Dodany: 11.05.2012 10:41|Autor: Pok
Cudowny lek i dwudziestu pacjentów
Oliver Sacks (ur. w 1933 r.) jest wybitnym neurologiem i psychiatrą, mającym także spory dorobek literacki (napisał 11 książek, z czego w Polsce ukazało się 8). „Przebudzenia” to jego druga książka, ale pierwsza, która odniosła wielki sukces. Na jej podstawie zrealizowano film dokumentalny, mnóstwo spektakli, audycje radiowe, a nawet wysokobudżetowy dramat obyczajowy z Robertem de Niro i Robinem Williamsem w rolach głównych (o produkcji samego filmu znajdziemy też nieco informacji w samej książce, w jednym z dodatków – swoją drogą, niezwykle interesująca rzecz).
Osią przewodnią „Przebudzeń” jest opis życia dwudziestu pacjentów chorych na odmianę parkinsonizmu znaną jako śpiączkowe zapalenie mózgu (dwójka z opisywanych pacjentów to „zwykli” parkinsonicy). Choroba ta jest wyjątkowo rzadko spotykana, lecz w latach 1916-1917 nastąpiła jej pandemia (wtedy jeszcze nie było wiadomo, co to za wirus); trwała aż przez dziesięć lat, wyniszczając przez ten okres prawie pięć milionów ludzkich istot (co trzeci chory umierał, a reszta była w stanie nierokującym nadziei na poprawę), po czym znikła nagle i bez śladu. Najczęstszymi skutkami choroby były śpiączka lub całkowity bezruch – chorych nieraz nazywano „żywymi posągami” lub „wygasłymi wulkanami”. Ale, jak pisze Sacks:
„Przebiegała w tak różny sposób, że nie było dwóch pacjentów, którzy prezentowaliby dokładnie taki sam obraz kliniczny, przy czy objawy były tak dziwne, że lekarze klasyfikowali tę chorobę jako epidemiczne delirium, epidemiczną schizofrenię, epidemiczny parkinsonizm, epidemiczne stwardnienie rozsiane, atypową wściekliznę, atypowe zapalenie istoty czarnej rdzenia itd. [...]
Ta wszystko niszcząca choroba oszczędzała zwykle tzw. wyższe czynności – inteligencję, wyobraźnię, osąd i humor. Tak więc ci pacjenci, którzy często bywali popchnięci do najodleglejszych i najdziwniejszych granic ludzkich możliwości, doznawali stanów szczodrej przenikliwości i zachowali zdolność do pamiętania, analizowania i testowania”[1].
Dlatego też czytelnik nie musi obawiać się nudy, każdy z dwudziestu opisywanych przypadków różni się zdecydowanie od pozostałych. Inna jest historia pacjenta, inne są realia choroby, i inne są skutki działania L-DOPY. Zaraz, zaraz, chwileczkę, jakiej L-DOPY!? Już wyjaśniam.
L-DOPA jest „cudownym lekiem” (a przynajmniej takim się z początku wydawała) podnoszącym poziom dopaminy w mózgach pacjentów (parkinsonizm polega częściowo właśnie na jego obniżeniu). Pierwszy raz L-DOPĘ zastosował w 1967 roku dr Cotzias, błyskawicznie zyskując rozgłos – w końcu dobre wieści rozchodzą się szybko, przynajmniej w medycynie. Jednak w przypadku pacjentów po śpiączkowym zapaleniu mózgu sprawa nie była tak jasna, jak w przypadku parkinsoników. Te choroby znacznie się różnią i Sacks wahał się długo przed podjęciem decyzji; w 1969 roku rozpoczął w końcu leczenie swoich „uśpionych” pacjentów. Skutki okazały się całkowicie nieprzewidywalne. Posągi się poruszyły, a wulkany zaczęły buchać lawą na wszystkie strony. Nastąpiło gwałtowne przebudzenie.
Lecz mózg człowieka jest niesamowicie złożoną siecią układów i wzajemnych powiązań, funkcjonujących w sposób do siebie równoległy. Tak skomplikowanego mechanizmu nie da się naprawić w prosty, liniowy sposób, za pomocą naoliwienia jednej zębatki – to tak nie działa. Sacks dobrze o tym wiedział. „Cudowny lek” to niestety mrzonka.
„Obiektywizujemy i zmyślamy, chcemy, żeby medycyna była uważana za racjonalną naukę – same fakty, żadnych nonsensów – i taka właśnie nam się wydaje. Ale wystarczy dotknąć tej lśniącej okleiny, żeby rozwarła się szeroko, ukazując nam swoje korzenie i fundamenty, swoje ciemne stare serce metafizyki, mistycyzmu, magii i mitu. […]
Jest, oczywiście, zwykła medycyna, codzienna, nudna, prozaiczna, medycyna obciętego palca u nogi, ropni, zapaleń kaletki i czyraków. Ale wszyscy mamy nadzieję, że istnieje inny rodzaj medycyny, całkowicie odmienny: coś głębszego, starszego, niezwykłego, prawie świętego – medycyna, która przywróci nam nasze utracone zdrowie i samopoczucie. […]
Spędziliśmy nasze życie, szukając tego, co zgubiliśmy, i pewnego dnia, być może, nagle to odnajdziemy. I to będzie cud, stan szczęśliwości!”[2].
Chory nie zastanawia się, czego dokładnie chce, co właściwie pragnie zmienić, ma tylko nadzieję, że powróci do dawnego stanu, do czasów, gdy „wszystko było dobrze”. Nie marzy o tej czy innej rzeczy, marzy o „ogólnym” wyzdrowieniu. A L-DOPA niestety tego dać nie może. Działanie tego leku poza pożądanymi, ma też wiele efektów ubocznych (szczególnie u osób po śpiączkowym zapaleniu mózgu). W euforii chory nie dostrzega wad, cieszy się nowym życiem, cieszy się z możliwości dotykania liści, z przyjemności, jaką daje śpiew, własnoręczne pisanie, szycie, a przede wszystkim napawa się uczuciem wolności. Jest żywy – może wstać, chodzić, wyjrzeć przez okno, samodzielnie myć ręce, grać w karty, udać się do kolegi czy koleżanki z pokoju obok. Wydaje mu się, że może wszystko. Ale ta euforia mija. Raz trwa dłużej, raz krócej, czasem są to dni, czasem miesiące, niekiedy lata, a niekiedy zaledwie godziny. Poza tym pogłębiają się efekty uboczne, poczucie nienasycenia (w dużym stopniu seksualnego, bardzo mocno wzbudzanego przez L-DOPĘ) i braku. Ma na to oczywiście wpływ rygor szpitalny, niemal stałe zamknięcie w ciasnych pomieszczeniach i odgrodzenie od świata. Uczucie straconych lat (wszyscy przedstawiani pacjenci są po czterdziestce, a zwykle mają około sześćdziesiątki), niespełnienia i niestabilności (L-DOPA powoduje gwałtowne zmiany stanu psychicznego, wpływa na zachowanie). Z tych wszystkich powodów kluczową rolę w „powrocie” chorych odgrywa odnalezienie swojego miejsca w świecie, odnalezienie spokoju i pogodzenie się ze swym losem.
„Przebudzenia” nie są jednak opisem objawów przed i po leczeniu, lecz głęboką refleksją nad dzisiejszą medycyną i stopniem relacji lekarz - pacjent.
„Potrzebujemy, poza konwencjonalną medycyną, medycyny znacznie głębszej, opartej na najgłębszym zrozumieniu organizmu i życia”[3].
„Dostrzegamy całkowitą nieadekwatność mechanicznej medycyny, zupełną nieodpowiedniość mechanicznego widzenia świata. Ci pacjenci są żywym dowodem przemawiającym za odrzuceniem mechanicznego myślenia, ponieważ są żywym przykładem myślenia biologicznego. Żywy wizerunek natury, wizerunek, który musimy dopasować do naszego obrazu przyrody, jest wyrzeźbiony w ich chorobie, zdrowiu, reakcjach. Pokazują nam oni, że przyroda jest wszędzie realna i żywa, a zatem nasze myślenie o niej musi być realne i żywe. Przypominają nam, że jesteśmy niedorozwinięci w mechanicznej fachowości, ale brakuje nam biologicznej inteligencji, intuicji i świadomości. I właśnie to przede wszystkim musimy odzyskać nie tylko w medycynie, ale również w całej nauce”[4].
Tylko około połowa książki poświęcona jest poszczególnym przypadkom, reszta to podsumowania, liczne dodatki i przypisy. Byłem bardzo rad z tego powodu. Sacks pisze znakomicie, porywająco i niesamowicie inteligentnie. Jego umiejętność analizowania, dokonywania porównań i wyciągania ogólnych wniosków jest niezaprzeczalna i stanowi największą zaletę tej pozycji. Za jedyną wadę zaś można uznać jej dość specyficzny główny temat (choroba, która praktycznie dziś nie występuje – ale która z pewnością kiedyś nadejdzie znowu). Jest to jednak przede wszystkim książka o człowieku, chorobie, medycynie; o zmaganiach z ciężkim losem; o tym, jak ten los wpływa na ciało, umysł i odczuwanie świata; o poszukiwaniach cudownego remedium na najgorsze schorzenia; o zmianach, jakie może spowodować takie pozornie magiczne lekarstwo; o nadziei, żalu, miłości.
Nie pozostaje mi nic innego, jak z czystym sumieniem polecić „Przebudzenia” wszystkim, którzy nie tylko oczekują od tego typu literatury „ciekawych” przypadków, niespotykanych schorzeń i sensacyjnych leków, ale pragną też poznać i zrozumieć istotę przedstawianego zagadnienia. Czytelnicy nastawieni tylko na to pierwsze mogą się nieco zawieść, pozostali będą wniebowzięci!
---
[1] Oliver Sacks, „Przebudzenia”, przeł. Piotr Jaśkowski, wyd. Zysk i S-Ka Wydawnictwo, Poznań, 2011, ss. 45, 50.
[2] Tamże, s. 57-58.
[3] Tamże, s. 287.
[4] Tamże, s. 281.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.