literaturze pojawia się i tak nierzadko. Dzięki temu też łatwiej jest nam wejść w skórę bohaterów, poczuć ich emocje, zrozumieć dylematy oraz cieszyć się, gdy znów udaje im się wrócić do domu.

Przyznam, iż obecnie nie jest łatwo taki efekt uzyskać, bowiem ich podróże są dla nas zbyt abstrakcyjne, a problemy całkiem obce. Kto w naszych czasach podróżuje przez morza i oceany? Pasjonat albo zawodowiec, chociaż ten pierwszy nie ma wcale ułatwionego zadania. Generalnie - garstka ludzi. Do przepraw tak dalekich są samoloty, a istnienie miast portowych nie jest już tak bardzo uzależnione od handlu drogą morską. Jensen pisze jednak tak sugestywnie, że zapominamy o wszystkich dobrach naszej ery i przechodzimy przez wszystkie kolejne etapy historycznego rozwoju zgodnie z książkową chronologią. A jest ona i tak bardzo przyspieszona. Osobiście nie narzekałbym, gdyby zachowując formę, Duńczyk każdy rok opisał w oddzielnym tomie.

Prawdą jest, że do pierwszego wrażenia po przeczytaniu książki nigdy się nie wróci. W tym wypadku jest to aż nadto widoczne. Nigdy nie zostanę porwany przez opisy i historie Jensena tak gwałtownie po raz wtóry. I wiem, że będzie mi tego brakować. Na nic nie zdadzą się poszukiwania książki podobnej, bo ze wszech stron jest to dzieło unikatowe. Ogarniają mnie tylko żal i smutek, że powieść tak piękna i porywająca to jednak wyłącznie fikcja, a jej popularność w Polsce jest, mimo wszystko, znikoma.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1126
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: