Dodany: 18.06.2012 13:36|Autor: polter

Rodzinne tragedie


Druga część cyklu powieści o śledztwach komisarza Erlendura Sveinssona oferuje podobną do swej poprzedniczki fabułę. Znów zagłębimy się wraz z bohaterem w historię, tak samej Islandii, jak i zamieszkujących ją ludzi. Zimny, surowy krajobraz wyspiarskiego kraju będzie towarzyszył nam przez cały czas obcowania z lekturą.

Podczas przyjęcia urodzinowego pewnego dziesięcioletniego chłopca jeden z gości zauważa w dłoniach jego półtorarocznej siostry dziwny przedmiot, który coś mu przypomina. Gdy przygląda się bliżej, rozpoznaje ludzką kość, którą dziecko traktuje jak zabawkę. Jako student medycyny nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Wkrótce okazuje się, że kość pochodzi z pobliskiej budowy. Zawiadomiona policja szybko odkrywa, że w budowlanym wykopie spoczywa cały szkielet. Kim była osoba pochowana w odległym miejscu, które do niedawna było zwykłym polem uprawnym? Erlendur i jego ludzie spędzą następne kilka dni, prowadząc śledztwo, którego celem będzie rozwiązanie tej tajemniczej zagadki.

Samo dochodzenie to zaledwie jeden z wątków tej książki. I wcale nie wydaje się być tym najważniejszym. Jako że historia sięga czasów drugiej wojny światowej, istnieje małe prawdopodobieństwo ujęcia ewentualnego sprawcy śmierci tajemniczego "właściciela" szkieletu. To nieco osłabia wymowę książki jako typowego kryminału, w którym złapanie mordercy stanowi główną siłę napędową postępowania bohaterów. Indriðason po raz kolejny odchodzi w swej powieści od konwencji klasycznego kryminału, i to w stopniu jeszcze większym, niż uczynił to w przypadku "W bagnie".

Obok wątku tajemniczej śmierci równie istotne są dzieje rodziny, związanej bezpośrednio z odnalezionymi przypadkiem zwłokami. Śledzimy losy zwykłej, na pozór, islandzkiej rodziny w czasach II wojny światowej. Piszę "na pozór", bo w zamkniętej przestrzeni czterech ścian rozgrywa się milczący dramat kobiety brutalnie bitej przez męża. Historia ta jest przedstawiona równolegle do toczącego się śledztwa, wyjaśniając niektóre pojawiające się w nim wątki i uzupełniając proces stopniowego dochodzenia policji do prawdy. Mnożą się informacje, pojawiają nowe zagadnienia, a wszystko to opisane jest bez zbędnych upiększeń.

Jest jeszcze jedna opowieść, która również przewija się przez całą książkę. To powolne odkrywanie życia osobistego przez komisarza Erlendura, którego córka leży w śpiączce w szpitalu. Przy jej łóżku policjant opowiada o swojej przeszłości, powoli docierając do sedna – tajemnicy swojego dzieciństwa, która nadal nie daje mu spokoju.

Wszystkie te trzy główne wątki, wsparte wieloma pomniejszymi, tworzą mieszankę o niemalże hipnotycznym oddziaływaniu na czytelnika. Akcja toczy się nieśpiesznie, brak tu brawurowych pościgów czy zatrzymań, a przecież trudno odłożyć lekturę na później. To świadczy o prawdziwej klasie pisarstwa Indriðasona. Z krótkich, prostych w swej konstrukcji zdań autor tworzy spójną całość. Nie będzie chyba dużym nadużyciem porównanie jego prozy do klimatu Islandii. Nie wiem, na ile to świadome założenie, a na ile wynik wpływu otoczenia na pisarza, ale – niezależnie od źródeł – wynik jest imponujący.

Owszem, nie każdemu będzie odpowiadało leniwe tempo i ponury nastrój tej książki. Można mieć też zastrzeżenia do kilku rozwiązań fabularnych, które jakby nie do końca wynikają z rozwoju wypadków. Do nie najlepszych (z punktu widzenia literatury kryminalnej) należy też finał powieści – wyjaśnienie tajemnicy nie będzie bowiem żadnym zaskoczeniem dla czytelnika. Jakby tego było mało, zamknięcie pozostałych wątków sprawia wrażenie nie do końca przemyślanego. Być może wynika to z faktu traktowania przez Indriðasona części cyklu jako elementów większej układanki, a może autor po prostu nie udźwignął ciężaru wielowątkowej powieści, którą sobie zaplanował.

Niezależnie jednak od pewnych niedociągnięć, książka ta jest pozycją godną uwagi. Autor znowu porusza problemy współczesnej Islandii, tak podobne do tych, które sami znamy, konfrontując je z nieodległą przecież historią, kiedy to życie było prostsze, ale jednocześnie bardziej wymagające. Dzisiejsi mieszkańcy wyspy w dużym stopniu zapomnieli już o potędze przyrody, o ciągłej walce o przetrwanie na nieurodzajnej ziemi i próbach przeżycia długich surowych zim. Indriðason nie oskarża ich jednak, a jedynie opisuje ten stan rzeczy, jakby samemu nie do końca będąc przekonanym, która z tych opcji jest z jego punktu widzenia lepsza. I choćby dla tych problemów warto poświęcić czas na lekturę "Grobowej ciszy".



[Autorem recenzji jest Krzysztof Dominik "daft_count" Mroczko.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 932
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: