Dodany: 28.06.2012 15:50|Autor: mb1inez

"Obrzydliwe, cielesne człowieczeństwo"[1]


Suzanna zamknęła się w skorupie. Żyje z dala od świata i ludzi. Jej całym kosmosem jest dom, pobliski sklep, ośrodek pomocy społecznej i plaża, na którą codziennie jeździ autobusem ze swoją matką i jej przyjaciółką. Suzanna ma trzydzieści trzy lata i wciąż mieszka z matką, bo sama nie poradziłaby sobie w obcym, nieprzyjaznym świecie. Jest niezrównoważona emocjonalnie i nieprzystosowana do życia w społeczeństwie; wstydzi się jeść przy drugiej osobie, a na samą myśl o załatwieniu potrzeby fizjologicznej lub dotknięciu własnego ciała robi jej się niedobrze. Żyje z boku świata. Do jej ciasnej, dusznej skorupy dostęp ma tylko matka. To ona ją rozumie, pociesza, odgaduje potrzeby i ratuje z opresji. Tworzą jeden organizm.

"[…] poświęciła mi swoje życie i zjednoczyła się ze mną do tego stopnia, że nie było wiadomo, gdzie zaczynam się ja, a kończy ona"[2].

Od początku powieści, gdy przedzierałam się przez intymne zwierzenia Suzanny, zastanawiałam się, co leży u źródła jej niepohamowanej awersji do cielesności i seksualności. Dlaczego obrzydliwe, a nie po prostu zwykłe wydaje jej się człowieczeństwo z całą swoją niedoskonałą naturą? Przez chwilę wydawało mi się, że znalazłam trop: było nakrycie rodziców uprawiających seks i był ojciec myjący już zbyt dużą córkę pod prysznicem. Ale zaraz potem Kimchi przecząco kręci głową: to nie to. Nie tylko. Na upośledzenie emocjonalne Suzanny złożyła się cała masa czynników: przedwczesna śmierć ukochanego ojca, podpięcie się na nowo pępowiną do matki, chorobliwa wrażliwość, a przede wszystkim niechęć do przywdziania maski. Bez niej Suzanna była bezbronna i wystawiona na bezpośrednie działanie… ludzi, dlatego skryła się w swojej skorupie. Na co dzień człowiek przybiera różne maski i za nimi chowa prawdziwe uczucia, strachy, pasje, fobie. Dzięki temu jest ometkowany jako normalny. Wystarczy zdjąć maskę, pokazać światu, co w nas siedzi, a zaraz zostaniemy okrzyknięci wariatami. Taka jest Suzanna. Bez maski. Wariatka.

Gdy do ich skorupy niespodziewanie wprowadza się daleki krewny, Naor, ochrzczony na stałe Gościem, robi się za ciasno. Suzanna przestaje czuć się w domu swobodnie, je tylko pod nieobecność Gościa, sika w pokoju do wazonu, by Gość nie mógł usłyszeć obrzydliwego dźwięku oddawania moczu w toalecie. Ale zmiany wiszą w powietrzu. Naor, piękny niczym grecki posąg, przebojowy, bezpośredni, emanujący zmysłową seksualnością wniesie do smętnego życia dwóch kobiet powiew świeżości. Pytanie: co ON skrywa pod swoją maską?

Powieść Alony Kimchi czasem ściska za gardło, czasem unosi brew, a czasem sprawia, że mamy ochotę przeskoczyć wzrokiem kilka linijek. Ironiczna, pierwszoosobowa narracja na szczęście nieco wygładza chropowatość doznań, ale losy Suzanny wciąż wywołują zimny dreszcz na plecach. Jej niezdrowa, dławiąca relacja z matką zmusza do zastanowienia się, gdzie leży granica miłości i nadopiekuńczości. Nie mogłam opędzić się od wrażenia, że matka Suzanny była najszczęśliwsza, gdy ta, słaba, zahukana, samotna, siedziała w domu, przepełniona wdzięcznością dla swojej opiekunki. Źle interpretowała szczęście córki, widząc je w totalnej izolacji od problemów i zagrożeń ze strony ludzi. Nie pomyślała, że szczęście może polegać na możliwości sparzenia się i doświadczenia życia z całym jego pięknem i okrucieństwem na własnej skórze.

"Płacząca Zuzanna" to powieść o poszukiwaniu siebie, warta uwagi i refleksji. Ja przeczytałam ją szybko, bojąc się zarazić rozpaczą Suzanny, i równie szybko odłożyłam na górną półkę. Siebie odnalazłam zupełnie gdzie indziej.



---
[1] Alona Kimchi, "Płacząca Zuzanna", przeł. Leszek Kwiatkowski, wyd. W.A.B, Warszawa 2006, s. 36.
[2] Tamże, s. 42.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 758
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: